piątek, 25 grudnia 2015

Rozdział 1 ~ „Wszystko boli bardziej i wtedy pozostaje tylko zwiększyć dawkę i iść ku śmierci.”



1 września (wtorek)
'Dzisiaj początek kolejnego roku szkolnego, a tym samym zmiana mnie. Zacznę już chodzić do szkoły, przestanę unikać przyjaciół, zacznę wierzyć w lepsze jutro, albo przynajmniej pokarzę innym, że tak właśnie jest, koniec użalania się innych nade mną. Będę się uśmiechać i powtarzać, że wszystko jest w porządku. Czas wyjść do ludzi.'
Zamknęłam zeszyt, w którym zapisuję moje przemyślenia, inni nazywają to pamiętnikiem. Dla mnie to po prostu zeszyt, gdzie mogę wyrzucić wszystkie rzeczy, o których nie mogę powiedzieć moim przyjaciołom. Nie dlatego, że im nie ufam, ale dlatego, że boję się ich reakcji. Kiedy w drugim semestrze ubiegłego roku szkolnego przestałam chodzić do szkoły, zaczęłam ćpać. Nie potrafiłam sobie poradzić z tymi wszystkimi emocjami. Wiedziałam, że przyjaciółki będą mnie odwiedzać, więc musiałam zachowywać czasem umiar, żeby nic się nie wydało. Ale w wakacje, kiedy one wraz z rodzinami powyjeżdżały zaczęłam to robić częściej. Kiedy wróciły odmawiałam im spotkań, nie chciałam wychodzić z domu. Mimo sprzeciwów pojawiały się u mnie w drzwiach, wtedy starałam się ogarnąć i posiedziałam z nimi koło godziny. Spławiałam ich mówiąc, że chce iść spać, że muszę porozmawiać z Lucą bo mnie prosił, że obiecałam dzisiaj pomóc cioci. Zawsze znajdowałam jakąś wymówkę. Nie chcę, żeby wiedziały o moim ćpaniu. Po co mają się niepotrzebnie martwić?
-Viola, Lucas! Chodźcie jeść! – Z przemyśleń wyrwał mnie głos cioci z dołu. Angie zajęła się nami po wydarzeniach z przed kilku miesięcy. Zostawiła wszystko, dom, znajomych, studia i wprowadziła się do nas, od prawie roku jest naszym opiekunem. Kobieta ma włosy w kolorze ciemnego odcienia blond, jest niedużo wyższa ode mnie oraz niewiele starsza, więc razem z bratem mówimy jej po imieniu.
We wszystkim staramy się pomagać sobie wzajemnie, być dla siebie wsparciem. My straciliśmy rodziców, ona siostrę, która była jej ostatnią rodziną pomijają nas. Musimy się wspierać.
-Idę Angie! - Odkrzyknęłam, zabrałam torebkę, zaciągnęłam rękawy, a po wyjściu z pokoju wstąpiłam do łazienki. Włożyłam do oczu soczewki i wodą zwilżyłam twarz, żeby tylko nikt nie zauważył, że znowu zaćpałam tej nocy. Jeszcze zajrzałam do Lucasa, aby uświadomić mu, że ma zdjąć słuchawki i w tym momencie zejść na dół. Przytaknął, a po kwadransie wspólnie jedliśmy śniadanie.
Los Angeles City College, ogromna szkoła, z wielkim placem, gdzie wychodzimy na lunch. Na placu ustawione są stoliki i krzesełka więc jest dużo miejsca. Na około nie ma cudownych krajobrazów, zaledwie kilka drzewek, a dalej same ulice. Co chwilę słychać przejeżdżający samochód. Takie uroki życia w mieście. Szkoła jak każda, nie wszyscy się uwielbiają, ale starają się żyć ze sobą w zgodzie. Czasem to się nie udaje, ale tak już jest, nic na to nie poradzimy. Tutaj każdy zna każdego, wszystko wiemy o sobie nawzajem. Rzadko udaję się coś ukryć, dlatego wątpię, żeby wieści z moją przygodą z narkotykami jeszcze tutaj nie dotarły. Chociaż najbardziej na świecie chciałabym, żeby nikt o tym nie wiedział. Mimo tylu wad nie chciałabym chyba mieszkać w żadnym innym miejscu na świecie, tutaj jest mój dom. Może kiedyś moim marzeniem będzie wyprowadzenie się stąd i zostawienie wszystkiego za sobą. Może, ale to jeszcze nie teraz.
Weszłam do szkoły, każdy spojrzał na mnie pełnym współczucia wzrokiem. Posłałam im uśmiech i udałam się do szafki. Dobrze, że wstrzyknęłam sobie trochę morfiny przed wyjściem z domu bo raczej bym nie wytrzymała w tym miejscu na samym starcie. Otworzyłam szafkę, a po chwili pojawiły się obok mnie moje dwie najlepsze przyjaciółki: Ludmiła oraz Fran.
Ta pierwsza, Ferro, to wysoka blondynka, dobrze zorganizowana i zawsze szczera, bardzo pomogła nam wraz z matką, która jest na jednym z najwyższych stanowisk w tutejszej policji, w trudnych dla mnie chwilach. Liz, zajęła się nami przez pierwsze tygodnie po śmierci moich, cudownych rodziców. Trochę żal mi rodziny Ferro, mieli idealną rodzinę, co najważniejsze szczęśliwą, a dodatkowo niczego im nie brakowało. Niestety jednak trzy lata temu ojciec Ludmi oznajmił jej matce, że zakochał się w innym mężczyźnie. To był ogromny wstrząs dla tej rodziny.
Druga, Resto, to czarnowłosa włoszka, która od najmłodszych lat wychowywana była przez babcię. Od czasu do czasu odwiedzał ją podróżujący ojciec, a matka zostawiła ją u tej starszej kobiety kiedy Fran była  bardzo mała i wyjechała. Nikt z nas nie pamięta jak wyglądała. Oprócz babci Fran - Shanon, jednak ona niechętnie chce o niej mówić. W tym mieście każdy robi co chce, tutaj może się zdarzyć wszystko. Ale co się dziwić, w końcu mieszkamy w Los Angeles, w stanie Kalifornia, w Stanach Zjednoczonych.
- Jak tam Violu? - Zapytała Francesca, po przytuleniu mnie. Gest powtórzyła po niej blondyna.
-Wszystko jest w porządku.- Odpowiedziałam. Po majce zawsze wszytko jest dobrze, więc tak naprawdę jej nie okłamałam. Wszystkie problemy odeszły wraz z porannym zastrzykiem. Dziewczyny spojrzały po sobie, ale na szczęście o nic nie pytały. Jestem im za to niezmiernie wdzięczna, nie chce, aby zadawały pytania, ponieważ nie chce ich okłamywać, a przecież nie powiem im, że ćpam od jakichś 5 miesięcy. Nie mogę im powiedzieć, że niedawno wpadłam w ciąg, że co wieczór zwiększam dawkę, bo ta wcześniejsza jest za słaba. Nie mogę im powiedzieć, że nie umiem przestać. Po prostu nie mogę. Wykończę się, gdyby nie Lucas zrobiłabym to już dawno. Poszłabym na złoty strzał i zasnęła na zawsze. Ale on jest dla mnie najważniejszy, dla niego poszłabym na odwyk. Gdyby tylko byłaby taka potrzeba. Ale to jeszcze nie teraz, przeżyję. Jeszcze nie umieram.

Przetrwałam połowę lekcji. Ale nie mogę już dłużej. Wchodzę do łazienki i zamykam się w kabinie, muszę wejść sobie w kanał jak najszybciej. To okropne, jak można być zależnym od czegoś. Ale co się dziwić, w ciągu potrzebuję majki, nie potrafię bez niej funkcjonować. I tak jestem z siebie dumna, że wytrzymałam cztery godziny lekcyjne bez ćpania. Nie zostało mi już dużo towaru. Muszę dzisiaj zadzwonić do dostawcy, potrzebuję więcej.
Wstrzyknęłam sobie to gówno. Czuję się już o wiele lepiej. Wychodzę z kabiny i podchodzę do lustra. Nie jestem już taka jak wcześniej. Jestem zaćpanym człowiekiem, który nie potrafi żyć bez pierdolonego zastrzyku. Wchodzą jakieś dwie laski. Jestem przekonana, że ćpają. Ćpun ćpuna zawsze pozna.
-Violetta? – Mówi do mnie jedna. – To naprawdę ty?
-Nie, duch. – Odpowiadam z ironią.
-Jestem Suzy. A to Nicka. Zawsze chciałyśmy Cię poznać. – Ignoruje mój ton.
-Ta, cześć. – Odparłam i zwilżyłam twarz wodą.
-Idziemy na strzał? – Pyta mnie. Na oko jest w pierwszej klasie. Skąd takie gówniarze mnie w ogóle znają?
-Nie dzięki. A tak poza tym. – Podchodzę bliżej. – Nigdy więcej nie pytaj mnie o takie rzeczy. Chcesz żeby ktoś usłyszał? Chcesz mieć przejebane? Spoko. Ale mnie w to nie wciągaj. Ostrzegam, tutaj każdy wszystko widzi i słyszy. Lepiej uważajcie. Trzymajcie się. – Odchodzę kilka kroków. – A co do pytania, to może następnym razem. Hej. - Mówię i wychodzę. Jejku jak mnie takie dzieci wkurzają. Ja nie wiem czym tu się szczycić? Tym, że po każdym strzale jesteś coraz bliżej śmierci? Że po kilku strzałach nie potrafisz funkcjonować tak jak wcześniej, bo musisz sobie coś wstrzyknąć? Ludzie są dziwni. Pragną śmierci, a kiedy już jest blisko chcą zrobić wszystko, aby tylko ją opóźnić. Nienawidzę ludzi. Do siebie czuję jeszcze większą nienawiść. Ale te wszystkie odczucia są przez majkę. To przez nią nienawidzi się świata, kolejna wada narkomańskiego życia. Właściwie w tym życiu są same wady. Zaleta? Może jest jedna, jak weźmiesz to zapominasz o całym źle, którego kiedykolwiek cię doświadczyło. Jest się wtedy na to wszystko obojętnym, nie czuję się tego tak bardzo, coś w stylu wyłączenia człowieczeństwa. Ale to najgorsze co można zrobić. Bo tak naprawdę nie da się uciec od bólu, smutku, cierpienia, tęsknoty. Trzeba się w to zagłębić, dopuścić do siebie cały ból, dać się temu pochłonąć całkowicie. Nie można z tym walczyć, to jest większe od nas. Należy się w tym zatopić, ale potem w końcu zacznie się pływać, każdy oddech, o który walczymy wzmocni nas i wtedy damy radę to pokonać. Ale my narkomani wpieprzamy się w błędne koło. Zapominamy kiedy jesteśmy pod wpływem, a kiedy całe działanie z nas schodzi, te uczucia przychodzą do nas z powrotem ze zwiększoną siłą. Wszystko boli bardziej i wtedy pozostaje tylko zwiększyć dawkę i iść ku śmierci.
Moje przemyślenia przerwał upadek na podłogę. Chyba nie umiem chodzić, ale to najprawdopodobniej po ćpaniu. Podnoszę wzrok i stoi nade mną chłopak, przepełnione szczęściem oczy, nienagannie ułożona grzywka, idealna figura, a jego twarz wprost zniewalająca. Podaje mi rękę, którą chwytam bez zastanowienia. Wstaję.
-Przepraszam. Niezdara ze mnie, zamyśliłam się. – Och Violka, skąd w tobie tyle emocji? Niesamowicie grasz, a może to wcale nie gra? Samo mi to przyszło kiedy spojrzałam w te anielskie oczy.
-Nic się nie stało. Właściwie, to moja wina, nie patrzyłem gdzie idę. Zwiedzam szkołę, wprowadziłem się tu niedawno i chyba tu będę chodzić, mają tu śliczne dziewczyny. Ach, gdzie moje maniery? Jestem Jayden. – Głos też ma cudowny.
-Violetta, miło mi Cię poznać. – Powiedziałam zgodnie z prawdą. – Oprowadziłabym Cię z wielką chęcią, ale właśnie zaczynam matmę, materiał trudny, więc sam rozumiesz. Lecę, do zobaczenia. – Odeszłam, nie mogłam tam dłużej stać. Nie po majce, przecież mógłby zobaczyć, że jestem naćpana, co byłoby wtedy? Nie ufam ludziom. Chociaż czuję, że jemu mogłabym zaufać.
-Mam nadzieję. – Usłyszałam za plecami. Uśmiechnęłam się, pomachałam i poszłam na lekcje matematyki.
_____________________
Z lekkim opóźnieniem ale jest :)
Jak widzicie jest Jayden, ale spokojnie opowiadanie o Leonettcie więc Leonek też niedługo się pewnie pojawi :D
Nie za szybko pewnie ale będzie xD
tralalalala xd Koniec zanudzania :D
Miłego czytania i jeszcze raz Wesołych Świąt wszystkim ;**

Andzii xx ;*

czwartek, 24 grudnia 2015

Świąteczny OS "Mamo, a my jesteśmy taką szczęśliwą rodziną?"




-Dawno, dawno temu. Za lasami i ogromnymi górami, żyła sobie piękna księżniczka o imieniu Lily. – Powiedziała szatynka ze śmiechem.
-Mamo nie! – Tupnęła nóżką czteroletnia dziewczynka. – Gdzie Ty masz tu lasy? Przecież mieszkamy w Nowym Jorku. Zgłupiałaś? –  Ciemnooka kobieta roześmiała się jeszcze bardziej. – Inna bajka! – Krzyknęła głośno śmiejąc się.
-Co się tutaj dzieje? – Zapytał mężczyzna schodząc po schodach, spojrzał na kobiety siedzące w salonie i zrobił rozzłoszczoną minę. – Dlaczego tak krzyczysz Lilianno Gabrielo Verdas? – Zapytał córki.
-Tatusiu! Pomóż mamusi opowiedzieć bajeczkę, w której jestem księżniczką. – Uśmiechnęła się. – I przestań udawać złego, jestem za duża, żeby myśleć, że się na nas złościsz. – Dodała marszcząc czoło, po czym pokazała swoje ząbki, których już nie było za wiele. Brunet się zaśmiał.
-Chodź Leon, siadaj z nami. – Odezwała się Violetta pokazując jedną ręką na miejsce obok siebie, a drugą trzymając na dość dużym brzuchu. Co się dziwić, w końcu to już 8 miesiąc. Zielonooki chłopak usiadł obok swojej żony i pocałował ją w policzek, a swoją małą kruszynkę wziął na kolana.
-Co Ci ta mama opowiedziała? – Zapytał śmiejąc się.
-Powiedziała, że księżniczka Lily mieszka za lasami i górami, ale to nie prawda. Przecież tu nie ma drzew. – Pokazała na duże okno ukazujące panoramę miasta.
-Myślę, że to nie najlepsza pora na bajki. – Dziewczynka zasmuciła się na słowa ojca.
-Ale dlaczego? – Zapytała.
-Powinnaś teraz założyć jedną z najlepszych sukienek. – Zaciekawiona patrzyła na swoich rodziców. – Jedziemy przecież na wigilię do babci, i odwiedzi nas Mikołaj, pamiętasz? Przecież ubieraliśmy choinkę, żeby do nas przyszedł i przyniósł dużo prezentów. – Na te słowa Violetta się zaśmiała.
-No tak zapomniałam całkiem. – Lily zeskoczyła z kolan Leona i pociągnęła mamę za rękę. – No chodź, trzeba się ładnie ubrać i jedziemy. – Leon ze śmiechem wstał i poszedł do kuchni.

Wieczerza wigilijna w gronie rodzinnym była wspaniała. Odwiedził dzieci starszy pan z ogromnym workiem prezentów, który miał jakiś podarunek dla każdego, Lily była naprawdę zachwycona. Teraz rodzina wróciła do domu, Leon szybko poszedł ułożyć prezenty pod choinką, a Viola próbuję jak najbardziej przedłużyć wysiadanie z samochodu. Po niedługim czasie pojawił się koło nich mężczyzna.
-Kochanie co tak długo? Idziecie? – Pyta specjalnie żony.
-Lily opowiada mi o tym co najbardziej jej się podobało na wigilii. – Wyjaśnia kobieta, powstrzymując śmiech.
-Dobrze, ale już chodźcie. – Tak zrobili.
-A tatusiu, był u nas Mikołaj? – Zapytała dziewczynka.
-Nie wiem skarbie. Idź zobacz pod choinkę, czy są jakieś prezenty. – Mała pobiegła czym prędzej do salonu, a rodzicie podążając za nią wolnym tempem śmiali się.
-Mamusiu nie ma naszych ciastek i mleka, zjadł i wypił. – Krzyczała zadowolona Lilianka. – I są prezent, mogę je odpakować? – Zapytała patrząc na rodziców.
-Oczywiście kochanie. – Odpowiedziała jej matka i wraz z mężem usiadła na kanapie.
-Wszystkie są dla mnie? – Zapytała patrząc na trzy prezenty.
-Pokaż. – Violetta przejrzała każdą paczkę. – Tak skarbie, na każdym jest Twoje imię, więc wszystkie są dla Ciebie. – Rzekła ciężarna.
-Jak się cieszę. – Dziewczynka zaczęła odpakowywać prezenty, w pierwszym ujrzała swoją wymarzoną i długo wyczekiwaną toaletkę. Drugi pakunek zawierał kuchenkę zabawkową, którą zawsze chciała mieć, a w trzecim zapakowana była jej wymarzona lalka. – Mamusiu, Mikołaj wiedział wszystko co chcę dostać, ale włosy tej lalki miały być fioletowe, a nie różowe. – Powiedziała dziewczynka. Violetta spojrzała na Leona ze śmiechem, przecież to on kupował prezenty.
-Kupię jutro farbkę do włosów i jej ufarbujemy na fioletowo, dobrze? – Matka wpadła na fenomenalny pomysł.
-Dobrze mamusiu, jesteś wspaniała. Tatusiu ty też. Kocham was. – Wtryniła się między rodziców i mocno się do nich przytuliła. Kiedy oderwali się od siebie Lily spojrzała na brzuszek Violetty. Położyła na nim delikatnie rączkę.
-Ciebie też kocham, chociaż nie wiem kim jesteś. – Powiedziała, na co w oczach kobiety pojawiły się łzy.
-On Ciebie też kocha. – Odpowiedziała dziewczynce matka.
-On? – Zapytali jednocześnie Lily i Leon.
-Tak on. – Posłała im uśmiech.
-Będę miała braciszka?
-Tak Lily, cieszysz się?
-Oczywiście. – Uśmiechnęła się mała.
-W takim razie jak ty jesteś moją żoną, ona moją córką, cieszącą się, że będzie miała braciszka to znaczy, że będę miał syna? – Mówił tym razem Leon.
-Wiesz kochanie, Twoja filozofia zawsze była dość dziwna, więc proszę przestań jej używać. – Powiedziała Violetta ze śmiechem. – Ale tak, będziesz miał syna.
-Kocham was moje skarby. Wszystkie trzy. – Leon wziął na kolana swoją ukochaną córeczkę po czym przytulił do siebie całą rodziną. – Jestem tak szczęśliwy, że was mam.
-My Ciebie też. – Kobiety odpowiedziały wspólnie.

-Ta rodzina była najszczęśliwszą z rodzin, które znam. Obdarzali się prawdziwą miłością. Kochali się i nie oczekiwali nic w zamian. Mimo, że dawali sobie wiele prezentów, najważniejszy z nich to był uśmiech na twarzy innej osoby. Każda rodzina na świecie powinna taka być, powinna uszczęśliwiać się nawzajem, co najważniejsze nie krzywdzić. Wiesz słońce? – Powiedziała kobieta wyglądająca na dość starą, mimo, że miała dopiero jakieś trzydzieści lat, zamykając poobdzierany zeszyt, w którym w okresie liceum pisała swoje opowiadania, obserwacje i przemyślenia.
-Mamo, a my jesteśmy taką szczęśliwą rodziną? – Zapytała dziewczynka, na oko miała pięć lat.
-A jesteście szczęśliwi? – Odpowiedziała pytaniem na pytanie kobieta, patrząc na dwójkę swoich dzieci leżących w bardzo starym łóżku.
-Jeżeli tata nie pije to jest fajnie. – W oczach matki pojawiły się łzy.
-Widzisz słońce, jesteśmy szczęśliwi tylko czasami. Nie mamy takiego szczęścia jak Lily, Violetta i Leon, prawda? Ich rodzina była idealna. – Łza spłynęła matce po policzku, ale starła ją jak najszybciej.
-Mamo, a poznamy kiedyś Lily? – Pytała dalej córka.
-Przykro mi ale nie mam już z nimi kontaktu. – Westchnęła. To była prawda, od chwili jak mąż kobiety zaczął pić nie miała czasu dla Violetty. Kobieta chciała być przy niej i jej pomóc, ale kiedy zaproponowała Ludmile, alby rozwiodła się z Crisem, ona zareagowała nie tak jak powinna. Teraz blondynka bardzo żałuje, tęskni za przyjaciółką. W końcu były razem od czasu kiedy chodziły na czworaka. Każdy kto mówił jej, że jej mąż jest zły stał się wrogiem. Nie widziała kiedyś nic złego w tym co się dzieje w jej domu, teraz wie, że to był ogromny błąd.
-A dlaczego nie mamy choinki? – Dalej pytała dziewczynka.
-Ojciec ją spalił. – Odparła starsza córkę, po czym przekręciła się głową do ściany, nie mogła znieść tego co się tutaj dzieje. Miała plany, jak tylko skończy osiemnaście lat, ale z tym musi jeszcze trochę poczekać. Nie chciała dłużej mieszkać z nim pod jednym dachem. Nienawidziła go.
Kiedyś święta w tym domu były idealne, ciepłe, rodzinne, pełne radości i miłości. Niestety od kilku lat święta stały się kolejnym powodem do płaczu. Nie wiadomo czy pięcioletnia dziewczynka kiedykolwiek w okresie dzieciństwa dowie się czy tak naprawdę są święta, ale życzę jej tego z całego serca.
______________________________________________
Tak jak obiecałam, w dzień wigilii świąteczny OS :)
Jest? Jest xd
Świetnie :)
Dzisiaj zaczynamy okres świąteczny. :)
Dlatego z całego serduszka, życzę wam dużo zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń, masy prezentów, żeby wszystko było w porządku i aby każdy was był szczęśliwy w te święta oraz nie miał żadnych zmartwień :)
A ponieważ za tydzień mamy SYLWESTER, życzę wam też szczęśliwego nowego roku, już 2016 :) I wytrwałości w postanowieniach :)
Żegnam się z wami i wracam do gości i stołu pełnego jedzenia :)
Pa :*
Andzi xx ;*

piątek, 11 grudnia 2015

Prolog~"Od tego dnia wszystko się zmieniło"




    To właśnie dzisiaj, 17 lipca. Brązowooka szatynka kończy 17 lat. Mimo tak młodego wieku przeżyła więcej niż nie jeden człowiek na ty świecie. Los zabrał jej ukochanych rodziców cztery miesiące temu. Osierocił ją i jej młodszego, 15-letniego brata Lucasa. Dzisiaj jej urodziny, ten dzień powinien przynosić dziewczynie szczęście, a tymczasem przynosi, tęsknotę, łzy, cierpienie, smutek oraz wiele innych negatywnych emocji. Do dziś ta młoda kobieta pamięta każdy, najmniejszy szczegół tej sytuacji, wypadku, wydarzenia, za które nadal obwinia siebie.
24 marzec, około godz. 21. German i Maria Castillo musieli pojechać po swoją córkę Violettę do innego miasta, bo jak zwykle ciemnowłosa nastolatka musiała postawić na swoim i pojechać na imprezę mimo zakazu.
-Nie rozumiem Violu, przecież mamy już tą rozmowę za sobą. Obiecałaś, że już nigdy tak nie postąpisz. - Wzdycha zrezygnowany mężczyzna, który pewnie jest już po czterdziestce.
-To już naprawdę ostatni raz, chciałam spędzić ten dzień po raz ostatni w tym gronie. Przepraszam i dziękuję, że przyjechaliście. - Odparła dziewczyna pisząc wiadomości ze swoją przyjaciółką Francescą. Ten ton dziewczyna miała już dobrze wyćwiczony, w końcu to nie pierwszy raz jak obiecywała przed rodzicami, że zmieni swoje postępowanie. Każda z tych obietnic za każdym razem była tylko słowami rzuconymi na wiatr.
-Od dzisiaj wszystko się zmieni. Nie będziemy tolerować takich wybryków, takiego zachowania, u Ciebie jak i u Twojego brata. Rozumiemy, taki wiek, przychodzicie trudny okres, ale przekroczyliście dosłownie każdą wyznaczoną granicę. Kochamy was, Violetto i nie pozwolimy, abyście dalej się staczali. - Wyznała zdenerwowana matka.
-My też was kochamy. - Powiedziała szatynka, a chwilę po tym nie mogła złapać oddechu. Dziewczyna zorientowała się, że spadli do rzeki pod mostem, którym przed momentem jechali. Nawierzchnia była zbyt śliska, koła straciły przyczepność i spadli do wody. Co teraz? Dziewczyna spojrzała na matkę, która była już nieprzytomna. Następnie spojrzała na ojca, on na nią. Mężczyzna złapał dziewczynę za rękę, tym samym dodając otuchy. Powoli również szatynka traciła świadomość.
Po kilku godzinach dziewczyna obudziła się na brzegu rzeki otoczona przez ratowników medycznych. Nikt nie rozumiał jak się tutaj znalazła, ale żyła, to był cud.
Jak wydostała się z samochodu? Skąd znalazła siły, aby dotrzeć do brzegu? Jak udało jej się przeżyć? Tyle pytań, na które do tej pory nikt nie zna odpowiedzi. Nawet ona nie rozumie jak to wszystko się stało.
Ta sama dziewczyna teraz, kilka miesięcy później, w swoje 17 urodziny, stoi przed lustrem i przypomina sobie to wszystko. W ten dzień nie ma mamy, która ją przytuli, powie „Wszystkiego co najlepsze, słonko”, nie ma ojca, który weźmie ją w ramiona i szepnie do ucha to, jak bardzo kocha swoją „małą księżniczkę”. Nic z tych rzeczy się nie wydarzy, bo jej ukochanych rodziców już nie ma. Szatynka spogląda na swoje odbicie, widzi blizny na rękach pozostawione przez żyletkę, rany po wkłuciach strzykawki, opuchnięte żyły, podkrążone oczy. Co się stało z tą szczęśliwą dziewczyną z przed miesięcy? Tą, która miała wszystko, szczęście, czy ktoś wie, gdzie się podziała? Łzy spływają po jej policzkach, a ciemnooka zastanawia się nad tym: Jak przeżyła? I jak przeżyje kolejny rok bez nich, bez opiekuńczych, denerwujący i kochających mimo wszystko rodziców? Jak będzie wyglądał kolejny rok?
-Miałaś rację mamusiu. Od tego dnia wszystko się zmieniło.- Wyszeptała dziewczyna. Zmieniło się tak dużo, dobra uczennica, kochająca córka i siostra, która przechodziła jak każdy okres dojrzewania i od czasu do czasu zdarzały jej się jakieś wybryki, jest teraz zupełnie inną osobą. Na początku piła alkohol, wciągnęła się w papierosowy nałóg, cięła się. Po krótkim czasie uznała że wódka, piwo czy inne trunki nie dają jej ukojenia w tych trudnych chwilach. Szukała innego rozwiązania, znalazła. Ta piękna dziewczyna jest ćpunką, nikt z jej przyjaciół o tym nie wie. Znajomi ćpuni witają ją na ulicy. Ma taką popularność, że młodzi, którzy dopiero zaczynają proszą ją, aby z nimi zaćpała, aby mieli lepsze kontaktu do uzyskania prochów. W taki sposób niekiedy narkotyki ma za darmo. Szatynka przejeżdża wzrokiem po każdym śladzie od strzykawki. A łzy lecą coraz szybciej.
-Mamo dlaczego mnie tak szybko zostawiłaś. Nie daję sobie rady. Brakuje mi Ciebie, brakuje mi was. Potrzebuję was, naprawdę. – Szepcze, patrząc w swoje odpicie zalewa się łzami jeszcze bardziej.
Po chwili dziewczyna usłyszała kroki i w mgnieniu oka założyła sweterek z długimi rękawami leżący na łóżku, po czym stanęła tak samo jak wcześniej.
-Znowu się zadręczasz? To nie twoja wina, Violu, zrozum to w końcu. - Brat dziewczyny pojawił się w progu pokoju, podszedł do niej i mocno przytulił do siebie. - Damy sobie radę. Obiecuje. – Woda z jej oczy zaczęła płynąć jeszcze szybciej. Ale wiedziała, że musi dać sobie radę, dla brata, musi wyjść z tego gówna i to jak najszybciej.
_________________________________________________
No witam :)
Tak jak mówiłam jest o to prolog :)
Mam nadzieję, że się wam spodoba, albo przynajmniej chociaż trochę zainteresuje :)
Nie będę zanudzała, jak będą jakieś pytanka to proszę w komentarzach :)
Teraz muszę lecieć, ale niedługo będę, muszę trochę posiedzieć i wypromować bloga, dlatego proszę jeżeli ktoś by mógł nie obraziłabym się o wklejenie adresu tego bloga gdzieś :)
Rozdziały tak jak mówiłam co dwa tygodnie :) Także widzimy się w pierwszy dzień świąt, a jak będę miała chwilę to w wigilię może coś wstawię :)
papapa :* Proszę o opinie na temat tego wyżej :) Historię piszę sama, jeżeli ktoś znajdzie coś podobnego proszę o natychmiastową informacje :) Dzięki :*

Andzi xx

czwartek, 10 grudnia 2015

Cześć :) /Andzi xx




Tak jak w tytule witam wszystkich, którzy czytają ten post no i oczywiście wszystkich czytelników bloga, którego mam zaszczyt prowadzić :)
Zacznijmy od początku, bo niewiele z was mnie kojarzy, a prawdopodobnie nikt xD
Mam na imię Andżela :)
Mam 15 lat i uczęszczam do ostatniej klasy gimnazjum :)
Mieszkam w małej miejscowości, w województwie mazowieckim :)
Pisałam kiedyś na blogerze, ale swoją przygodę tu zakończyłam około rok temu :)
A teraz zaczynam od początku :) Nowa nazwa, zdj profilowe, tło :D
Mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłam :)
Przejdźmy do bardziej interesujących rzeczy, a mianowicie to co tutaj robię :D
Więc już wyjaśniam :)
Będę pisała opowiadanie o naszej ukochanej Leonettcie :)
Oczywiście pewnie większość z was myśli, że Violetta się skończyła, a dodatkowo już jakiś czas temu zaczęła robić się nudna, więc po co pisać :D
Ja postaram się zrobić tak, że mimo to, iż Violetty już nie ma, chcę was zaciekawić tym co będę pisała :)

Każdą zainteresowaną osobę zapraszam do przeczytania prologu, który wstawię jutro :) W godzinach 15-17 :)
Jeżeli chodzi o rozdziały, będą pojawiać się co dwa tygodnie w piątki w godzinach podanych wyżej :D  (III g. więc trzeba się uczyć do egzaminów, którymi każdy nauczyciel straszy). W przerwie świątecznej może wstawię jakiegoś OS, może świątecznego, może nie xD Może pojawią się rozdziały extra :D Nie wiem, wyjdzie jak wyjdzie :)
Mam nadzieję, że się polubimy :)
I prosiłabym każdą osobę, która przeczyta tą notkę dodała komentarz :) Nie oczekuję jakichś długich :D Wystarczy zwykła kropka, albo link do jakiegoś bloga, może być Twój, albo jakiś który czytasz :) (Jeżeli udostępnisz bloga, proszę opisz go kilkoma słowami) :)
Dziękuję i do jutra :)
Andzi xx ;*