niedziela, 30 października 2016

Ważne, proszę przeczytaj

Hej
Ostatnia taka notka była pod koniec czerwca, ale pojawił się pewien hmm problem (?).
Jak pewnie sami zauważyliście rozdziału nie ma długi czas. Pisałam do Andżeliki, ale nie odpisała.
 Mam dzisiaj super humor i nawet nie wiecie jak przykro mi to pisać, ale już nic nie pojawi się na tym blogu. 
Blog istnieje od 2013 roku, więc to dość długo. Pamiętam, jak pisałam pierwsze notki i smutno mi, że to koniec.
Tą notkę zaczęłam pisać już tydzień temu i jakoś nie mogłam jej skończyć ;/

Mam do was jednak ogromną prośbę.
Wszyscy, którzy czytali bloga i wciąż tu są niech napiszą mi komentarz. Wystarczy zwykła kropka.

Dziękuję wszystkim bardzo.
Po raz ostatni
Ali <3

sobota, 6 sierpnia 2016

Ja i moje blablabla

Hej ;*

Idąc wcześniejszym (czyli tym przed moją nieobecnością) czasem dodawania postów, rozdział powinien pojawić się wczoraj. Niestety jak wszyscy wiemy, nie było go.
I dzisiaj też go nie będzie.

Zaczęłam go pisać w trakcie wielkiej weny xD Niestety musiałam przerwać, a teraz za każdym razem jak do niego siadam nie pamiętam co chciałam wtedy pisać i naprawdę nie mam pojęcia jak chcę ten rozdział dokończyć. A jak wszyscy wiecie pisanie na siłę nie jest dobre.

Kiedy pojawi się 17 ? Nie mam pojęcia.

Jeśli pojawi się do 15 to dobrze, cieszmy się, ale jeśli nie pojawi się to znaczy, że w tym miesiącu już jej nie będzie. Dlaczego?

Od 15 do 20 jadę do Szczecina :) Spędzę 5 cudownych dni w białej sali, perfect ! :/
Od 21 do 27 jadę na wakacje z chłopakiem nad morze, a później zostaje mi jakieś 4 dni, na przygotowanie do szkoły :)

Też mam wakacje i też chcę mieć czas dla siebie :)
Dlatego mam nadzieję, że zrozumiecie, a rozdział pojawi się najszybciej jak tylko się da:)

Uwielbiam was, wasze komentarze i rady co do mojego pisania. Do następnego :* <3

Lista osób, które chcą abym zajmowała miejsce na komentarz ;
*Maddy
*Patty;* Super
*Gabriela Górniak
*Callie

Jeśli ktoś jeszcze chce zostawia komentarz *Zajmuj*
Dziękuję, za chwilę uwagi :* <3

poniedziałek, 18 lipca 2016

Rozdział 16~"Zawsze odnajdziemy drogę do siebie. Pamiętaj o tym."




    Późną nocą albo wczesnym rankiem - zależy jak dla kogo - razem z Leonem poszliśmy coś zjeść. Raz w miesiącu, kiedy nudzi nam się krew z woreczków, idziemy na most 'Tristey'. Ten sam, na którym miałam wypadek z rodzicami. Kładziemy się na środku drogi i czekamy na jakikolwiek jadący samochód. Kiedy tak leżymy, zazwyczaj rozmawiamy, o wszystkim, i o niczym. Zazwyczaj są to miłe rozmowy, o nas, o przyszłości, ale tym razem Leon tylko patrzył obojętnie w gwiazdy i nie miał zamiaru odezwać się słowem. Co jeśli myśli o Sophie? Pojawiła się w jego życiu tak nagle. Wiem, że ją kochał. A może nadal tak jest? A może jestem przewrażliwiona? Może Leon po prstu myśli o Jayu, może się martwi o niego tak samo bardzo jak ja?
-Skarbie. - Zaczęłam. - O czym tak myślisz?
-Chodzi o to, że nie chce narażać was wszystkich na to, co rodzina pierwotnych dla nas przygotowała. Boję się o Ciebie, Violu.- Wyznał, na co ja przysunęłam się do niego i chwyciłam słoją dłonią jego dłoń.
-Spokojnie skarbie. Nic się nie stanie.- Odparłam.
-A jeśli tu chodzi o Ciebie? A Jay jest tylko przynętą. Wiedzą, że będziesz chciała go uratować. Twoja aura przyciąga wszystkie stworzenia nadnaturalne. A Twoja krew, jest równie cenna jako krew ludzki i wampirza. Jestem prawie pewien, że Klaus chcę ją wykorzystać. Tylko nie mam pojęcia do czego. Jako wampir, będziesz się ciągle odnawiać. Więc Twoja krew będzie nieskończona. - Popatrzył na mnie smutno. - Nie chcę, żeby Cię zabrał nie wiadomo gdzie. Nie chcę Cię stracić.
-Posłuchaj. Niezależnie od tego co się wydarzy, damy radę. RAZEM. I - pokazałam na gwiazdy. - pamiętaj, że zawsze, gdziekolwiek będę, zawsze - powtórzyłam. - będziemy patrzeć na to samo niebo. I za każdym razem, kiedy będziesz oglądał te gwiazdy, ja będę mówić do Ciebie: kocham Cię. Bo nie ma na świecie więzi silniejszej niż łączy nas dwoje Leon. Mamy miłość tak nieskończoną, jakiej nikt nie ma. Zawsze odnajdziemy drogę do siebie. Pamiętaj o tym.
-Jesteś wspaniała. - Szepnął.
-Wiem. - Uśmiechnęłam się i chwilę później usłyszeliśmy nadjeżdżający samochód. - Zaczynamy? - Zapytałam, no co Verdas kiwnął twierdząco głową i w mgnieniu oka, dzięki wampirzej szybkości ukrył się w krzakach. Ja położyłam się tak, aby wyglądać na nieprzytomną. Śniadanie czas zacząć. Nasłuchuję wszystkiego dokładnie, ponieważ leżę tyłem do samochodu. Pojazd znajduję się coraz bliżej. Widzę światło, a szybkość auta znacznie się zmniejsza. Chwilę później pojazd się zatrzymuje, a silnik zostaje wyłączony pod wpływem odcięcia dopływu paliwa przez przekręcenie kluczyka w stacyjce. Trzask drzwi i głos, pytający czy wszystko w porządku, kroki Leona, szybko wyciszam poczucie winy i współczucie dla tego człowieka. Wstaję z drogi, odwracam się i uśmiecham. Patrzę na naszą zdobycz i robię się coraz bardziej głodna, moje kły się wydłużają. Nie panuję nad sobą dłużej, wbijam kły w tętnicę. Krew wlewa się do mojego gardła. Ja z jednej strony, Leon z drugiej. Uwielbiam smak świeżej, ciepłej krwi. 

    Siedzimy w samochodzie, ja, Leon, Ludmiła, Francesca i Diego. Nie wiem jakim cudem chłopak znalazł się z nami, ale dobrze jest mieć go przy sobie. Sytuacja z nami było nieco skomplikowana, ale teraz jesteśmy naprawdę dobrymi przyjaciółmi. Jednak chyba on jest jedyny z moich bliskich przyjaciół niepoinformowany o tym kim się stałam. Boję się mu powiedzieć, bo wiem, że jest osobą, która nie pojmuje takich rzeczy i woli świat takim jaki jest. A co najważniejsze kocha je, boję się, że taka informacja może go zniszczyć.
-Daleko jeszcze?- Pyta Leona mój przyjaciel.
-Nie wiem. - Odpowiada Verdas, a każdy z nas patrzy na niego zdziwionym wzrokiem.
-Mówiłeś, że znasz drogę. - Irytuje się blondynka.
-Znam. - Wdycha chłopak. - Ale nie umiem określić jak daleko jesteśmy. - Spogląda na niego pytająco. - Taka sztuczka pierwotnych, możesz wiedzieć, gdzie się udać ale nie możesz wytłumaczyć tego innym. - Wyjaśnia. Lu spojrzała na niego jak na kogoś z innej planety. Wszystkie te wiadomości były dla nich czymś czego nie da się zrozumieć. - Skomplikowane. - Rzucił na zakończenie, na co dziewczyna westchnęła.
- Ten wasz świat - zrobiła cudzysłów do ostatniego słowa. - jest pokręcony. - Oznajmiła.
-Blondi, nie masz zajęcia? Jeżeli chcesz mogę się zatrzymać, wysiądziesz i będziesz szła za samochodem. Może nie będzie Ci się przynajmniej nudzić. - Chłopak wyraźnie zdenerwował się na moją przyjaciółkę.
-Leon. - Upomniałam go.
-Co? - Burknął i spojrzał w moją stronę. - Ja wcale nie żartuję. - Zakończył, a w samochodzie zapadła głucha cisza. Verdas uśmiechnął się do siebie triumfalnie i byłam przekonana, że w myślach powiedział sobie 'Jeden dla Leona, zero dla reszty'. 

    Po kilku godzinach jazdy Leon niespodziewanie skręcił, byliśmy w małej miejscowości, dookoła były łąki, lasy i pola. Wjechaliśmy na teren porośnięty trawą. W połowie niej zaczęła robić się straszna mgła przez którą nie było nic widać, powiało chłodem, poczułam jak na moich ręką pojawia się gęsia skórka. Chłopak zatrzymał pojazd.
-No to wysiadamy. - Oznajmił.
-Co? - Wypaliła Ludmiła. - Chyba sobie żartujesz.
-Jeśli chcesz, poczekaj w samochodzie, mówiłem od razu, że to będzie długa drogę, ciężka i okropna. Dlatego kazałem wam zostać. - Powiedział spokojnie Verdas i wysiadł z samochodu, zrobiłam do samo. Zaraz po mnie wysiadła reszta.
-Idziemy. - Oznajmili chórkiem.
-Trzymajcie się nas. - Kiwnął na mnie głową. - I módlcie się, żeby wyjść z tego cało. - Przestraszył ich specjalnie Leon. - Wchodzimy. - Weszliśmy w mgłę. Razem trzymaliśmy się za ręce. Prowadził Verdas. Po kilkudziesięciu minutach marszu mgła skończyła się i naszym oczom ukazały się tyłu ogromnej posiadłości. Razem z Leonem odruchowo wysłaliśmy falę dźwiękową w przestrzeń, aby wyczuć obecność innych wampirów. Odebraliśmy kilka sygnałów z pomieszczeń. Leon przesłał myśl do Jaydena, jednak nie otrzymał odpowiedzi. - Zostańcie tu. - Rzucił i poszedł do przodu. Jak zwykle go nie posłuchałam i szłam za nim cichutko, prosto do wejścia na teren posiadłości. Poczułam Jaya. Serce zaczęło mi bić szybciej. Nie zwracając uwagi na nic, podeszłam cicho do ogromnej hali. Z boku zauważyłam drzwi, podeszłam i złapałam za klamkę, zamknięte. Przecież to nie może być tak proste. Ale mam pewność, że młodszy Verdas jest w środku.
-No witam. - Usłyszałam za sobą. Przełknęłam ślinę i powoli odwróciłam się do głosu.
-Sophie. - Szepnęłam kiedy zobaczyłam ją stojącą z rękami na biodrach, z tym irytującym uśmiechem.
-Violu, jak miło Cię widzieć. Klaus się ucieszy. Niedługo wróci. - Rzuciła i spojrzała w stronę wielkiego domu, skąd szedł mężczyzna. Miał na oko dwadzieścia pięć lat. Jęknęłam w duchu.
-Przyszłaś trochę za wcześnie, no ale i tak przywitamy Cię jak najlepiej umiemy. - Oznajmił podchodząc do nas. - Mam na imię Elijah Blood. - Przedstawił się, ujął moją dłoń i ją ucałował. Co tu się kurwa dzieje? - Wejdziesz do środka? - Zapytał. Patrzyłam na niego nie rozumiejąc nic z całej sytuacji. Staliśmy tak w ciszy przez kilka chwil.
-Przyszłam tu po Jaydena i wiem, że tutaj jest. Nie wiem kim jesteś i w sumie mnie to nie obchodzi, ale masz go natychmiast wypuścić. Rozumiesz? - Wybuchnęłam.
-Elijah. - Usłyszałam znajomy głos, jak dobrze że tu jest.
-Leon. - Uśmiechnął się w stronę mojego chłopaka Blood. Podali sobie ręce. Już całkiem czułam się zmieszana.
-Dobra, już nie rozumiem nic z tej popieprzonej sytuacji! - Odezwałam się zdenerwowana.
-Spokojnie. - Posłał mi uśmiech chłopak, którego poznałam przed chwilą. - Bez nerwów. Jestem tym człowiekiem, który się trzyma wyznaczonych reguł. Przebyłaś pewnie szmat drogi, żeby tu dotrzeć. Może weźmiemy Jaydena i razem pójdziemy do środka się czegoś napić, porozmawiać, poczekać na Klausa, a kiedy wróci, obgadasz z nim wszystkie warunki wypuszczenia Jaya. Dobrze? - Pogubiłam się, ale przytaknęłam. - Świetnie, a więc poczekajcie, już po niego idę. - Otworzył drzwi bez najmniejszego problemu, wszedł do środka
-Co tutaj się dzieję. - Zapytałam mojego chłopaka.
-Klaus. - Przesłał mi w myślach. - Wszystko będzie dobrze dopóki on tutaj nie przybędzie. Musimy zabrać Jaya i spieprzać. - Spojrzałam na niego, ale nie odpowiedziałam mu. Po chwili w drzwiach hali ukazał się Elijah z Jaydenem. Widzę go, pierwszy raz po tak długim czasie, momentalnie pojawiają się w moich oczach łzy.
-Jay! - Rzucam mu się na szyję i przytulam go mocno.
-Violu, tak się cieszę, że Cię widzę. - Mówi w moje włosy. - Przepraszam, tak bardzo Cię przepraszam. Wiem, że zawaliłem, nie wiem jak tak mogłem.
-Nuda. - Przerywa mu Sophie. - Chodźcie się czegoś napić, nie mam ochoty stać tutaj.
-Tak chodźmy. - Uśmiechnął się do nas Elijah, spojrzałam na Leona a on przytaknął. Oderwałam się od Jaya i razem poszliśmy do ogromnego budynku, serce waliło mi jak szalone. Tak bardzo się boję. Wszyscy weszli do pomieszczenia oprócz mnie i Leona, niestety potrzebowaliśmy zaproszenia.
- Megan. - Krzyknęła dawna miłość Verdasów, a chwilę później przy drzwiach pojawiła się kobieta w stroju gosposi.
-Proszę wpuść tą parę do naszego domu. - Zwrócił się do niej Pierwszy wampir.
-Wejdźcie. - Powiedziała kobieta i odeszła, a my weszliśmy do środka. Siedliśmy przy dużym stole. - Czego się na bijecie?
-Bourbon. - Rzuciliśmy na równi z Leonem. Chłopak wrzucił po trzy kostki lodu do szklanki, i zalał to alkoholem z butelki.
-Proszę. - Podał nam napoje. - A teraz zostało nam czekać na mojego brata. Niebawem powinien zjawić w progu.

______________________________________________
No to mamy 16 xd
Wyprzedziłam xd
Gdybyśmy szli normalnym tokiem dodawania ten rozdział pojawiłby się dopiero w piątek :D 
Planuję jeszcze dodać do 18.08 rozdziały za sierpień, mam nadzieję, że mi się uda :)
Później tak jak już informowałam rozdziały dopiero we wrześniu :)
Mam nadzieję, że nowa szkoła i duża nauki nie pozbawi mnie tej chęci do pisania, która nawiedziła mnie ostatnio :)
Miłej nocy i do następnego :) 

Andzi xx

I jeszcze:
JEŚLI KTOŚ CHCIAŁBY ŻEBYM POD KAŻDYM ROZDZIAŁEM ZAJMOWAŁA MIEJSCE NA KOMENTARZ TEJ OSOBY TO PROSZĘ NAPISAĆ W KOMENTARZU :)  <3
Dobranoc ♥ ♥ ♥

wtorek, 12 lipca 2016

Rozdział 15~" Tego co zawsze było moje. "






    Siedziałam przy stole w jadalni popijając kawę, kiedy usłyszałam, że drzwi frontowe się otworzyły.
-Violu!- Usłyszałam krzyk Fran.
-W jadalni!- Okrzyknęłam, a po chwili w pomieszczeniu zjawiła się włoszka razem z Ludmiłą. - Coś się stało? - Zapytałam, kiedy usiadły obok mnie.
-Nie uwierzysz.- Spojrzałam pytająco na blondynkę, która jak nigdy nie zaczęła od razu mówić.
-To może najpierw powiedz. - Zaproponowałam. - Marco z nią zerwał. - Otworzyłam szeroko oczy, a moja broda zjechała w dół, pozostawiając również otwartą buzie.
-Co?- Wydobyłam z siebie, ale nie zamknęłam ust. Patrzyłam na dziewczyny zdziwiona.
-Wyjeżdża. - Powiedziała spokojnie czarnowłosa, zdawało się, że nie jest przejęta tym wydarzeniem. Nadal patrzyłam na nie nie rozumiejąc. - Rozstaliśmy się w zgodzie, chyba dobrze, że tak się stało. Byliśmy ze sobą już tyle czasu. Widziałam, że ten związek męczył go. Było nam razem dobrze, nie zaprzeczę. Ale chyba lepiej, że tak się stało. Mam nadzieję, że będzie szczęśliwy. Mamy utrzymywać kontakt. - Wyjaśniła.
-No to chyba dobrze. - Oznajmiłam. Wiedziałam, że Fran mówi prawdę, ona nigdy nie umiała ukrywać emocji, ani kłamać.
-A Tobie? - Zwróciła się do mnie, zmieniając temat, Lu. - Co się stało?
-Jayden się skontaktował z Leonem. - Wyjaśniłam. - Tej nocy. A później ja odwiedziłam go we śnie. Nie wiem jak, więc nie pytajcie. Wiem tylko tyle, że jest w tarapatach i musimy mu pomóc.
-Co? - Wypaliła Francesca.
-Czyli nie uciekł? - Dopytywała się blondyna.
-Uciekł, ale chciał niedługo po tym wrócić. Jednak nie było mu to dane. Przepraszał, i mnie, i Leona. - Odparłam.
-Poczekaj. - Włoszka się wreszcie ocknęła. -  Uciekł, zostawił Cię, a Ty chcesz go ratować bo jest w opałach, dobrze zrozumiałam?
-Nie rozumiesz, chciał wrócić. - Próbowałam wyjaśnić.
-Ale to go nie usprawiedliwia, on uciekł Violetta.
-Ona ma rację. - Przytaknęła Ludmiła.
-Przeprosił nas i naprawdę chciał wró..
-Nie broń go nawet!- Przerwała mi czarnowłosa. - Rozumiem Cię, Twoje uczucia i wszystko, całe to bla bla bla. Przecież mu pomożemy, to oczywiste. Tylko błagam, nie próbuj go bronić.
-Dobrze macie racje. - Uśmiechnęłam się i przytuliłam je do siebie. Jak się cieszę, że mam takie przyjaciółki jak one.
-Och jakie to słodkie. - Do pomieszczenia wszedł Leon. - Ale już proszę zakończcie to, ja też bym chciał się poprzytulać z Violą, ale niestety nie mamy na to czasu. - Odsunęłyśmy się od siebie i wszyscy się zaśmiali. Kiedy skończyliśmy, zasiedliśmy razem do stołu.
-Dobra jaki jest plan? - Zapytała Lu.
-Właśnie tu jest problem, nie wiemy co robić, jak go uratować i nie mamy zielonego pojęcia jak do niego trafić. - Wyznałam i cały entuzjazm ze mnie zszedł. Leon widząc moją zatroskaną minę przytulił mnie do siebie.
-Nie martw się skarbie, damy radę. - Pocieszył mnie, a dziewczyny spojrzały po sobie, a później uśmiechnęły się w naszym kierunku. Chyba podobał im się fakt, że jestem szczęśliwa. 
    Chwilę później dołączył do nas Lucas i razem w piątkę dyskutowaliśmy nad tym co możemy zrobić, żeby wydostać Jaya z miejsca, o którym nic nie wiemy.
-A może Fran. - Zwróciłam się do przyjaciółki. - Dałabyś radę wejść w trans i jakoś dowiedzieć się, gdzie jest Jay? - Włoszka była medium, przez ostatni czas często wchodziła w transy, jednak zwykle działo się to nieumyślnie.
-Mogę spróbować, daj mi świecę. - Wyszłam do kuchni i wróciła z powrotem razem z wymienionym przez Francescę przedmiotem. Zapaliłam świecę i postawiłam ją przed dziewczyną. Patrzyła się na nią, aż jej wyraz twarzy zobojętniał, wzrok wydał się nieobecny. - Haha, naprawdę chcecie go znaleźć? - Wydobył się z niej głos, który w żadnym stopniu nie przypominał głosu Fran. Udało jej się. - Jest pod opieką osób, które dobrze zna. Chociaż nie tylko on. - Nieobecny wzrok przesunął się na Leona. A po chwili wrócił na świecę. - Niestety on nic nie wie, znajduje się w pomieszczeniu, z którego żaden jego nadnaturalny czyn nie wychodzi. - Głos przemawiający przez przyjaciółkę ucichł, i mogło wydawać się, że powiedział już wszystko co miał do powiedzenia i chce odejść.
-Jak możemy się do niego dostać? - Zapytałam, nie ukazując przerażenia, które mnie ogarnęło.
-Ktoś już wie. - Twarz Fran uśmiechnęła się, a po chwili przyjaciółka wracała do nas. - Jak ja tego nie lubię. - Wyznała już swoim głosem. - I co? Czego się dowiedzieliśmy? Mówiłam coś?
-Nic nie pamiętasz? - Zapytałam ją, na co ona kiwnęła głową na znak, że naprawdę nie wie co się działo przez ostatnie parę minut. Ludmiła opowiedziała jej o wszystkim.
-Kim jest ten ktoś? - Zapytała czarna, a ja spojrzałam na Leona.
-Skarbie. - Zaczęłam.
-Tak chyba wiem, gdzie jest. - Nie patrzył na nas. - Ale dlaczego? - Zapytał sam siebie.
-Leon. O czym Ty mówisz?
-Mają go pierwotni, Klaus i reszta. - Wyznał. - Tylko nie wiem do czego on jest im potrzebny. I to mnie najbardziej martwi.
-Wiesz gdzie jest. Mamy jakąś dobrą wiadomo. - Stwierdziłam, na co on przytaknął. - Więc jedziemy.
-Ja pojadę sam.
-Nie! - Natychmiast zaprotestowałam. - Czy tego chcesz, czy nie jadę z Tobą. I dobrze wiesz, że jeśli wymkniesz mi się po cichu to i tak znajdę Twoją aurę, dogonię Cię i będziesz cierpiał, obiecuję. Przecież sam mnie wszystkiego nauczyłeś. - Wiedział, że nie żartuję.
-Jedziemy wszyscy. - Dołączyła Ludmiła.
-Dobrze, wyruszymy jutro z samego rana. Przed nami długa droga. Radzę się wyspać. - Przytaknęliśmy mu. Dziewczyny wstały, zaproponowałam, że ich odwiozę. Jestem wampirem, wyszkolonym przez Leona, mi nie grozi nic, ale o przyjaciółki się bałam. Przekonałam go, że nie musi ze mną jechać a po chwili byłyśmy już w samochodzie. 

~.~
    Jayden, Klaus, Kol, Elijah i Rebekah. Ten obraz ciągle chodził mi po głowie. Po co znowu był im mój braciszek? Ta sprawa nie dawała mi spokoju. Chodziłem po pokoju, w tą i z powrotem ze szklanką burbonu w ręku. Po chwili usłyszałem otwieranie drzwi. Violetta, już wróciła, na szczęście cała i zdrowa. Uśmiechnęła się do mnie.
-Damy radę. - Kochana jak zawsze. Nie ważne co się dzieję, ona zawsze potrafi podtrzymać człowieka na duchu. Podeszła do mnie powoli. - A skoro przed nami ciężki dzień, trzeba się jakoś odprężyć. - Przesunęła palcem po moim torsie. Widziałem pożądanie w jej oczach.
-Skarbie. - Odwzajemniłem jej uśmiech. - Co robisz? - Zapytałem ale nie otrzymałem odpowiedzi, za to dziewczyna złączyła nasze usta w namiętnym pocałunku. Przygwoździłem ją do ściany. Ciągle ją całując przeciągnąłem rękę wzdłuż jej żeber, a następnie rąk, które uniosłem do góry. Swoje dłonie zacisnąłem na jej nadgarstkach, po czym oderwałem się od niej. Nie mogła się ruszyć.
- Cześć Sophie. Co Cię do nas sprowadza? - Zapytałem, na co dziewczyna się zdziwiła.
-Jak? - Była zdezorientowana.
-Zrobiłaś wszystko nie tak jak ona. - Skrzywiłem się, i pokiwałem głową na boki.- Viola nie lubi, kiedy dotykam jej żeber, a co najważniejsze całuje całkiem inaczej. Jej usta są miękkie i można się w nich zatracić. A jej dłonie tak delikatne, że nie pomyliłem ich z żadnymi innymi, a ciało tak kruche, że boję się ją mocniej dotknąć, aby tylko nie zrobić jej krzywdy. Chociaż jest silniejsza niż nie jeden długożyjący wampir. Mimo, że wyglądacie tak samo, nigdy nie będziesz taka jak ona. Nie uda Ci się, więc nie masz nawet po co próbować, zrozum. - Posłałem jej szyderczy uśmiech.
-To było słodkie. - Odezwała się tym razem moja prawdziwa Violetta, która stała w progu salonu, na co ja uśmiechnąłem się do niej tym uśmiechem, który przeznaczony jest tylko dla niej. Dla dziewczyny, którą kocham całym moim sercem. - Jak się tu dostała? - Zapytała mnie telepatycznie, na naszej prywatnej częstotliwości, której nikt nie jest w stanie usłyszeć.
-Takie uroki naszej posiadłości. My nie żyjemy, a tylko osoba żyjąca może być właścicielem, więc każdy wampir może wejść tu bez zaproszenia.- Przesłałem jej w odpowiedzi.
-Lucas. - To był świetny pomysł. Znowu obdarowałem ją tym uśmiechem.
-Dobra, to teraz może powiesz nam czego tutaj chcesz. - Warknąłem w stronę Sophie, którą nadal trzymałem za nadgarstki.
-Tego co zawsze było moje. - Uśmiechnęła się. - Ciebie. - Wybuchnąłem śmiechem.
-Na głowę upadłaś? - Puściłem ją. - Wynoś się stąd. Nie chcę Cię już więcej widzieć. - Stanęła przed Violettą. Widziałem jak moja ukochana dziwnie czuje się patrząc na osobę, wyglądającą dokładnie tak samo jak ona. Musi się czuć strasznie ze świadomością, że ja i Jay kiedyś kochaliśmy się w Sophie. Stały tak na przeciwko siebie, mierząc się wzajemnie wzrokiem od stóp po czubek głowy. Szukając jakiejś części, która będzie się różnić. Ja też próbowałem ją znaleźć. Ale oprócz tego że ułożenie ich włosów lekko się różniło, wszystko było dosłownie identyczne, z zewnątrz.
-Jeszcze zobaczymy. - Rzuciła i w mgnieniu oka już jej nie było. Jednak słowa które zostawiła po sobie nadal wisiały w powietrzu. Przytuliłem Violettę do siebie.
-Wszystko będzie dobrze. - Szepnąłem do jej ucha. - Musimy przepisać dom na Luca. Jak najszybciej. Zawołaj go i chodźmy, dopóki jeszcze urząd jest otwarty. - Szatynka przytaknęła. Kiedy siedzieliśmy w samochodzie napięta atmosfera zaczęła się rozluźniać. Ale ja zastanawiałem się czego chciała Sophie, po co tutaj naprawdę przyszła? Wiem, że nie pojawiła się sama z siebie. Ostatni raz widziałem ją jako człowiek. W moim świecie umarła, mimo że naprawdę żyła, dla mnie od kilkuset lat po prostu była trupem. Nie odezwała się do nas przez ten cały czas, dlatego jestem pewien, że ktoś kazał jej do nas przyjść, tylko kto? Ta sama osoba, która prześladuje Jaydena? Muszę się tego dowiedzieć.

________________________________________________
Nadrabiam?
Mam nadzieję :)
Sophie i Violetta :D Wow, współczuję jej trochę :)
Staram się nadrobić w lipcu, od razu za ten czas w sierpniu :)
Może mi się uda :)
Rozdział co cztery dni xd Sama się nie poznaje :)
Zapraszam do komentowania :)
i do następnego :*

Andzi xx

piątek, 8 lipca 2016

Rozdział 14~"Nie wiesz jak to jest w rodzinie, braciszku?"




    Kiedy otwieram oczy zalewa mnie fala ciemności, nic nie widzę. Po kilku sekundach uświadamiam sobie, że po raz kolejny budzę się w tym samym miejscu.
Wytężam wampirze zmysły, najpierw wzrok, całą swoją moc kieruję do oczu. Rozglądam się dookoła, jestem w pustym pomieszczeniu, bez drzwi i okien, nic się w nim nie znajduje. Wydaje się, że jedyną rzeczą w tym miejscu jest koc, na którym ktoś łaskawie pozwolił mi spać.
Następnie moc z oczu kieruję do nosa, mój węch nic nie wyczuwa, żadnego zapachu, jak w próżni, ktoś zadbał o to, abym niczego się nie dowiedział.
Słuch nie odnajduję żadnych, nawet najcichszych dźwięków.
Wysyłam falę dźwiękową, aby sprawdzić czy ktoś znajduję się blisko, w przeciągu kilku kilometrów, ale to też nic nie daje. Pustka.
Próbuję wstać, aby sprawdzić każdą ścianę, poszukać jakiegoś sekretnego wyjścia z tego pomieszczenia, ale znowu robię się senny. Jak? Dlaczego? Przed chwilą się obudziłem. Głowa opada mi w dół, kładę się na kocu i momentalnie zasypiam.

~.~
    -Śpi. - Odezwał się niski głos.
-Dobrze. Wstrzyknij mu więcej. Robi się zbyt silny, nie możemy pozwolić na to, żeby wezwał pomoc zbyt wcześnie. - Nakazał drugi.
-Dlaczego mu rozkazujesz?! To twój brat, a traktujesz go jak sługę. - Tym razem odezwała się dziewczyna.
-Jak ma wezwać pomoc, skoro nic nie wychodzi poza to pomieszczenie? - Ignorując dziewczynę, wtrącił się do rozmowy trzeci, męski głos.
-Nie wiesz jak to jest w rodzinie, braciszku? Każdy sygnał dojdzie do Leona, rozumiesz? Najciszej jak to możliwe, ale dojdzie i on go odczyta.
-I do Violetty przecież tym bardziej. - Wtrąciła się do rozmowy dziewczyna.- Miłość Violetty i Jaydena jest silniejsza niż jego więź z Leonem. - Dodała z wyraźną zazdrością w głosie.
-Moja malutka siostrzyczko, pomijasz fakt, że Jay dał nogę w tak trudnych chwilach dla Violetki i ona jak i on mają mu to za złe. W sumie Verdas odwalił połowę roboty za nas, sam zalazł im nieźle za skórę. - Zaśmiał się. - A drugą sprawą, jest sytuacja, w której nasza mała Castillo zaczyna pałać uczuciem do starszego Verdasa. Moim skromnym zdaniem Jay nie połączy się z nimi dopóki my nie będziemy tego chcieli. - Zakończył triumfalnie swoją wypowiedź przewodnik całego zamieszania,
-Żebyś się jeszcze nie zdziwił. - Szepnęła wampirzyca.
-Co kochana? - Zapytał ją.
-Nic, nie mam siły dłużej na to patrzeć, dobranoc. - Odeszła, pozostawiając braci przy wejściu do tajemniczego pomieszczenia. 
~.~

   Otwieram oczy i znowu ta ciemność. "Leon pomóż mi" wysyłam prosto do niego ale nie dostaje odpowiedzi. "Leon, słyszysz? Wiem, że zawaliłem zostawiając was, przepraszam ale teraz naprawdę potrzebuję po.." nie dokańczam bo po raz kolejny zabiera mnie senność. Głowa opada na koc i  momentalnie zasypiam.
~.~

   Jest trzecia w nocy, a ja nie mogę spać. Mam złe przeczucia, takie dziwne wrażenie, że Jayden mnie potrzebuje. Przekręcam się już chyba po raz setny i niechcący budzę tym Leona. Spał tej nocy ze mną, a raczej ja z nim w jego ogromnym pokoju.
-Skarbie co się dzieje? - Pyta przeciągając się na swoim wielkim łóżku.
-Nie wiem Leon. - Opowiadam.
-To dlaczego nie śpisz? - Zadaje następne pytanie.
-Nie wiem. Coś złego się dzieje. - Patrzy na mnie pytająco. - Mam jakieś złe przeczucia. - Wyznaję Verdasowi.
-Związane z - Daje mi dokończyć.
-Z Jaydenem. - "Violka, wkraczasz na zły tor" podpowiada mi podświadomość, ale szybko ją uciszam.
-Śnił mi się. Przepraszał i wołał o pomoc. - Odparł smutno.
-Kiedy? - Nic mi nie powiedział?
-Tej nocy. Przyznam, że zaniepokoiłem się tym snem dopiero teraz, kiedy mówisz o tych przeczuciach. Uważasz, że coś mu grozi albo coś mu się stało?
-Nie wiem, Leon. Ale musimy to sprawdzić. - Oznajmiam i wstaję z łóżka.
-Masz rację. - Powtórzył po mnie czynność i razem zeszliśmy do kuchni.
Leon robił herbatę, a ja próbowałam połączyć się z Jayem. Niestety na nic się to zdało bo nie odpowiadał. Kiedy moje próby nie przyniosły rezultatów zaczął próby Leon. Niestety i one nie przyniosły żadnych owoców.
-Skarbie, chodź się położyć. Jeśli teraz śpi, na pewno dostał nasze wiadomość i teraz się mu śnią. Jeśli nie śpi to też na pewno je usłyszał. Skoro jego wiadomość dotarła do mnie to nasze dotrą do niego. - Oświadczył Verdas kiedy zegar pokazał piątą trzydzieści.
-Na pewno? - Zapytałam dla pewności.
-Tak, na pewno. - Oznajmił. - Chodź do łóżka. - Wyciągnął rękę w moją stronę, którą ujęłam i poszliśmy do sypialni Leona. Kiedy moja głowa dotknęła poduszki nie czekałam długo, żeby usnąć. 
   
    Kiedy tak spałam poczułam, że lecę. Nie byłam już w posiadłości Verdasów, ale nad miastem. Leciałam, naprawdę leciałam. Jak ptak, między drzewami, domami, tak długo aż w końcu znalazłam się w ciemnym pokoju, wyglądającym jak pusta hala. Na środku leżał on.
-Jayden, co Ci się stało? - Podbiegłam do niego, ale nie otrzymałam odpowiedzi. Nie wiedziałam czy to sen, czy jawa. Zaczęłam nim potrząsać. - Jayden do cholery, obudź się! - Krzyczałam, ale w odpowiedzi uzyskałam tylko echo swojego głosu. Przytuliłam go do siebie i zaczęłam płakać. Mimo, że ja byłam mało rzeczywista, a moje ciało przenikało przez młodszego Verdasa, moje łzy były całkiem realne, kiedy jedna z nich spłynęła na jego twarz od razu się ocknął.
-Violetta? - Zapytał podejrzliwie.
-Tak. Gdzie Ty jesteś? Co to za miejsce? Nic Ci nie jest? Boże jak Ty wyglądasz! Jesteś taki chudy, dają Ci tutaj coś jeść? Dlaczego tu jesteś? - Zalałam go falą pytań.
-Tak to na pewno Ty. Jak się cieszę, że Cię widzę. Przepraszam, że Cię zostawiłem. - Dostrzegłam łzy w jego oczach, mimo całkowitej ciemności widziałam doskonale. Nawet lepiej niż jako wampir. - Jak się tu dostałaś?
-Nie mam pojęcia. Usnęłam, leciałam i jestem. Sama w to nie wierzę, Nadal zastanawiam się czy to nie sen. Ale Jay co to za miejsce?
-Nie wiem, Violu. Nie mogę nic wyczuć, nie potrafię nic zobaczyć, ani usłyszeć. - Wyznał zrozpaczony.
-Obiecuję, że jakoś Cię stąd wyciągnę. - Poczułam jak coś mnie zabiera.
-Przepraszam. - Łzy. Widzę łzy płynące po jego policzkach.- Że odszedłem.
-Teraz ja odchodzę, coś mnie ciągnie, wybacz ale chyba się budzę. Wydostanę Cię. - Zanikałam, czułam to.
-Wiem, wierzę w to, że mnie stąd wyciągniesz, widzę jak twój obraz robi się bledszy. Będę wytrwale na Ciebie czekać. Kocham Cię. - Pyk i jestem z powrotem, łóżko Leona, pokój Leona i on, mój Leon. Kocham go, ale muszę wyciągnąć Jaydena za wszelką cenę. Zegarek pokazuje kilka minut po dziesiątej. Chwile po mnie budzi się Verdas i wszystko mu opowiadam. Musimy coś zrobić.

~.~

    -Kiedy masz zamiar rozpocząć ten plan? - Padło pytanie skierowane do najstarszego z zebranych.
-Spokojnie braciszku, na razie nie możemy dopuścić, aby z kimkolwiek dał radę się skontaktować, dlatego musimy go dalej usypiać. - Oznajmił. - Kol musisz zademonstrować swoje zdolności pierwotnego i objawić się mu jako Leon, powiedzieć jak bardzo go nienawidzisz i życzyć mu gnicia w tym piekle. Następnie też możesz zrobić to samo jako ta urocza szatynka. Powiedz, że ją zniszczył ale dzięki jego bratu wyszła na prostą i nie chce go już znać. Musimy zniechęcić go do kontaktowania z nimi, bo jeśli nie to prędzej czy później w końcu mu się to uda. Elijah ty może przypilnuj naszej siostry, żeby nie zrobiła żadnej głupoty, wszyscy wiemy, że ona lubi Verdasa i może popsuć mi szyki. A Ty Rebekah, proszę trzymaj się z daleka od hali. Nie chcemy przecież żadnych sporów.
-A Ty? A Ty co będziesz robił?! - Wybuchła dziewczyna. - Jak zwykle tylko wszystkich rozstawiasz po kątach! Sam rączek nie ubrudzisz pracą?
-Jak moja droga, muszę odnaleźć Sophie, bo bardzo może mi się przydać. - Uśmiechnął się do siostry.
-Klaus nie bądź głupi, po co Ci znowu ta dziewczyna i tak odwaliła za Ciebie w całym życiu mnóstwo roboty.
-Siostrzyczko, moja maleńka siostrzyczko. - Pokiwał głową najstarszy z rodzeństwa. - Ona jeszcze nie jedno będzie musiała zrobić dla mnie za to, że jest kim jest. Ale myślę, że ta propozycja spodoba się jej tak samo bardzo jak mi. - Posłał jej uśmiech. - W drogę. - Odwrócił się i odszedł kilka kroków, zatrzymał się i spojrzał na rodzeństwo. - Elijah wszystko zostawiam na twojej głowie, pilnuj ich. A zwłaszcza naszej małej siostrzyczki. Nie długo wrócę. Bywajcie. - Przemienił się w ogromnego ptaka, a chwilę później już nie został po nim żaden ślad.
-Idiota! - Krzyknęła Rebekah i poszła do swojego pokoju.

_____________________________________________________________
Jest 14 xD
Wplątałam naszych ukochanych pierwotnych z TVD i TO :)
Ale spokojnie, to tylko na kilka rozdziałów:)
Mam nadzieję, że nikomu nie będzie to przeszkadzać :)
Jak widzicie J w opałach xD
Zastanawiam się co z nim dalej, ale skoro V obiecała to co ja mogę :)
Ona lubi narozrabiać :)
Jak mijają wakacje? <3

Mam nadzieję, ze docenicie to, jak bardzo staram się nadrobić te wszystkie rozdziały których nie było :)

Dziękuję za te wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem <3
Naprawdę teraz wiem, że komuś się to podoba *,* 

Andzi xx

Sprawy organizacyjne ;
Informuję już teraz że ostatnie tygodnie sierpnia mogę znowu zawalić, ponieważ mój chłopak bierze wolne z pracy i razem z przyjaciółmi wyjeżdżamy na wakacje :) 
Informuję was już teraz ale dokładną datę podam kiedy sama będę ją znać :) 
Jeżeli chodzi o rozdziały od września będą pojawiać się w weekendy(w piątek, sobotę lub niedzielę) co drugi tydzień, a jeśli coś się zmieni to będę informować na bieżąco.
Dlaczego coś może ulec zmianie?
Idę od września do nowej szkoły, technikum ekonomistyczne, chcę oczywiście pokazać, że mi zależy, bo jak to mówią pierwsze wrażenie najważniejsze :) Dlatego chce się uczyć i wgl :) Odrabianie prac domowych, systematyczna nauka itd. Żeby mi się tak bardzo chciało jak teraz kiedy nie muszę tego jeszcze robić :D
Trochę zanudziłam xd zapraszam do komentowania, mam nadzieję, że podobają się wam te moje wypociny :)
Idę w końcu spać już taka późna godzina :)
Dobranoc :*  

poniedziałek, 4 lipca 2016

Rozdział 13~"Wspomnienia, to jedyna rzecz, która mi po nich została"




    Obudziłam się z uśmiechem na twarzy, od wielu dni, w końcu naprawdę mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Mam przy sobie ludzi, dzięki którym chcę naprawdę trwać na tym świecie tak długo jak to tylko jest możliwe, a będąc tym czym jestem to może być nawet wieczność.
    Siadam na łóżku i sięgam po zeszyt, który jest ze mną od paru dobrych lat. Niestety jestem niezdarna i kiedy go biorę wypada mi z ręki i szybuje na podłogę, otwierając się w locie. Wypada z niego zdjęcia przedstawiające mnie, mamę, tatę, Lucasa i Angie. Podnoszę obie rzeczy i wpatruję się w fotografię ze łzami w oczach. Czy naprawdę został mi już tylko Lucas?
Patrzę na stronę pamiętnika, na której przypadkowo się otworzył. Czytam.
'Drogi pamiętniku,
Hej :) Dzisiaj był naprawdę jeden z lepszych dni, przyjechała do nas Angie. Rozmawiałyśmy, uwielbiam ją, W piątkę poszliśmy na obiad. Jeden z tych dni, kiedy mogę normalnie dogadać się z rodzicami, bez kłótni, pretensji, żalów. Wiem, że te wszystkie złe chwile są spowodowane moim zachowaniem. Angie mówi, że mama w moim wieku też taka była, nawet gorsza bo zawalała szkołę i naukę, a ja jeszcze to potrafię. Mówi, że powinnam postarać się opanowywać trochę emocje, ma rację tylko, że ja nie potrafię. W takie dni jak dziś - dobre - myślę o tym jak ja się zachowuję i naprawdę żałuję, Chciałabym się zmienić, żeby ten okres "dojrzewania" już mnie nie dotyczył. Rozmawiam w dobre dni z rodzicami, obiecuję zmianę, poprawę. Ale następnego dnia znowu odpiepszam. Ehh..."takie życie nastolatki". Mimo wszystko bardzo kocham moją rodzinę. Wołają mnie na kolację, idę. Chcę jeszcze pobyć z Angie, zanim znowu pojedzie. PA'
    Rozpłakałam się na dobre. Czasem lubię tak powspominać, dzięki temu nigdy nie zapomnę o mojej wspaniałej rodzinie. Bo tak naprawdę wspomnienia to jedyna rzecz, która mi po nich została. Zamknęłam zeszyt i otworzyłam go ponownie na przypadkowej stronie.
'Pamiętniku, dzisiaj początek kolejnego roku szkolnego, a tym samym zmiana mnie. Zacznę już chodzić do szkoły, przestanę unikać przyjaciół, zacznę wierzyć w lepsze jutro, albo przynajmniej pokarzę innym, że tak właśnie jest, koniec użalania się innych nade mną. Będę się uśmiechać i powtarzać, że wszystko jest w porządku. Czas wyjść do ludzi.'
     Żałoba po rodzicach. Jeden z najgorszych okresów mojego życia.
Violetta ćpunka, na szczęście to życie mam już za sobą. Nigdy do tego nie wrócę, a jako wampir nałogi mi nie grożą. Patrzę na kolejny wpis i czytam.
'Drogi pamiętniku przeżyłam. Udało mi się. Powiedziałam że wszystko jest dobrze pewnie jakieś sto razy, ale przetrwałam. Kolejne dni będę już coraz łatwiejsze, przynajmniej mam taką nadzieję. Poznałam dzisiaj chłopaka, ma na imię Jayden, jest taki uroczy. Boję się tylko mu zaufać, mamo gdybyś tu była wszystko byłoby inaczej. Ja byłabym inna. Wszystko byłoby inne.'
    Poznałam Jaydena i od tamtej chwili moje życie kompletnie się zmieniło. Dzisiaj jego tu nie ma i nie mam zielonego pojęcia gdzie może być. Jay pojaw się tutaj na chwilę, dosłownie na moment. Wyjaśnij dlaczego Cię przy mnie nie ma. Proszę. Czy oczekuję tak wiele? Chcę tylko wiedzieć dlaczego odszedłeś. Mój wampiryzm nie może być powodem. Wiem, że w rzeczywistości jest jakiś inny. Jayden, zbyt dobrze Cię znam, żeby tego nie wiedzieć. Tylko jaki?
Czytam dalej, jak dowiedziałam się o wampirach, o tym, że Jay nim jest. O tym jak poznałam Leona i dowiedziałam się, że on również jest krwiopijcą. Przekręciłam kilka stron. Czytam.
'Wczoraj dowiedziałam się, że Angie jest chora. Nowotwór. Lekarze mówią, że nie zostało jej dużo czasu. Ona stara się być twarda, nie chce pokazywać tego, że się boi, a ja od wczorajszego dnia, a właściwie od chwili, w której wszystkiego się dowiedziałam, płaczę. Nie mogę znieść myśli, że ją stracę, że nas zostawi, że zostanę sama z Lucasem. To straszne. Dlaczego wszyscy mi umierają? Najpierw mama i tata, a teraz Angie. Co będzie dalej? Straciłam już tyle ludzi, nawet Jaydena. Odszedł w chwili, kiedy stałam się wampirem'
     Przekręciłam kilka stron, na których pisałam wyłącznie o chorobie cioci, o tym jak stara się być dzielna. Jak bardzo chce być twarda i robić, te rzeczy które robiła dotychczas ale się jej nie udaje. Przeczytałam tylko jeden wpis z jej choroby.
'Drogi pamiętniki, obudziło mnie dzisiaj głośne walnięcie. Przestraszona szybko zbiegłam na dół, gdzie znalazłam w kuchni Angie, siedziała na podłodze i płakała. Obok niej leżała patelnia. wokół były wszędzie jasne, kremowe plamy. Zapytałam cioci, czy wszystko w porządku, czy nic się jej nie jest. Rozpłakała się jeszcze bardziej. "Chciałam tylko zrobić naleśniki" wyszeptała do mnie, a później dodała kilka słów bez składu, ale szybko ją zrozumiałam. Mówiła o patelni i o rękach, że już nie potrafią. Kiedy skończyła mówić nadeszła kolejna fala łez. Podbiegłam do niej i sama płacząc przytuliłam ją. Nie wiedziałam co robić, pierwszy raz od kiedy zachorowała widziałam ją w takim stanie. Widzę jak umiera na moich oczach i wiem, że nie mogę nic z tym zrobić. Od dzisiejszego dnia już wszystko stanie się inne, Od tego dnia już nie Angie zajmuje się nami, tylko my zajmujemy się nią. Musimy z nią spędzać cały czas, bo dzisiaj jest tu, a jutro może być tam. Tak bardzo boję się tej chwili. Staram się nie płakać, ale mi nie wychodzi. Chciałam być mocna, a byłam niczym. Dlaczego akurat ona? Ciągle zadaje pytania, na które nie ma odpowiedzi, albo nie umiem ich znaleźć. Co będzie dalej? Przecież wszystko może się zdarzyć. W naszych życiorysach sytuacja zmienia się z minuty na minutę, bo wtedy naprawdę wiele się dzieje, chociaż niewiele robimy.'
     Zamknęłam zeszyt. Pamiętam ten dzień jakby zdarzył się wczoraj, a nawet dzisiaj. Wstałam z łóżka i podeszłam do regału z książkami, chwyciłam album i wróciłam na poprzednie miejsce. Siadłam i otworzyłam go. Oglądałam zdjęcia, naszej szczęśliwej rodziny, której już tak naprawdę nie ma. Wspomnienia, które najczęściej wracają do mnie we śnie, taka dziwna tęsknota do życia, którego już nie ma.
Zdjęcie Angie za czasów studiów, taka piękna. Zostawiła wszystko, żeby się nami zająć po śmierci rodziców, była cudowna. Była, ale już jej nie ma.
Mimo płaczu kiedy oglądałam te fotografie na mojej twarzy można było zauważyć uśmiech. Przeżyłam to wszystko i byłam szczęśliwa. Kiedy tak się siedziałam drzwi do mojego pokoju się otworzyły, a w progu pojawił się szczęśliwy Leon, spojrzał na mnie, a jego zadowolenia znikło w mgnieniu oka.
-Viola moja, co się dzieje? - Usiadł obok mnie i przytulił mnie mocno, właśnie tego potrzebowałam.
-Dziękuję, że jesteś. - Wyszeptałam przez łzy.
-Zawsze będę.- Pocałował mnie w czoło i już nic nie mówił, dał mi się spokojnie wypłakać. Tak bardzo cieszę się, że go mam.

_______________________________________
No i jest.
Jeszcze raz przepraszam za ostatnią sytuację, wiem, zawaliłam.
Przez ten miesiąc postaram się wszystko nadrobić.
I teraz będę was o wszystkim informować.
Dziękuję, że jesteście i jeszcze raz bardzo przepraszam.

Andzi xx

niedziela, 3 lipca 2016

Przepraszam


Witam!

Ta notka powinna pojawić się parę tygodni temu, wiem.
Niestety trochę ostatnio moje życie się pokomplikowało, chyba nie chce żebym się zanudziła.
Trochę spraw spadło mi na głowę i nie potrafiłam sobie z nimi poradzić.
Ale wygląda na to, że moja psychika już wraca do normalności xD
A jutro rano pojawi się rozdział 13, także spokojnie nie mam zamiaru zostawić was z niedokończonym opowiadaniem, a wszystkie rozdziały nadrobię. 


Tak jak mówi tytuł najmocniej was przepraszam, że nikogo nie poinformowałam i tak po prostu zniknęłam bez słowa :( 
Dobranoc
Andzi xx

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Hej

Na osłodę , cieszące się - Callie i Mariana :D





Hej!
Mam nadzieję, że mnie pamiętacie :)
Przez pewien okres czasu pisała dla was Andzi xx.
Jednakże zaczęłam się troszkę martwić, ponieważ rozdział miał się pojawić po tygodniu, ewentualnie dwóch, a nie ma ponad trzy. Więc napisałam do Andzi, jednakże nie otrzymałam odpowiedzi.

Przechodzę do sedna sprawy.
Nie wiem jak będzie dalej z blogiem.
Miała to być niespodzianka, ale...Jakoś pod koniec maja zaczęłam pisać dla was One Shot'a. Małymi kroczkami, bo nie byłam przekonana czy to dobry pomysł. Aczkolwiek opublikuję go wam. Jeszcze nie wiem kiedy, ponieważ nie jest skończony. Ale będzie.
Co do historii Andzi...Nie wiem. Jeśli nie otrzymam odpowiedzi do końca czerwca będę musiała chyba coś wymyślić.
Nie chcę wam już tyle mieszać, bo to nie ma sensu. Od mojego "odejścia" (tak naprawdę wciąż tu jestem, nie opuściłam was) były dwie autorki. Już i tak macie namieszane na tym blogu.
Niby mogłabym coś pisać dla was, ale po co? To byłoby wymuszone. Ciężko mi się pisze o Violetcie. A wydaje mi się, że historia jest lepsza, jeśli autorowi dobrze się ją pisze :)

Po co jest ta notka?
Bo nie chcę was zostawiać z niczym. Czułam potrzebę, żeby wam to wyjaśnić.
Mam nadzieję, że zrozumiecie.

Alison <3

PS. Naprawdę wam polecam The Fosters. Jeden z moich ulubionych seriali :D
PS.2 Dajcie znać w komentarzu czy wciąż jesteście! :D

czwartek, 2 czerwca 2016

Rozdział 12~"Dziękuję, uratowałaś mnie. "






Jestem wampirem. Nie mogę w to uwierzyć. Ja, Violetta Castillo, dobra uczennica, najpopularniejsza osoba w szkole oraz zakompleksiona ćpunka, jestem potworem, który żywi się krwią. To nie jest możliwe!
Ale mimo wszystko, to mi się podoba. Jestem kimś innym niż byłam, zobaczyłam tak wiele rzeczy z innej perspektywy. To cudowne. Przez ostatnie tygodnie tak wiele się zmieniło. Leon pomagał mi odnaleźć się w tej sytuacji i to dzięki niemu jest ze mną coraz lepiej. Nie spodziewałam się, że jest tak kochany, opiekuńczy, troskliwy, potrafi wysłuchać, wesprze, pomoże.. Violka! Stop. Co do relacji między mną i Leonem, to trochę skomplikowane. Jesteśmy blisko, ale nie tak blisko.
Jayden? Od tamtego dnia, kiedy obudziłam się jako wampir, Jay nie odezwał się do mnie, Leona, czy jakiegokolwiek znajomego, a tym bardziej nie pojawił się w naszym domu. Tak, zamieszkałam w posiadłości Verdasów wraz z Lucasem. Dlaczego? Koło dwóch tygodni temu Angie trafiła do szpitala, nie dało się nic zrobić. Lekarze dawali jej kilka dni życia i ich diagnoza niestety się sprawdziła. Dzisiaj minął czwarty dzień od pogrzebu. Wszyscy mieliśmy nadzieję, że młodszy Verdas przyjedzie przynajmniej na pogrzeb, ale mimo naszych nadziei i wiary w niego - nie pojawił się. Na szczęście miałam przy sobie Leona. Nie wiem jak by to wszystko wyglądało teraz, jeśli nie miałabym go przy sobie.
Lucas, oraz moje przyjaciółki wiedzą czym jestem. Oczywiście, był to dla nich ogromny szok, dowiedzieli się o czymś niemożliwym, a do tego ja zostałam w to zmieniona. Na szczęście już się przyzwyczaili.

-Violetta! - Usłyszałam krzyk Leona dochodzący z dołu.
-Na górze! - Odkrzyknęłam chłopakowi, który w mgnieniu oka pojawił się w progu mojego tymczasowego pokoju.
-Mam pomysł. Posłuchasz? - To naprawdę Verdas? Widzę radość w każdym jego ruchu, uśmiech jak u pięciolatka. Błysk szczęścia i podniecenia w oczach. Leon, chcę oglądać Cię takiego codziennie. Pierwszy raz widzę go takiego. Nie! Drugi. Pierwszy raz był na moście, kiedy upiliśmy się bourbonem i leżeliśmy na środku drogi, patrzyliśmy w gwiazdy i wtedy Leon pocałował mnie po raz drugi. Niezapomniana chwila. Pierwszy pocałunek miał miejsce na werandzie mojego domu, siedzieliśmy na huśtawce, dziękowałam mu, że pomaga mi, Lucasowi i Angie z jej chorobą. Nie wiem co byśmy bez niego zrobili. Mimo, że zachowuje się chłodno i każdy mówi, żebym się w to nie zagłębiała, kiedy z nim jestem jest cudownie. Jest wspaniałą osobą, trzeba go tylko dobrze poznać i na siłę wejść w jego życie, wnętrze.
-Tak, mów Leon. - Uśmiechnęłam się do niego, ale zamknęłam przed nim umysł, nie chciałam, żeby wyczytał ze mnie jak bardzo przyśpiesza moje serce kiedy widzę go takiego.
-Ty, ja i Europa. Co Ty na to? - Szczęście w jego oczach narastało z każdym wypowiedzianym do mnie słowem. Spojrzałam na niego pytająco. - Wyobraź sobie. Mamy koniec czerwca. Potrzebujesz odpoczynku, ostatni okres nie był zbyt odprężający. - To prawda. -Ty, ja, słońce, morze, każdy kraj Europy na inny dzień. Violetta, możemy wszystko. Jesteśmy tu, a w ciągu kilku minut możemy być w każdym miejscu na ziemi. Chcę pokazać Ci jak dobrze możemy się bawić. Spójrz, możemy zacząć od Anglii; Londyn, później nie wiem, może Francja; Paryż, Włochy, Holandia, Niemcy, Hiszpania, Portugalia, co tylko zapragniesz na dany dzień. - Zamilkł na chwilę. A w jego dotąd uśmiechniętych oczach dostrzegłam niepokój. - Violu, powiedz coś. - Spojrzał na mnie i przechylił głowę lekko na prawo. Wygląda słodko, jest tak szczęśliwy. Nie potrafię mu odmówić. Wstałam i powoli do niego podeszłam, nadal nie otwierając umysłu. Stanęłam przed nim, spojrzałam w jego zielone, szczęśliwe oczy i rzuciłam mu się na szyję. - To znaczy, że się zgadzasz?
-Jak mogłabym Ci odmówić? - Przygryzłam dolną wargę.
-Jak chciałem wziąć Cię na randkę to się nie zgodziłaś. - Zażartował, chociaż wiem, że to nie było dla niego śmieszne. Mimo, że z Leonem jesteśmy teraz blisko. Nadal mam nadzieję, że Jayden wróci i wyjaśni mi swoje postępowanie. Dopiero wtedy będę potrafiła definitywnie zamknąć ten rozdział w swoim życiu. Młodszy Verdas naprawdę jest dla mnie ważny i nadal zajmuję ważne miejsce w moim życiu. Nic tego nie zmieni.
-Nie wracajmy do tego Leon, niech liczy się tylko to tu, teraz. Przeszłość nie ma już tak ogromnego znaczenia. - Przytuliłam się do jego umięśnionego torsu.
-A Jay? - Zapytał, a w jego głosie można było wyczuć, złość, odrazę do brata i nawet cień smutku.
-Czekam aż wróci, fakt. Jednak jego powrót nie da rady zmienić nic co mamy razem, jestem przy Tobie szczęśliwa Leon. - Wyznałam i otworzyłam umysł. Żeby wiedział, że to co powiedziałam jest prawdą.
-Właśnie Violetta, Ty nadal na niego czekasz. Zostawił Cię, minęło już tak wiele tygodniu, a Ty nadal masz nadzieję, że on wróci. - Patrzy mi w oczy. To chyba nasza pierwsza rozmowa, w której jego umysł jest otwarty i można odczytać z niego wszystko.
-Leon, boisz się? - Mimo powstrzymywania się zapytałam go o to, co wydobyłam z jego myśli.
-Szczerze? - Przytaknęłam. - W cholerę. - Umilkł. A kiedy otworzyłam usta pokazał gestem, żeby poczekałam. - Boję się. Że wróci. Że do niego wrócisz. Że zostawisz mnie samą, albo będziesz chciała nas obu.
-Nie jestem jak Sophie. - Przerwałam mu.
-Wiem. - Szepnął i chwycił mnie za ręce. - Nie jesteś nawet w małym stopniu taka jak ona, mimo, że wyglądasz identycznie jesteś całkiem inna. - Pokręcił głową. - Violetto, jesteś dla mnie bardzo ważna, jako jedyna znasz mnie takiego jakim jestem naprawdę. Czuję, że przy Tobie mogę wszystko. Boję się, że kiedy on wróci Ty odejdziesz.
-Nigdzie się nie wybieram Leon.
-Wiem, że tyle razy Cię zraniłem. - Faktycznie tak było, na samym początku. Setki razy doprowadzał do tego, że moje serce pękało, miałam go za takiego jak wszyscy dookoła. Ale kiedy poznałam go bardzo dobrze, wiem, że Ci wszyscy nie mają racji. Kiedy prawie umierał, a ja chciałam dać mu lekarstwo, które zmieniło by go w człowieka wolał umrzeć niż stać się nim. Do dzisiaj mu to często wypominam. Leon jest zraniony i trzeba mu pomóc. - Chciałem Cię za to wszystko przeprosić.
-To dobrze. - Rzuciłam.
-Pozwól mi skończyć. Powiedziałem, że chciałem Cię przeprosić. Ale potem zrozumiałem, że nie żałuję. - Uśmiechnął się.
-Leon, wolałeś umrzeć, niż stać się człowiekiem i oczekiwałeś, a właściwie nadal oczekujesz, że ja to zaakceptuję.- Rzuciłam zdenerwowana.
-Nie powiedziałem, że masz to zaakceptować. Powiedziałem tylko, że nie żałuję. - No tak, wszystko skończyło się dobrze, a on nadal jest krwiopijcą. - Bo wiesz jaki jestem naprawdę? Powinnaś, samolubny, Violu.
-Nie jesteś. - Szepnęłam.
-Jestem. Bo dokonałem złych wyborów, które Cię zraniły. Tak, mówię to tu teraz i otwarcie. Wolałbym umrzeć niż stać się człowiekiem. - Zaczęłam się denerwować. - Wolałbym umrzeć teraz, niż spędzić ileś tam lat z Tobą, tylko po to, żeby Cię stracić bo będę zbyt stary i chory, a Ty wciąż będziesz sobą. - I są, łzy w oczach. - Wolałbym umrzeć teraz, niż spędzić ostatnie lata, pamiętając jak bardzo byłem z Tobą szczęśliwy. Wolałbym umrzeć teraz, dosłownie w tym momencie, niż przeżyć jako człowiek, wampir, czy ktokolwiek inny, chociaż jeden dzień bez Ciebie. Dlatego, że taki już jestem Violetto. I nie zamierzam się zmienić. I nie mana świecie przeprosin, które zawarłyby wszystkie powody, dla których nie jestem dobry dla Ciebie. - I poszło, łzy płyną po policzkach.
-Dobrze. - Szepnęłam. - W takim razie ja też nie żałuję. Nie żałuję, że Cię poznałam. Nie żałuję, że przez Ciebie zaczęłam wszystko poddawać w wątpliwość. Nie żałuję tego kim się stałam. Że po mojej śmierci, to Ty sprawiłeś, że naprawdę czuję, że żyję. Były chwilę, kiedy byłeś naprawdę zły. Dokonywałeś złych wyborów, a ze wszystkich wyborów, których ja dokonałam, ten może być najgorszy, ale nie żałuję tego, że się w Tobie zakochałam. - Spojrzał na mnie ze łzami w oczach, jejku Leon czy ja dobrze widzę? Jego oczy błysnęły szczęściem, jakiego jeszcze nigdy nie widziałam. - Kocham Cię Leon. Kocham Cię. - Pocałował mnie tak jak jeszcze nigdy, z miłością, namiętnością, nasze umysły stopiły się w jeden. Czułam jak wędruję po jego osobowości, a dodatkowo było mi tak dobrze jak nigdy wcześniej. Nagle zobaczyłam kajdany i łańcuchy, a przy nich stał chłopiec. Kiedy spotkałam go po raz pierwszy, był tutaj skuty, nie mógł się ruszać i błagał o pomoc. Powiedział, że ma na imię Leon. Teraz? Jest wolny, biegnie w moją stronę i rzuca mi się w ramiona.
-Dziękuję, uratowałaś mnie. - Całuje mnie w policzek i znika, a ja wracam do rzeczywistości. Powoli Leon odrywa się od moich ust.
-Ja Ciebie też kocham, najbardziej na świecie. - Wtulam się w niego i czuję, że w tych ramionach mogę spędzić całe życie. Że to właśnie w nich jest moje miejsce na ziemi. I chce trwać, przy tym mężczyźnie już zawsze, przez dekady, wieki. Jestem z nim taka szczęśliwa i chcę dać mu takie szczęście, jakie on daje mi.

_____________________________________________
Udało mi się dodać dzisiaj :)
Następny rozdział w piątek za tydzień mam nadzieję, że mi się uda :)
A na weekend będę już w domu :)
Pozdrawiam wszystkich ;* xd
Miłej lektury ;*

Andzi xx ;*

piątek, 13 maja 2016

Rozdział 11~"Chcę zabrać od niej ten ból, pokazać jej inne, lepsze życie."





Poniedziałek.. Wstałam i znowu dawna monotonność wróciła, prysznic, soczewki, zejście na dół na śniadanie. Szklanka wody, bo na jedzenie nie mogę znowu patrzeć. Angie dziwnie na mnie patrzyła, oby nie zaczęła nic podejrzewać. Pytała dlaczego nie jem śniadania, wymyśliłam, że jakoś nie mam apetytu i kupię sobie coś po drodze.
Wzięłam torbę i wyszłam z domu, ruszyłam w stronę samochodu, nie wiem czy to dobry pomysł, żeby nim jechać. Otworzyłam drzwi od kierowcy.
-Hej. - Usłyszałam za sobą. Cholera!
-Hej Jay. - Odpowiedziałam powoli się odwracając. Przytuliłam go.
-Jedziesz do szkoły? - Zapytał patrząc na mnie dość dziwnie. W sumie co się mu dziwić? Olewałam go przez cały weekend.
-Miałam taki zamiar. A Ty? - Posłałam mu uśmiech.
-Tak.
-Powieźć Cię? Wsiadaj. - Usiadłam za kierownicą, Jay okrążył samochód i usiadł obok mnie. Kiedy jechaliśmy czułam się niezręcznie. Atmosfera była bardzo napięta.
-Dlaczego nie odbierałaś telefonu? - Kurwa! Czekałam na to pytanie, ale nie wiem co mam mu powiedzieć.
-Nie wiem. Chciałam odpocząć od tego wszystkiego, ostatnio dużo się wydarzyło. - Zaczęłam ściemniać.
-Coś się dzieje, Violu? - Patrzył na mnie z troską w oczach.
-Nie. - Spojrzałam na niego. - Naprawdę. - Zaparkowałam pod szkołą. Bez słowa wyszłam z samochodu i poczekałam aż on zrobi to samo. Przyciskiem przy kluczyku zamknęłam samochód i włączyłam alarm. Jayden wziął mnie za rękę i razem weszliśmy do szkoły, na szczęście pierwszej lekcji nie mieliśmy razem. Rozeszliśmy się do klas, odczekałam kilka minut w łazience i wyszłam ze szkoły. Udałam się do samochodu i nim pojechałam do chaty. 
-Nie poszłaś do szkoły? - Na wejściu zapytał mnie Mattew.
- Jak widać. - Uśmiechnęłam się i siadłam w fotelu Melki. Jak zwykle Philip zrobił mi zastrzyk i zapomniałam o otaczającym mnie świecie. 

Siedzieliśmy wszyscy, razem, spokojnie, aż w końcu drzwi otworzyły się z hukiem. Do środka wparował Leon, na co bardzo się zdziwiłam. Zmierzył wszystkich wzrokiem, aż w końcu spojrzał na mnie. Widziałam złość w jego oczach, a nawet cień ulgi.
-Jaja sobie robisz?! - Wybuchł.
-Leon. - Zaczęłam spokojnie.
-Co Ty w ogóle tutaj robisz?!
-Siedzi, nie widać? - Odezwał się Mattew.
-Morda. - Odpowiedział spokojnie Verdas.
-Nie radzę Ci tak do mnie mówić. - Chłopak wstał z kanapy i podszedł do wampira.
-Nie radzę Ci do niego podchodzić. - Ostrzegłam go.
-Lepiej jej posłuchaj. - Leon posłał mu triumfalny uśmiech. - Violetta idziemy.
-Mam się go bać? No nie żartuj. - Verdas spojrzał na Mattew'a. Uderzył go pięścią w twarz, chłopak upadł na kanapę.
-Nie wstawaj bo stanie Ci się krzywda. - Syknął w jego stronę - Chodź. - Zwrócił się do mnie.
-Ona nie chce iść. Nie widzisz? - Pojawił się obok mnie Philip. Nie tylko nie to, on niech się lepiej w to nie wtrąca.
-Violetta bez dyskusji. Idziemy! Musisz porozmawiać z Jayem.
-Nie teraz Leon.
-Jesteś naćpana? No bez jaj. Zobacz co ty ze sobą robisz. Czy ty przypadkiem nie byłaś na odtruciu? Chodź. - Pokręciłam przecząco głową, na co on użył wampirzej szybkości i po trzech sekundach siedzieliśmy w samochodzie. On kierował. Jechaliśmy prosto na posiadłość Verdasów. Co ja powiem Jayden'owi?
-Skąd wiedziałeś, że tam jestem? - Zapytałam go.
-Wyczułem Twoją aurę. - Odpowiedział szorstko.

Kilka chwil później siedzieliśmy w salonie przy kominku, w domu Leona i Jaya.
-Dlaczego znowu ćpasz? - Mój chłopak zadał mi to pytanie po raz piąty w ciągu ostatnich dwóch minut.
-Chcę Ci powiedzieć, ale nie mogę. Żeby Ci powiedzieć, będę musiała o tym myśleć, jeśli zacznę o tym myśleć to znowu zacznie boleć, a jak zacznie boleć to będę ryczeć. A wtedy znowu będę musiała zaćpać. - Wyznałam.
-Violetta, musisz mi to wytłumaczyć..
-Melka nie żyję. - Wybuchnęłam płaczem. Kiedy łzy lały się strumieniami po moich policzkach, Leon pojawił się obok mnie w mgnieniu oka i objął mnie ramionami. Tymczasem Jayden nie zrobił nic, wpatrywał się w nas jak w obrazek.
-To nie jest powód żeby ćpać. - Odezwał się kiedy w końcu się uspokoiłam. 
-Nie rozumiesz, wszyscy mi umierają. Mama, tata, Melka, Angie ma raka, niedługo zostanę sama z Lucasem. Jak dam sobie radę? A z Melką? Nawet się nie pożegnałam. Chciałam zapomnieć o tamtym ćpuńskim życiu. Olałam ich, łącznie z Melką. Ona umarła, a mnie nawet przy niej nie było. Nie potrafię sobie tego wybaczyć. To wszystko tak cholernie boli. Zabierz ode mnie ten ból. - Ostatnie zdanie skierowałam do starszego Verdasa. - Proszę. Zatrzymaj to, Nie daje rady. - Szepnęłam. Leon wstał, wziął nożyk i przejechał sobie nim po wewnętrznej części dłoni. Wziął szklankę, kilka centymetrów nad nią zacisnął dłoń, przez co szklanka zaczęła napełniać się jego krwią. Podał mi szklankę, a rana po kilku sekundach zagoiła się. Krwi w szkle nie było za wiele.
-Napij się. - Polecił.
-Zwariowałeś?! - Krzyknął Jayden. - Chcesz ją przemienić w potwora?!
-Chcę zabrać od niej ten ból, pokazać jej inne, lepsze życie. - Wyjaśnił.
-Violetta, nie rób tego! - Nakazał mi Jay.
-Przepraszam. - Szepnęłam i wypiłam zawartość.

Obudziłam się po kilku godzinach, chociaż dla mnie trwało to jak parę minut. Leżałam na łóżku, a obok mnie siedział Leon. Nigdzie nie było Jaydena.
-Hej piękna. - Odezwał się. - Masz, pij. - Podał mi woreczek szpitalny, który był napełniony krwią. - Do dna. - Spojrzałam na to z obrzydzeniem, ale kiedy tylko poczułam zapach zawartości woreczka, wypiłam wszystko. - Grzeczna dziewczynka. - Zaśmiał się. - Witaj wśród nas.
-Czuję się lepiej. - Szepnęłam.
-Wiem, ale to nie potrwa długo, musisz się przez ten czas nauczyć zachowywać jak człowiek, później te uczucia wrócą ze zdwojoną siłą, ale do tej pory nauczę Cię je zatrzymać i kontrolować.
-Dziękuję Leon. - Posłałam mu uśmiech, - A gdzie jest Jayden? - Zapytałam na co on zrobił zmartwioną minę.
-Obawiam się, że przez jakiś czas będziemy tylko Ty i Ja. - Odpowiedział spokojnie. - Ale wiem, że on wróci. Za bardzo Cię kocha, żeby odejść na zawsze.

____________________________________________________
Dzisiaj krócej, przepraszam.
Niestety nie mam zbyt wiele czasu, koniec roku :(
Poprawiam oceny :( Na koniec gimnazjum świadectwo musi być idealne :/
Chcę iść do dobrej szkoły, dlatego przez maj, i połowę czerwca mogą pojawiać się małe opóźnienia lub deko krótsze rozdziały :(

Miłego czytania.
I proszę o wasze komentarze :(
Nie wiem czy przynajmniej połowie z osób czytających pasuje taka historia.
Chciałabym wiedzieć jak odbieracie to opowiadanie.

Andzi xx :*

piątek, 29 kwietnia 2016

Rozdział 10~"Dawno Cię tu nie było."






W końcu weekend. Nie chce mi się uczyć, a to już ostatni rok. Przecież muszę jak najlepiej napisać maturę. Dla rodziców. Siedzę w swoim pokoju, piątkowy wieczór, a ja jestem sama. Dlaczego? Nie wiem, ale przyda mi się taki odpoczynek od wszystkiego. W ostatnim czasie dzieje się tak wiele. Nie mam czasu dla siebie. Spacer! To idealny pomysł. Zarzuciłam kurtkę, wsunęłam buty i bez słowa wyszłam z domu. Muszę uciec na trochę od tego wszystkiego co mnie otacza. Dawno tego nie robiłam.
Ostatni raz spacerowałam jeszcze w wakacje. Byłam spizgana, wyszłam z domu w kapciach około godziny 22 i szłam przed siebie. Patrzyłam na ludzi, na to jak spieszą się, wracają z pracy do swoich domów i nie zwracają uwagi na to wszystko co dzieje się dookoła nich.
Wyglądało to dokładnie tak jak teraz. Ja szłam i patrzyłam na każdy szczegół otaczający mnie. Miasto jest piękne wieczorem, oświetlone, nastrojowe i doskonałe do rozmyśleń. Nieświadomie nogi poniosły mnie pod blok, w którym mieszka Philip. Chłopak jest starszy ode mnie o dwa lat, mieszka tu sam. To właśnie z nim zaćpałam pierwszy raz. Wspomnienia wróciły i przelatywały mi przed oczami jakby były kilkusekundowymi filmami.

Siedzę w kawiarni czy restauracji, jak kto woli to nazwać, na rogu N Ardmore Ave i Malrose Ave. W Prael Thai Restaurant niedaleko szkoły, do której przestałam chodzić po tej katastrofie. Kiedy siedziałam patrząc przed siebie nic nie widzącym wzrokiem i pijąc kawę, dosiadł się do mnie chłopak. Na oko w moim wieku może ciut starszy. 
-Coś się stało? - Zapytał mnie ze słyszalną w głosie troską. Lekko się zdziwiłam, chciałam mu powiedzieć, żeby się odwalił i sobie poszedł. Tak jak zrobiłaby to dawno Violetta Castillo. Tyle słów przebiegło mi przez myśl. Ale ostatecznie nie powiedziałam nic. - Ej. Może mógłbym Ci jakoś pomóc? - Byłam wtedy jeszcze w szoku po wypadku. Nie wiedziałam dlaczego, ale pierwszy raz nie umiałam wypowiedzieć słowa. Patrzyłam na niego ze łzami w oczach. - Nazywam się Philip. - Uśmiechnął się. Kiedy ujrzałam ten cudowny uśmiech, wiedziałam, że ten chłopak zmieni coś w moim życiu. 
-Jestem Violetta. - W końcu się odezwałam. 
-Chcesz pogadać? 
-Zazwyczaj nie rozmawiam z nieznajomymi o problemach. - Odparłam. - Zwykle nie mam problemów. - Dodałam ciszej, a łza pociekła po moim policzku.
-Już się znamy. - Posłał mi lekki uśmiech. - Chodź. - Wstał i wyciągnął do mnie rękę. Zdziwiłam się i spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. - Chodź. - Powtórzył. Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć ale po chwili zamknęłam je i podałam rękę chłopakowi. Złapał mnie za nią i prowadził. Po kwadransie staliśmy pod blokiem. - Tu mieszkam, zapamiętaj drogę. - Rzekł i weszliśmy do środka.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, po co mam ją zapamiętać. Nawet nie pomyślałam o tym, że mieszkanie w tym bloku będzie moim drugim domem.

W środku było pełno ludzi. Oblegali kanapy, fotele i duże parapet pod oknami w trzech pokojach. Ominęliśmy je. Podeszliśmy do czwartego pokoju, do którego drzwi były zamknięte. Philip nacisnął na klamkę i otworzył je. Pokój był pusty, weszliśmy do niego. Nie wiedziałam co robić. Bałam się. Nawet w pewnym momencie chciałam uciec, ale się uspokoiłam. Chłopak pokazał mi strzykawkę, którą napełnił jakąś substancją. Wbił mi ją w rękę, a właściwie w żyłę i opróżnił ją do niej. Nie bolało, a po chwili czułam się inaczej. Lepiej, bez problemów. Opowiedziałam chłopakowi całą moją historię. Później poszliśmy do jednego z pokoi i przedstawił mnie wszystkim. Mówili, że teraz jestem z nimi, że powinnam się zachowywać jak oni, że od dziś jestem hipiską. Tam było miło i dobrze, a co najważniejsze problemy nie istniały.

Teraz wiem, że są dwa rodzaje hipisów. Ci prawdziwi i my - ćpuny. Od tamtej pory przychodziłam tam codziennie.

Zawsze jeden z nich zachowywał się dziwnie kiedy wchodziłam do pokoju, w którym się znajdował. Trzymał mnie na dystans. Nie lubił mnie i dobrze, ja też go nie lubiłam. Miał na imię Mattew i często mówił, że pewnie dnia odejdę i wybiorę tamtych.

Nie umiałam wtedy pojąć jego gadania. Teraz już rozumiem. Wybrałam normalnych ludzi, przynajmniej w pewnym sensie. Przestałam tam przychodzić zupełnie z dnia na dzień, a teraz nawet już nie ćpam. Byłam na odtruciu, jestem czysta. Mattew miał rację.

Spędzałam tam całe dnie, czasem nawet noce. Dowiedziałam się, że to co lubię najbardziej to morfina. Jeden z najgorszych i najdroższych narkotyków. Najlepiej czułam się kiedy to Philip robił mi zastrzyk, spędzałam z nim całe dnie. Oprócz niego była tam też taka Melka. Ona nie brała zastrzyków. Wolała prochy, zawsze po nich kiwała się na fotelu, w którym siedziała od pierwszej mojej wizyty w bloku. Każdy wiedział, że to jej miejsce i nikt go jej nie zajmował. Opowiadała mi kim była i kim chce być. Czasem te jej opowieść nie były w najmniejszym calu prawdziwe ale uwielbiałam jej słuchać. Czytałam z nią książki, wyłapywałyśmy najlepsze cytaty. Później szłyśmy spać. Kiedy się budziłam, jej nie było. Philip mówił, że poszła do domu. Wtedy ja też wracałam, albo szłam do pokoju chłopaka, w którym pierwszy raz wszedł mi w żyłę. Kładłam się na łóżku obok niego, przytulałam go i usypiałam w jego ramionach. To było najbezpieczniejsze miejsce na ziemi.

Wtedy tak myślałam.

To musi wyglądać dość dziwnie, a dla niektórych nawet śmiesznie. Stojąca na chodniku dziewczyna ze łzami w oczach, patrząca na znajdujący się po drugiej drugiej stronie ulicy blok. Trzymająca się za rękę, na której nadal jest mnóstwo blizn, o których nie wie nikt oprócz Jaydena i chłopaka z bloku.
-Cześć. - Usłyszałam smutny, znajomy głos, który wyrwał mnie z rozmyśleń. Bałam się spojrzeć. - Odwiedziłaś nas w końcu. - Spojrzałam w prawo i zobaczyła go, stał obok mnie, Philip. Patrzyłam na niego i widziałam jak bardzo się zmienił od chwili kiedy widziałam go po raz ostatni. Oj Philip, coś ty z sobą zrobił? Czy widzisz do jakiego stanu się doprowadziłeś? Philip! Ty umierasz. Musisz coś z tym zrobić.
-Cześć. - Szepnęłam. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Tak długo o nim nie myślałam, starałam się wyrzucić go ze wspomnień. Chciałam przestać pamiętać tych wszystkich ludzi, którzy całe dnie spędzali w tym jego cholernym mieszkaniu. Niech każdy myśli, że Mattew miał rację, nie obchodzi mnie to. Ale podświadomość przyprowadziła mnie tutaj, dlaczego?
-Długo Cię nie widziałem. - Posłał mi uśmiech. Nie taki co kiedyś, ten był inny, smutny, zmęczony, nie wiem jaki, na pewno inny.. Philip, gdzie ten uśmiech, którym zarażałeś innych? Ten, który uwielbiałam kiedyś oglądać. - Dawno Cię tu nie było.
-Tak. - Patrzyłam na niego nadal. Mimo zaćpanej twarzy widziałam w nim starego Philipa. Chłopaka, w którym się kiedyś zakochałam. Kiedy go spotkałam po raz pierwszy, byłam nim oczarowana. Później pokazał mi coś wspaniałego dającego ukojenie, ulgę i spokój. Dawał mi wsparcie i był zawsze przy mnie kiedy potrzebowałam. To nie była miłość, później to po prostu przyzwyczajenie, wdzięczność, przyjaźń. Był dla mnie jak brat, z którym się robi rzeczy, których nie powinno. Kochałam go, i nadal kocham. Nie jak partnera czy chłopaka, bardziej jak właśnie takiego starszego brata.
-Wejdziesz? - Zapytał. - Ludzie na pewno się ucieszą. - Zobaczyłam na jego twarzy cień uśmiechu.
-Nie wiem czy powinnam. - Odparłam.
-Chodź. - Wyciągnął rękę ja patrzyłam na niego. - No chodź. - Powtórzył. Robił tak zawsze. Od pierwszego dnia naszej znajomości. Nie uznawał sprzeciwu. Chwyciłam jego rękę i w ciszy przeszliśmy na drugą stronę ulicy. Weszliśmy do bloku, a tam po schodach na trzecie piętro. Weszliśmy do mieszkania. Wystrój nie uległ zmianę, ale mieszkanie już nie tętniło życiem. Byli ludzie, zaćpani. Przywitali mnie, nie sądziłam, że naprawdę się ucieszą na mój widok. Mattew patrzył na mnie, wydawało mi się, że nawet się uśmiechnął. Usiedliśmy z Philipem tam gdzie zawsze. Na przeciwko fotela Melki ale fotel był pusty. Nie było tam dziewczyny. Patrzyłam na niego przez chwilę. Nie mogłam nigdy sobie wyobrazić jakby to było, gdybym kiedyś przyszła, a przedmiot stałby pusty. Już wiem jak.
-Gdzie jest Melka? - Spytałam cicho, tak jakbym pytała o to siebie.
-Ona.. - Philip urwał, tak jakby nie wiedział co ma powiedzieć.
-Nie. - Łzy stanęły w moich oczach. - Nie.
-Uspokój się. - On też miał łzy w oczach. Mówił do mnie spokojnie.
-Nie! - Krzyknęłam, a wszyscy ucichli.
-Viola, proszę.
-Gdzie jest Melka? - Ponowiłam pytanie, a łzy po policzkach płynęły strumieniami. Philip pokręcił głową.
-Nie żyje. - Szepnął.
-Nie. Proszę, nie! To nie może być prawda. - Schowałam twarz w dłonie i rozpłakałam się na dobre.
-Sądziłem, że wiesz. - Mówił cicho. - Myślałem, że dlatego tu przyszłaś.
-Kiedy to się stało? - Spojrzałam na niego. Po jego policzku spłynęła łza.
-W czwartek. - Dwa dni temu. Nie mogę w to uwierzyć. Przytuliłam się do niego i płakałam. Takie jest narkomańskie życie. Z dnia na dzień umierasz. Zostają po Tobie wspomnienia.
-Nawet się z nią nie pożegnałam. - Szlochałam.
-Chcesz? - Zapytał. Wiedziałam o co mu chodzi. Pokiwałam głową. Wstał i odszedł, po chwili wrócił ze strzykawką. - Majka. - Rzucił, a chwilę po tym już wchodził mi w kanał. Kilka minut później poczułam spokój, taki, jakiego dawno nie czułam. Usiadłam w fotelu Melki. - Od dzisiaj jest Twój. - Skinęłam na znak zgody, mogło to oznaczać też ponowne wpiepszanie w to gówno i znowu bywanie tutaj. A co z Jaydenem? Szkołą? Ludmiłą? Francescą? A nawet Leonem? Nie wiem, nie obchodzi mnie to. Mam majkę. Nie mam Melki.
-Tak bardzo za tobą tęskniłam. A kiedy przyszłam nawet nie mam okazji Cię zobaczyć. - Szepnęłam sama do siebie słowa kierowane do przyjaciółki. Siedziałam w ciszy obserwując resztę i trzymając Philipa za rękę. Dawno nie byłam w takim stanie.
-Nie wierzyłem w to, że wrócisz. - Usłyszałam obok siebie głos, którego właścicielem był nie kto inny jak Mattew. - Ale wróciłaś. Jestem pod wrażeniem. - Uśmiechnął się do mnie. - Witaj w domu. - W życiu nie spodziewałam się, że kiedykolwiek usłyszę takie słowa od tego osoby. Cud. - Mi też jej brakuję. - Powiedział już ciszej.
-Nawet się z nią nie pożegnałam. - Szepnęłam i znowu zalałam się łzami.
-Csii. Wiem. - Przytulił mnie, to najdziwniejsza chwila w całym moim życiu. Melka nawet ty, optymistka, nie uwierzyłabyś w to. Melka gdzie jesteś? Dlaczego mnie zostawiłaś? Dlaczego odeszłaś? A może tam jest Ci lepiej? Beze mnie? Bez nas? Bez prochów? Jak mogłaś nas tak zostawić? Chociaż nie mam do Ciebie pretensji. Mam nadzieję, że jestem tam szczęśliwa.

Zostałam tam do rana, siedziałam w fotelu Melki i wspominałam. Jak to wszystko będzie wyglądało bez niej? Nie mam pojęcia. Koło 5 wróciłam do domu. Wzięłam prysznic i poszłam do pokoju, siadłam na łóżku i wpatrywałam się przed siebie nic niewidzącym wzrokiem.
O 9 zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, to Jayden. Co zrobić? Wzięłam telefon do ręki, popatrzyłam na imię mojego chłopaka i odłożyłam go na miejsce, na którym wcześniej leżał. Odzywał się jeszcze kilka razy ale już nie zwracałam na niego uwagi.

Wieczorem poszłam do "chaty" , tak nazywaliśmy mieszkanie Philipa. Zaćpałam i siedziałam w fotelu Melki, a właściwie już w moim fotelu. Nie wiem co robić dalej. Kolejna osoba odeszła. Dlaczego wszyscy ode mnie odchodzą? Tak bardzo chcę Melkę z powrotem. Philip znowu mnie przytulił, kiedy zaczęłam płakać. Wróciłam do domu po północy. Mnóstwo nieodebranych połączeń. Nie mam pojęcia jak przetrwać następny dzień. A to już poniedziałek..

czwartek, 21 kwietnia 2016

Rozdział 9~"Kocham Cię i chce tego."




Kiedy samochód się zatrzymał, usłyszałam jak Jay z niego wychodzi. Przeszło mi przez myśl, że zostawił mnie samą, ale chwilę potem otworzyły się drzwi z mojej strony. Jayden niósł mnie na rękach, a kiedy moje nogi poczuły grunt i mogłam już patrzeć zdałam sobie sprawę, że znajdujemy się w jadalni, a co było najciekawsze w moim domu. Teraz zrozumiałam dlaczego musiałam czekać na niego w Station. Przeszło mi przez głowę, że Diego był w to zamieszany, a nawet Angie.
-Jak ty to? - Zapytałam.
-Niespodzianka. - Uśmiechnął się. - Chcesz mnie poznać? To usiądź. - Zrobiłam co powiedział. Siedziałam w ciszy i czekałam, aż zacznie mówić. - Zacznijmy od Sophie. - Nie mogę w to uwierzyć. Opowie mi. - Była najpiękniejszą dziewczyną jaką widziałem. -Patrzył na mnie. I obserwował każdy mój ruch, gest, mimikę. - Miała przepiękne, ciemne oczy. I śmiech. - Sam się uśmiechnął na to wspomnienie. - Niezwykły, zaraźliwy. - Sama się uśmiechnęłam. - Była wesoła. Umiała się bawić. Ale była też niecierpliwa, samolubna i impulsywna. Nie była jakąś tam dziewczyną. Patrzyłam na niego z zaciekawieniem, a on mówił. Wsłuchiwałam się w każde jego słowo. - A później pojawił się Leon, twierdził, że był z nią pierwszy. - Zaczął się lekko denerwować. - Nawet o tym nie wiedziałem. - Posmutniał. - Ale też nie obchodziło mnie, że dostałem coś, czego pragnął mój brat. Wtedy obchodziła mnie tylko ona. Pragnąłem tylko jej.  Ale to ona zawsze bierze to czego chce, wtedy jeszcze tego do końca nie wiedziałem. Każdej nocy, kiedy myślałem, że jest tylko ze mną, była również z nim.
-To on Ci ją odebrał? Nie na odwrót?
-Jej się nie dało odebrać. Sterowała naszymi umysłami.
-Hipnoza. - Szepnęłam.
-Tak. Ukrywaliśmy to przed sobą. Pragnęła byśmy zawsze byli razem. Nie wyszło, ale Leon i ja jesteśmy na siebie skazani i już. Zrobiłem parę rzeczy, których się wstydzę. Najbardziej żałuje tego, ze ich nie naprawiłem dopóki nie odeszła. Brakuje mi jej. Ale pogodziłem się ze stratą, w końcu to było ponad sto lat temu. Dokładniej w 84. Leon wmawiał Ci, że nadal boli mnie strata, ale to nie prawda. Nie mógł znieść tego jaki jestem z Tobą szczęśliwy.
-Leon mówił, że Sophie zginęła w tym pożarze. - Wyznałam. Nie mówiłam mu nigdy, że mówił o niej dość dużo.
-Nie zginęła w pożarze. Ona jest wampirem, tak jak my, tak ogień nas spala, ale ona upozorowała swoją śmierć wtedy i uciekła. - Wyrzucił z siebie.
-Dlaczego Leon tak powiedział? - Byłam ciekawa.
-Bo widzisz, czasem ludzie odchodzą, a my udajemy, że po prostu umarli. Tak jest nam łatwiej. Lepiej myśleć, że dana osoba nie żyje niż codziennie wspominać, że odeszła zostawiając nas samych zupełnie bez powodu. - Wyjaśnił.
-Rozumiem, ale ja nie potrafiłabym kogoś uśmiercić tylko i wyłącznie w mojej podświadomości. - Wyznałam.
-Wampiry czują bardziej, każde ludzkie uczucie odczuwamy tysiąc razy bardziej. Ale mamy taki guzik, jeżeli go przestawimy wszystkie nasze uczucia znikają. Nazywamy to wyłączeniem człowieczeństwa.
-Sugerujesz, że Leon je wyłączył? - Co on musiał przechodzić skoro tak postąpił.
-Tak, ale da się to włączyć. Kiedy widzę jak na Ciebie patrzy zaczynam od nowa dostrzegać to, że jest dla niego szansa.
-Jak na mnie patrzy? - Nie rozumiem.
-Tak. Dlatego reaguję na niego dość źle. Boję się, że mogę Cię stracić. - Jego oczy były pełne bólu.
-Nie stracisz mnie Jay. - Podeszłam do niego i pocałowałam, oczywiście odwzajemnił buziaka. - Dziękuję. - Szepnęłam kiedy się od siebie oderwaliśmy.
-To jeszcze nie koniec. - Zaśmiał się.
-Więc kontynuuj. - Powtórzyłam czynność po moim chłopaku.
-Lubię czytać książki. Oglądam seriale. Filmy, w kółko oglądałbym taksówkarza. Muzyki słucham jak leci, rocka, popu, czasem rap, a nawet zdarza się, że piosenki disco-polo trafiają do mojego serca. Lubię nawet Miley Cyrus.
-Serio? - Zaśmiałam się.
-Tak. - On też się zaśmiał.
- A co z tym pierścieniem. - Wskazałam na jego dłoń. - Nigdy go nie zdejmujesz. - Zapytałam chłopaka.
-Nie mogę. - Zaśmiał się. - Chroni mnie przed słońcem. - Powiedział ciszej.
-Chroni? Kolejna wampirza ciekawostka? - Pokiwał głową z uśmiechem. - Błyszczysz się na słońcu jak Edward? - Zaśmiałam się.
-Nie. Płonę. - Odpowiedział spokojnie.
-Okey, w takim razie go noś. - Przeraziłam się trochę, jeżeli wyjdzie na słońce, spłonie. To straszne. Minęło już sporo czasu, a ja nadal nie mogę uwierzyć w to, że mój chłopak jest istotą nadnaturalną.  Zanim się obejrzeliśmy wszystko było zjedzone. - Chyba czas na mnie. - Wstał od stołu. - Odprowadzisz mnie do drzwi?
-Jasne. - Tak zrobiliśmy. Pożegnaliśmy się namiętnym pocałunkiem, potem posprzątałam ze stołu i poszłam wziąć kąpiel. Ten chłopak coraz bardziej mnie zadziwia, a z dnia na dzień zakochuje się w nim coraz bardziej.

Następnego wieczoru siedziałam na werandzie przed domem. Jay miał iść coś zjeść i zaraz po tym przyjść do mnie. Nie ma go dłużej niż zwykle, spóźnia się. Znowu? Dlaczego to tak długo trwa?
-Jestem. - Stanął przede mną w zakrwawionej koszuli.
-Co się stało? - Spytałam zaniepokojona i jak na zawołanie pojawił się Leon. - To Twoja sprawka? - Swoje słowa skierowałam do starszego Verdasa.
-Wiedzą o nas. - Powiedział Jayden. Kto? Dotknęłam jego brzucha. - To nic, rana sama się zagoi, trzeba chwilę poczekać, piję krew zwierzęcą, nie ludzką. To potrwa jeszcze pare minut zanim rana całkiem zniknie. - Czyli taka dieta mu nie służy. Boże Jay jak mogę Ci pomóc? Ty cierpisz.
-Co mamy teraz zrobić? - Zadawałam pytania, a brat mojego chłopaka stał obok nas bez słowa. - Jesteście w niebezpieczeństwie.
-Coś wymyślimy. - Próbował pocieszyć mnie Jayden, ale miałam wrażenie, że on sam w to nie wierzył.
-Idę zaraz do Station. - W końcu odezwał się Leon. Znajdują się w poważnej sytuacji ale ten idzie się bawić. - Jestem umówiony z panią burmistrz. Pogadam z nią i pokaże, że jesteśmy po stronie dobra. - Ufff masz szczęście, chciałam już wybuchnąć i zacząć go opierdzielać.
-Twierdzisz, że Ci się uda? - Wycedziłam. Jayden spojrzał na mnie i pokiwał głową na znak, że wszystko będzie ok. -Dobra. Idź i rób swoje. - Posłałam uśmiech Leonowi, a chwilę później już go nie było. -Można mu ufać? - Zapytałam mojego chłopaka, kiedy tylko Leon znikł.
-Jeżeli chodzi o te sprawy to tak. - Chłopak zaśmiał się lekko i usiadł na ławce. Powtórzyłam czynność po nim i oboje siedzieliśmy pod kocem. Zastanawiałam się co może się stać w najbliższym czasie. Bałam się o Jaydena, a nawet o Leona. Nie mogłam znieść myśli, że coś może im się stać.
-Jay? - Zwróciłam się do chłopaka.
-Tak? - Odezwał się, a w jego głosie słychać było ogromy ból.
-Mogę  Ci pomóc, prawda? - Zapytałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi. - Jayden. - Podniosłam trochę głos. - Wiem że mogę. - Spojrzałam na niego. W pewnej chwili wyciągnęłam w jego stronę rękę. - Proszę. Napij się.
-Nie Violetta. - Zaprzeczył stanowczo.
-Wiem, że zwierzęca krew Ci nie służy. - Szepnęłam. - Proszę.
-Nie. - Spojrzałam na niego.
-Kocham Cię i chce tego. - Wyznałam i z przekonaniem patrzyłam w jego cudowne oczy. Po dłuższej chwili zawahania ujął moją rękę i przyłożył do niej usta, a raczej zęby. Jego kły wydłużyły się i zaostrzyły. Poczułam lekkie, niemal bezbolesne ukłucie. Pił moją krew. Jego twarz zmieniła się. Ta zmiana nie była znacząca ale dało się zauważyć że wygląda nieco inaczej. Oczy mu ściemniały, a pod nimi pojawiły się cienkie żyłki. To było nawet przyjemne doznanie. Kiedy zaspokoił swoją potrzebę uwolnił moją rękę.
-Dziękuję. - Wyszeptał. Posłałam mu uśmiech. Podniosłam jego koszulę. Po ranach nie było śladu. Wtuliłam się w niego, a niedługo potem zasnęłam w jego objęciach. Jestem szczęśliwa. W końcu.

Obudziłam się w swoim łóżku, przecież usnęłam na werandzie. Nie było nigdzie Jaydena. Spojrzałam na stolik przy łóżku. Nie była żadnej kartki z wyjaśnieniem. Wzięłam z niego telefon. Na nim też nic. Wybrałam numer mojego chłopaka. Nie odebrał. Zadzwoniłam drugi raz. Potem trzeci. Zaczęłam się martwić. Zadzwoniłam do Leona. Chłopak odebrał po drugim sygnale.
-Hej. - Powiedziałam nieśmiało do słuchawki. - Nie wiem nawet skąd mam Twój numer. Ale czy Jayden jest w domu? - Mówiłam bez ładu i składu, jednak chłopak zrozumiał.
-Hej. Jest, śpi. - Spojrzałam na zegarek, który pokazywał 6:30.
-Dlatego nie odbiera. - Odetchnęłam z ulgą. - Nie idzie na zajęcia?
-Wiesz myślę, że nie ma na nie siły. Nie pije ludzkiej krwi, więc teraz musi zebrać siły, aby normalnie funkcjonować. - Wyjaśnił.
-Dałam mu wczoraj trochę mojej. - Szepnęłam najciszej jak się dało, tak, aby nikt z domowników nie usłyszał. A Leon przecież ma ten swój wyostrzony słuch. Kiedy zakończyłam zdanie usłyszałam jak Verdas wciąga powietrze, a za chwilę je wypuszcza.
-Co? - Powiedział jakby do siebie. - To i tak nie wystarczająco. - Mówił już do mnie. - Czym dłużej piję się krew tym silniejsza jest moc. Jay prawie nigdy nie pija krwi człowieka. Uważa to za jakiś rodzaj grzechu. Nie rozumiem o co mu chodzi.
-W takim razie za godzinę będę u was. Nie pójdę do szkoły, nie mogę zostawić go samego. - Nie wiedziałam czy mówiłam do niego czy do siebie.
-Okey. - Wydawało mi się, że usłyszałam lekką radość zmieszaną z niechęcią w jego głosie. Rozłączyłam się i poszłam do łazienki, aby wykonać poranne czynności.

Jakieś dwie godziny później siedziałam w fotelu niedaleko kominka w posiadłości Verdasów.
-Violu, przecież wiesz, że nie musiałaś przychodzić. - Uśmiechnął się do mnie Jayden siedzący na kanapie.
-Wiem. - Uśmiechnęłam się. - Ale chciałam. Dobra, a teraz. - Spojrzałam na Leona siedzącego po drugiej stronie kapy ze szklanką w ręku. - Opowiadaj, jak rozmowa?
-Wszystko załatwione. - Uśmiechnął się do nas, tym swoim ironicznym uśmiechem. - Jeżeli będziemy ostrożni i nie będziemy napadać często ludzi wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
-Chyba jak ty przestaniesz jeść ludzi. - Odezwał się Jayden.
-Okey, okey. - Zaśmiał się starszy z braci. - Mam już swój zapas krwi w woreczkach na dole.
-Okradłeś szpital? - Zapytał mój chłopak lekko zszokowany.
-A co mam zabijać. To nie to samo co z żył ale jednak krew. - Wyjaśnił.
-Jak dla mnie dobre rozwiązanie. - Wtrąciłam się. - I ty mógłbyś z tego skorzystać. Miałbyś więcej siły.  - Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Może masz rację. - Powiedział, ale nie wyglądał na przekonanego do tej sytuacji. - A tak właściwie to jak ją przekonałeś? - Miałam wrażenie, że mój chłopak usiłuje zmienić temat. Dobra nie będę tego drążyć.
-Dałem jej wampira, zabitego. - Odpowiedział spokojnie Leon.
-Co? - Zdziwiłam się. - Skąd wziąłeś wampira?
-Znalazłam człowieka, przemieniłem i dałem go zabić, żebyśmy mieli spokój. Przynajmniej na jakiś czas to wystarczy. - Byłam zszokowana. Westchnęłam i opadłam na oparcie fotela.
-Wlej mi. - Rzuciłam i pokazałam na szklankę, którą trzymał chłopak. Wstał i zrobił to o co prosiłam. - Dziękuję, Leon. - To dla mnie za dużo, naprawdę. Zanurzyłam usta w napoju. Chłodny bourbon, mocny ale dobry.
______________________________________
Przepraszam za opóźnienie.
Nie miałam możliwości dodania rozdziału wcześniej.
Bardzo przepraszam :/
Ale mam dla was dobrą wiadomość :D
Od następnego rozdziału trochę rzeczy ulegnie zmianie :)
Co się wydarzy?
Wszystkiego dowiecie się w 10 :)

Andzi :*

piątek, 1 kwietnia 2016

Rozdział 8~"Daj mu trochę czasu."





Tańczyłam z Jaydenem, było tak cudownie. Niebo pełne gwiazd, w koło nas pełno ludzi, a ja czułam się tak, jakbyśmy byli tu sami. Patrzyliśmy na siebie nic nie mówiąc. To piękne mieć kogoś i darzyć  go uczuciem.
-Leon Cię nie wkurzał? - Jay przerwał tą wspaniałą chwilę.
-Zachowywał się nienagannie. - Odparłam. - Nawet przeprosił i wyjaśnił swoje zachowanie. Wszystko ma związek z Sophie. - Kiwnął głową na znak, że rozumie. - A kiedy powiedziałam co wiem zrobił się dziwnie milczący.
- Powiedziałaś mu? - Zapytał mój chłopak. Myślałam, że go tym zdenerwuje, ale na szczęście był bardzo spokojny.
-Tak. - Odpowiedziałam.
-No dobrze. - Uśmiechnął się do mnie. Uwielbiam ten uśmiech, chcę go widywać codziennie.
-Opowiedz co się stało. - Jego uśmiech zanikł. Violka coś Ty narobiła?
-O niej? - Pokiwałam twierdząco głową. - Nie lubię o tym mówić.
-Rozumiem. - Posłałam mu uśmiech. - Ale wiedz, że możesz. Zrzucam na Ciebie wszystkie zmartwienia. Chcę żebyś wiedział, że możesz zrobić to samo. Możesz mi mówić o wszystkim, jeżeli tylko chcesz. Ja zawszę Cię wysłucham. - Chciałam dodać mu otuchy.
-Amm.. Dziękuję Ci. - Tylko tyle? Czyli od niego nie wyciągnę raczej nic.
-Nie wiele o Tobie wiem, Jayden. Chciałabym, żebyś się bardziej otworzył. - Wyznałam.
-Violu, wiesz o mnie więcej niż ktokolwiek. - Ehh.. Jayden nie o to mi chodzi.
-Nie, nie rozumiesz. Chciałabym wiedzieć kim jest, co lubisz, jaki byłeś. Kiedy normalni ludzie się poznają właśnie takich wiadomości od siebie oczekują. - Starałam się mu to wyjaśnić. - Próbuje Cię poznać. Jesteś nieprzenikniony i to mi się podoba, ale tajemnice i sprawa z Sophie.
-Odpuść. - Lekko się zdenerwował. - Nie chce o tym mówić.
-Ale opowiedz o sobie. Żebym wiedziała coś więcej, chciałabym w końcu się dowiedzieć o Tobie rzeczy normalnych. -Wyrzuciłam z siebie.
-Twierdzisz, że nie jestem normalny? - Spojrzał na mnie.
-Dobrze wiesz, że tak nie myślę Jayden.
-Nie widzisz co robi Leon? On lubi mącić. - Chłopak próbował ratować sytuację.
-Odczep się od Leona. Tu nie chodzi o niego. Chcę poznać Ciebie, a nie Twojego brata. - Mówiłam.
-Usiłuje nas poróżnić. - Szepnął.
-Skutecznie. - Zgodziłam się z nim i odeszłam zostawiając go samego. Weszłam do domu cioci i na kanapie zauważyłam samotnie siedzącą Francesce. Przysiadłam się do niej.
-O Viola. - Uśmiechnęła się na mój widok.
-Czemu siedzisz tutaj sama? - Zapytałam ją.
-Odpoczywam i trochę myślę. Zastanawiam się też gdzie Marco. A Tobie co się stało? - Jak zwykle od razu musi zobaczyć, że coś jest nie tak.
-Stałam się wścibska. Obiecałam, że nie będę się wtrącać,a to przed chwilą zrobiłam. Jestem głupia. - Wyznałam, chyba trochę bezsensownie.
-Ej nie jesteś głupia. A nie oszukujmy się zawsze musiałaś wszystko dokładnie wiedzieć. Jesteś Violetta Castillo, królowa szkoły, nie należy się temu dziwić. Daj mu trochę czasu.
-Jesteś kochana. Zawsze mnie wspierasz. - Przytuliłam przyjaciółkę. - Kocham Cię.
-Ja Ciebie też. - Odpowiedziała i wstała. - Idę poszukać Marco. Gdzieś tu musi być.
-Pomóc Ci? - Zaproponowałam.
-Nie dam radę sama.
-Okey, jakby co to napisz. - Pokazałam jej telefon. - Ja też lecę poszukać poszukać Jaya. Hej - Powiedziałam i poszłam tam gdzie mówiłam.

Zauważyłam go stojącego obok małego jeziorka i szybko skierowałam się w jego stronę.
-Przepraszam. - Odezwałam się kiedy stanęłam obok niego. - Miałeś rację. Nie chcę wywierać na Tobie presji. Chcę żeby było między nami dobrze. Powiesz kiedy będziesz na to gotowy.
-Zaufaj mi. - Szepnął w moją stronę.
-Zaufanie się zdobywa, nie pojawia się w magiczny sposób. - Zawsze za dużo gadam. Dlaczego nie potrafię czasem zamknąć swoich ust. - Przepraszam. Powiedziałeś mi o tym kim jesteś. Ufam Ci.
-Bardzo się z tego cieszę. - Przytulił mnie. - Przepraszam. Kiedyś Ci wszystko opowiem. Obiecuję.
-Wracamy? - Zapytałam go próbując zmienić tym samym temat. Mam wrażenie, że Sophie jest dla nas takim tematem tabu. Nie wolno go poruszać. - Nie, no przecież jesteśmy jednym samochodem z ciocią i Lucasem. - Przypomniałam sobie.
-Chcesz to za chwilę możesz być w domu. - No tak jego szybkie tempo. Zaśmiałam się.
-Tak proszę. - Wziął mnie na ręce i tak jak mówił niedługo po tym byliśmy przed moim domem. - Wejdziesz? - Zapytałam go.
- Nie dzisiaj. - Uśmiechnął się. - Oboje jesteśmy zmęczeni. - Podszedł do mnie. - Śpij dobrze. W końcu jutro trzeba wstać do szkoły. - Pocałował mnie w czoło i ruszył dalej ulicą, w kierunku ich posiadłości. Jest idealny. Weszłam do domu, wykąpałam się i poszłam spać.

Obudziłam się i tego dnia nie sięgnęłam odruchowo pod poduszkę, wiedziałam, że nic tam nie znajdę. Sięgnęłam po pamiętnik oraz długopis. Siadłam na łóżku, otworzyłam zeszyt i patrzyłam się w czystą kartkę, pierwszy raz nie wiedziałam od czego mam zacząć. Zamknęłam zeszyt, odłożyłam go na szafkę, a długopis położyłam na nim, po czym wstałam z łóżka. Skierowałam się w stronę łazienki, gdzie wykonałam wszystkie poranne czynności. Ubrałam się i powoli szłam na dół. Kalkulując ostatnie wydarzenia doszłam do wniosku, że moje życie od pewnego czasu jest wywracane do góry nogami. A ja czuję, że nie mogę nic na to poradzić.
-Hej, Angie. - Zwróciłam się do cioci siedzącej przy stole. - O której wczoraj wróciliście?
- Wiesz nie pamiętam dokładnie. - Uśmiechnęła się do mnie. - A ty jak dotarłaś do domu? - Ouu i co ja jej teraz powiem?
-Głowa mnie bolała i Jay zamówił taksówkę. Odwieźli mnie do domu i zaraz poszłam spać. - Wymyśliłam na poczekaniu. Ciocia przytaknęła. Od początku tego roku szkolnego zaczęłam mniej mówić o tym co się dzieje w moim życiu. Zaczęłam nawet kłamać. Ale co innego mogę robić? Mam powiedzieć Angie, że mój chłopak jest półtorawiecznym wampirem? Że ma brata, który też jest wampirem i ostatnio nawet chciał mnie zahipnotyzować? Przemieniła ich w te istoty 500-letnia dziewczyna, którą spalono w kościele za czasów wojny? Nie no bez jaj. Przecież by mi w to nie uwierzyła, a jak by uwierzyła to wolę nie myśleć co by się działo.
- Za pamięci, nie będzie mnie na kolacji.
-Hmm.. randka? - Zapytałam ją, nie wiem kiedy ostatnio była taka szczęśliwa.
-Tak. - Odpowiedziała, a jej uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.
-Dobrze, jadę do szkoły. - Zaśmiałam się, wzięłam torbę i wyszłam z domu. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam w stronę szkoły.

Lekcję w szkole minęły jak zwykle. Bez jakichś nadzwyczajnych sytuacji. Z Jaydenem umówiliśmy się na szesnastą w knajpie, do której rozdaje ulotki. Po szkole od razu wróciłam do domu, ogarnęłam się i ponieważ mieliśmy spotkać się na miejscu pojechałam do 'Station up'. Dziwna nazwa ale ta knajpka naprawdę jest fenomenalna.

Rozejrzałam się dookoła ale mojego chłopaka nigdzie nie było, za to spotkałam Diego. Byłam z nim kiedyś, niestety nam nie wyszło. Chociaż...może to i lepiej.
-Hej. - Podszedł do mnie i jak zwykle przywitał się buziakiem w policzek.
-Hej. Co tu robisz? - Zapytałam.
-Zabawne, przecież to mój drugi dom. - No tak, Viola jesteś tempa. - A Ty?
-Czekam na Jaydena. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Może zagramy partyjkę. - Wskazał na stół od bilarda. - Dawno razem nie graliśmy. Dam Ci fory. - Zaśmialiśmy się.
-Pewnie. - Zgodziłam się i ruszyliśmy w kierunku stołu. Lubię Diego, mimo to co między nami było jest naprawdę świetnym przyjacielem.
-Co tam u Ciebie? - Zapytał mnie.
-Jest dobrze. Naprawdę. - Spojrzał na mnie pytająco. - W końcu od długiego czasu jest naprawdę dobrze. - Uśmiechnęłam się. - A jak u Ciebie?
-No wiesz, bywało lepiej. Mama znowu wyjechała. Roxi jak to Roxi. Nie ma jej od wczoraj. Irytuje mnie ta dziewczyna. - Jego życie było dość ciężkie. Jego matka, szkoda gadać. Obchodził ją tylko własny czubek nosa, nic więcej. Siostra. jej ulubionym zajęciem było picie, prochy i dobry seks. Można było z nią czasem normalnie porozmawiać, ale większość swojego czasu spędzała imprezując. Była przeciwieństwem brata. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Lucas był w niej zabujany i to właściwie przez nią ma wszystkie problemy. Nie mogę tylko zrozumieć co on w niej widzi, naprawdę. Ale Diego on był normalny. Miał swoje gorsze dni, ale był jedną z osób, które pragnęły jakiejś stabilizacji. Był człowiekiem, który lubił być codziennie w tym samym miejscu, codziennie robić to samo. Wolał wpaść w monotonność, niż bać się, że któregoś dnia straci wszystko. Uwielbiałam go za to, zawsze kiedy potrzebowałam z nim porozmawiać mogłam po prostu iść tam, gdzie zawsze i mieć pewność, że go tam znajdę. Czasem denerwował ludzi, niekiedy nawet i mnie. Nie chciał zmian, zdaniem większości to była jego wada. Ale ja myślę, że to była zaleta. Spojrzałam na zegarek. Gdzie jest Jayden?
-Ile się spóźnia? - Spytał Diego. On umiał zawsze rozgryźć co czuję w danej chwili. Świetny z niego przyjaciel. Prawie jak Fran i Lu.
-Godzinę, ale to nie ważne. - Skłamałam, zaczynałam martwić się tym, że jeszcze się tu nie pojawił. On nigdy nie łamie słowa.
-Jak chcesz. Kiedyś się przyjaźniliśmy. - Próbował wywrzeć na mnie poczucie winy, że z nim nie rozmawiam tak często jak kiedyś.
-I nadal się przyjaźnimy Diego. - Walnęłam go lekko w plecy. - Okey. Pytanie. - Spojrzał na mnie i czekał. - Co myślisz o Jaydenie?
-Więc coś zrobił? - Odpowiedział pytaniem na pytanie,
-Nie, nic. Pytam poważnie Diego.
- Wiesz, jestem o niego zazdrosny, ale muszę z przykrością stwierdzić, że jest sympatyczny. Daj mu trochę czasu. To samotnik, musi się chyba oswoić. - Skoro Diego tak mówi, to chyba tak musi być. - Porozmawiaj z nim.
-Z kim? - Zapytał Jay stając za nami. Spojrzałam na niego. Czy słyszał o czym rozmawiamy? - Przepraszam za spóźnienie.
-Okey. - Wtrącił się Diego. - Pójdę już. Pa, pocałował mnie w policzek. Fajnie było znowu pogadać jak kiedyś. - Posłałam mu uśmiech. - Bawcie się dobrze. - Rzucił i odszedł.
-Coś się stało? - Zapytałam chłopaka.
-Byłem głodny. - Zaczęłam rozumieć. - Musiałem złapać króliczka. - Szepnął.
-Jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłam. - Westchnęłam. - Teraz ja jestem głodna, chodźmy coś zamówić.
-Mam dla Ciebie niespodziankę. Chodź. - Złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić do mojego samochodu. Musiałam siedzieć na miejscu pasażera i mieć zawiązane oczy, a on prowadził. Jechaliśmy, a ja zupełnie nie wiedziałam gdzie.
____________________________________________________
Przepraszam :*
Musicie jeszcze trochę wytrzymać, do zmian jesteśmy już dużo bliżej :)
Miłego czytania i do następnego ;*

Jak wam minęły święta?
Andzi ;*