piątek, 29 kwietnia 2016

Rozdział 10~"Dawno Cię tu nie było."






W końcu weekend. Nie chce mi się uczyć, a to już ostatni rok. Przecież muszę jak najlepiej napisać maturę. Dla rodziców. Siedzę w swoim pokoju, piątkowy wieczór, a ja jestem sama. Dlaczego? Nie wiem, ale przyda mi się taki odpoczynek od wszystkiego. W ostatnim czasie dzieje się tak wiele. Nie mam czasu dla siebie. Spacer! To idealny pomysł. Zarzuciłam kurtkę, wsunęłam buty i bez słowa wyszłam z domu. Muszę uciec na trochę od tego wszystkiego co mnie otacza. Dawno tego nie robiłam.
Ostatni raz spacerowałam jeszcze w wakacje. Byłam spizgana, wyszłam z domu w kapciach około godziny 22 i szłam przed siebie. Patrzyłam na ludzi, na to jak spieszą się, wracają z pracy do swoich domów i nie zwracają uwagi na to wszystko co dzieje się dookoła nich.
Wyglądało to dokładnie tak jak teraz. Ja szłam i patrzyłam na każdy szczegół otaczający mnie. Miasto jest piękne wieczorem, oświetlone, nastrojowe i doskonałe do rozmyśleń. Nieświadomie nogi poniosły mnie pod blok, w którym mieszka Philip. Chłopak jest starszy ode mnie o dwa lat, mieszka tu sam. To właśnie z nim zaćpałam pierwszy raz. Wspomnienia wróciły i przelatywały mi przed oczami jakby były kilkusekundowymi filmami.

Siedzę w kawiarni czy restauracji, jak kto woli to nazwać, na rogu N Ardmore Ave i Malrose Ave. W Prael Thai Restaurant niedaleko szkoły, do której przestałam chodzić po tej katastrofie. Kiedy siedziałam patrząc przed siebie nic nie widzącym wzrokiem i pijąc kawę, dosiadł się do mnie chłopak. Na oko w moim wieku może ciut starszy. 
-Coś się stało? - Zapytał mnie ze słyszalną w głosie troską. Lekko się zdziwiłam, chciałam mu powiedzieć, żeby się odwalił i sobie poszedł. Tak jak zrobiłaby to dawno Violetta Castillo. Tyle słów przebiegło mi przez myśl. Ale ostatecznie nie powiedziałam nic. - Ej. Może mógłbym Ci jakoś pomóc? - Byłam wtedy jeszcze w szoku po wypadku. Nie wiedziałam dlaczego, ale pierwszy raz nie umiałam wypowiedzieć słowa. Patrzyłam na niego ze łzami w oczach. - Nazywam się Philip. - Uśmiechnął się. Kiedy ujrzałam ten cudowny uśmiech, wiedziałam, że ten chłopak zmieni coś w moim życiu. 
-Jestem Violetta. - W końcu się odezwałam. 
-Chcesz pogadać? 
-Zazwyczaj nie rozmawiam z nieznajomymi o problemach. - Odparłam. - Zwykle nie mam problemów. - Dodałam ciszej, a łza pociekła po moim policzku.
-Już się znamy. - Posłał mi lekki uśmiech. - Chodź. - Wstał i wyciągnął do mnie rękę. Zdziwiłam się i spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. - Chodź. - Powtórzył. Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć ale po chwili zamknęłam je i podałam rękę chłopakowi. Złapał mnie za nią i prowadził. Po kwadransie staliśmy pod blokiem. - Tu mieszkam, zapamiętaj drogę. - Rzekł i weszliśmy do środka.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, po co mam ją zapamiętać. Nawet nie pomyślałam o tym, że mieszkanie w tym bloku będzie moim drugim domem.

W środku było pełno ludzi. Oblegali kanapy, fotele i duże parapet pod oknami w trzech pokojach. Ominęliśmy je. Podeszliśmy do czwartego pokoju, do którego drzwi były zamknięte. Philip nacisnął na klamkę i otworzył je. Pokój był pusty, weszliśmy do niego. Nie wiedziałam co robić. Bałam się. Nawet w pewnym momencie chciałam uciec, ale się uspokoiłam. Chłopak pokazał mi strzykawkę, którą napełnił jakąś substancją. Wbił mi ją w rękę, a właściwie w żyłę i opróżnił ją do niej. Nie bolało, a po chwili czułam się inaczej. Lepiej, bez problemów. Opowiedziałam chłopakowi całą moją historię. Później poszliśmy do jednego z pokoi i przedstawił mnie wszystkim. Mówili, że teraz jestem z nimi, że powinnam się zachowywać jak oni, że od dziś jestem hipiską. Tam było miło i dobrze, a co najważniejsze problemy nie istniały.

Teraz wiem, że są dwa rodzaje hipisów. Ci prawdziwi i my - ćpuny. Od tamtej pory przychodziłam tam codziennie.

Zawsze jeden z nich zachowywał się dziwnie kiedy wchodziłam do pokoju, w którym się znajdował. Trzymał mnie na dystans. Nie lubił mnie i dobrze, ja też go nie lubiłam. Miał na imię Mattew i często mówił, że pewnie dnia odejdę i wybiorę tamtych.

Nie umiałam wtedy pojąć jego gadania. Teraz już rozumiem. Wybrałam normalnych ludzi, przynajmniej w pewnym sensie. Przestałam tam przychodzić zupełnie z dnia na dzień, a teraz nawet już nie ćpam. Byłam na odtruciu, jestem czysta. Mattew miał rację.

Spędzałam tam całe dnie, czasem nawet noce. Dowiedziałam się, że to co lubię najbardziej to morfina. Jeden z najgorszych i najdroższych narkotyków. Najlepiej czułam się kiedy to Philip robił mi zastrzyk, spędzałam z nim całe dnie. Oprócz niego była tam też taka Melka. Ona nie brała zastrzyków. Wolała prochy, zawsze po nich kiwała się na fotelu, w którym siedziała od pierwszej mojej wizyty w bloku. Każdy wiedział, że to jej miejsce i nikt go jej nie zajmował. Opowiadała mi kim była i kim chce być. Czasem te jej opowieść nie były w najmniejszym calu prawdziwe ale uwielbiałam jej słuchać. Czytałam z nią książki, wyłapywałyśmy najlepsze cytaty. Później szłyśmy spać. Kiedy się budziłam, jej nie było. Philip mówił, że poszła do domu. Wtedy ja też wracałam, albo szłam do pokoju chłopaka, w którym pierwszy raz wszedł mi w żyłę. Kładłam się na łóżku obok niego, przytulałam go i usypiałam w jego ramionach. To było najbezpieczniejsze miejsce na ziemi.

Wtedy tak myślałam.

To musi wyglądać dość dziwnie, a dla niektórych nawet śmiesznie. Stojąca na chodniku dziewczyna ze łzami w oczach, patrząca na znajdujący się po drugiej drugiej stronie ulicy blok. Trzymająca się za rękę, na której nadal jest mnóstwo blizn, o których nie wie nikt oprócz Jaydena i chłopaka z bloku.
-Cześć. - Usłyszałam smutny, znajomy głos, który wyrwał mnie z rozmyśleń. Bałam się spojrzeć. - Odwiedziłaś nas w końcu. - Spojrzałam w prawo i zobaczyła go, stał obok mnie, Philip. Patrzyłam na niego i widziałam jak bardzo się zmienił od chwili kiedy widziałam go po raz ostatni. Oj Philip, coś ty z sobą zrobił? Czy widzisz do jakiego stanu się doprowadziłeś? Philip! Ty umierasz. Musisz coś z tym zrobić.
-Cześć. - Szepnęłam. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Tak długo o nim nie myślałam, starałam się wyrzucić go ze wspomnień. Chciałam przestać pamiętać tych wszystkich ludzi, którzy całe dnie spędzali w tym jego cholernym mieszkaniu. Niech każdy myśli, że Mattew miał rację, nie obchodzi mnie to. Ale podświadomość przyprowadziła mnie tutaj, dlaczego?
-Długo Cię nie widziałem. - Posłał mi uśmiech. Nie taki co kiedyś, ten był inny, smutny, zmęczony, nie wiem jaki, na pewno inny.. Philip, gdzie ten uśmiech, którym zarażałeś innych? Ten, który uwielbiałam kiedyś oglądać. - Dawno Cię tu nie było.
-Tak. - Patrzyłam na niego nadal. Mimo zaćpanej twarzy widziałam w nim starego Philipa. Chłopaka, w którym się kiedyś zakochałam. Kiedy go spotkałam po raz pierwszy, byłam nim oczarowana. Później pokazał mi coś wspaniałego dającego ukojenie, ulgę i spokój. Dawał mi wsparcie i był zawsze przy mnie kiedy potrzebowałam. To nie była miłość, później to po prostu przyzwyczajenie, wdzięczność, przyjaźń. Był dla mnie jak brat, z którym się robi rzeczy, których nie powinno. Kochałam go, i nadal kocham. Nie jak partnera czy chłopaka, bardziej jak właśnie takiego starszego brata.
-Wejdziesz? - Zapytał. - Ludzie na pewno się ucieszą. - Zobaczyłam na jego twarzy cień uśmiechu.
-Nie wiem czy powinnam. - Odparłam.
-Chodź. - Wyciągnął rękę ja patrzyłam na niego. - No chodź. - Powtórzył. Robił tak zawsze. Od pierwszego dnia naszej znajomości. Nie uznawał sprzeciwu. Chwyciłam jego rękę i w ciszy przeszliśmy na drugą stronę ulicy. Weszliśmy do bloku, a tam po schodach na trzecie piętro. Weszliśmy do mieszkania. Wystrój nie uległ zmianę, ale mieszkanie już nie tętniło życiem. Byli ludzie, zaćpani. Przywitali mnie, nie sądziłam, że naprawdę się ucieszą na mój widok. Mattew patrzył na mnie, wydawało mi się, że nawet się uśmiechnął. Usiedliśmy z Philipem tam gdzie zawsze. Na przeciwko fotela Melki ale fotel był pusty. Nie było tam dziewczyny. Patrzyłam na niego przez chwilę. Nie mogłam nigdy sobie wyobrazić jakby to było, gdybym kiedyś przyszła, a przedmiot stałby pusty. Już wiem jak.
-Gdzie jest Melka? - Spytałam cicho, tak jakbym pytała o to siebie.
-Ona.. - Philip urwał, tak jakby nie wiedział co ma powiedzieć.
-Nie. - Łzy stanęły w moich oczach. - Nie.
-Uspokój się. - On też miał łzy w oczach. Mówił do mnie spokojnie.
-Nie! - Krzyknęłam, a wszyscy ucichli.
-Viola, proszę.
-Gdzie jest Melka? - Ponowiłam pytanie, a łzy po policzkach płynęły strumieniami. Philip pokręcił głową.
-Nie żyje. - Szepnął.
-Nie. Proszę, nie! To nie może być prawda. - Schowałam twarz w dłonie i rozpłakałam się na dobre.
-Sądziłem, że wiesz. - Mówił cicho. - Myślałem, że dlatego tu przyszłaś.
-Kiedy to się stało? - Spojrzałam na niego. Po jego policzku spłynęła łza.
-W czwartek. - Dwa dni temu. Nie mogę w to uwierzyć. Przytuliłam się do niego i płakałam. Takie jest narkomańskie życie. Z dnia na dzień umierasz. Zostają po Tobie wspomnienia.
-Nawet się z nią nie pożegnałam. - Szlochałam.
-Chcesz? - Zapytał. Wiedziałam o co mu chodzi. Pokiwałam głową. Wstał i odszedł, po chwili wrócił ze strzykawką. - Majka. - Rzucił, a chwilę po tym już wchodził mi w kanał. Kilka minut później poczułam spokój, taki, jakiego dawno nie czułam. Usiadłam w fotelu Melki. - Od dzisiaj jest Twój. - Skinęłam na znak zgody, mogło to oznaczać też ponowne wpiepszanie w to gówno i znowu bywanie tutaj. A co z Jaydenem? Szkołą? Ludmiłą? Francescą? A nawet Leonem? Nie wiem, nie obchodzi mnie to. Mam majkę. Nie mam Melki.
-Tak bardzo za tobą tęskniłam. A kiedy przyszłam nawet nie mam okazji Cię zobaczyć. - Szepnęłam sama do siebie słowa kierowane do przyjaciółki. Siedziałam w ciszy obserwując resztę i trzymając Philipa za rękę. Dawno nie byłam w takim stanie.
-Nie wierzyłem w to, że wrócisz. - Usłyszałam obok siebie głos, którego właścicielem był nie kto inny jak Mattew. - Ale wróciłaś. Jestem pod wrażeniem. - Uśmiechnął się do mnie. - Witaj w domu. - W życiu nie spodziewałam się, że kiedykolwiek usłyszę takie słowa od tego osoby. Cud. - Mi też jej brakuję. - Powiedział już ciszej.
-Nawet się z nią nie pożegnałam. - Szepnęłam i znowu zalałam się łzami.
-Csii. Wiem. - Przytulił mnie, to najdziwniejsza chwila w całym moim życiu. Melka nawet ty, optymistka, nie uwierzyłabyś w to. Melka gdzie jesteś? Dlaczego mnie zostawiłaś? Dlaczego odeszłaś? A może tam jest Ci lepiej? Beze mnie? Bez nas? Bez prochów? Jak mogłaś nas tak zostawić? Chociaż nie mam do Ciebie pretensji. Mam nadzieję, że jestem tam szczęśliwa.

Zostałam tam do rana, siedziałam w fotelu Melki i wspominałam. Jak to wszystko będzie wyglądało bez niej? Nie mam pojęcia. Koło 5 wróciłam do domu. Wzięłam prysznic i poszłam do pokoju, siadłam na łóżku i wpatrywałam się przed siebie nic niewidzącym wzrokiem.
O 9 zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, to Jayden. Co zrobić? Wzięłam telefon do ręki, popatrzyłam na imię mojego chłopaka i odłożyłam go na miejsce, na którym wcześniej leżał. Odzywał się jeszcze kilka razy ale już nie zwracałam na niego uwagi.

Wieczorem poszłam do "chaty" , tak nazywaliśmy mieszkanie Philipa. Zaćpałam i siedziałam w fotelu Melki, a właściwie już w moim fotelu. Nie wiem co robić dalej. Kolejna osoba odeszła. Dlaczego wszyscy ode mnie odchodzą? Tak bardzo chcę Melkę z powrotem. Philip znowu mnie przytulił, kiedy zaczęłam płakać. Wróciłam do domu po północy. Mnóstwo nieodebranych połączeń. Nie mam pojęcia jak przetrwać następny dzień. A to już poniedziałek..

czwartek, 21 kwietnia 2016

Rozdział 9~"Kocham Cię i chce tego."




Kiedy samochód się zatrzymał, usłyszałam jak Jay z niego wychodzi. Przeszło mi przez myśl, że zostawił mnie samą, ale chwilę potem otworzyły się drzwi z mojej strony. Jayden niósł mnie na rękach, a kiedy moje nogi poczuły grunt i mogłam już patrzeć zdałam sobie sprawę, że znajdujemy się w jadalni, a co było najciekawsze w moim domu. Teraz zrozumiałam dlaczego musiałam czekać na niego w Station. Przeszło mi przez głowę, że Diego był w to zamieszany, a nawet Angie.
-Jak ty to? - Zapytałam.
-Niespodzianka. - Uśmiechnął się. - Chcesz mnie poznać? To usiądź. - Zrobiłam co powiedział. Siedziałam w ciszy i czekałam, aż zacznie mówić. - Zacznijmy od Sophie. - Nie mogę w to uwierzyć. Opowie mi. - Była najpiękniejszą dziewczyną jaką widziałem. -Patrzył na mnie. I obserwował każdy mój ruch, gest, mimikę. - Miała przepiękne, ciemne oczy. I śmiech. - Sam się uśmiechnął na to wspomnienie. - Niezwykły, zaraźliwy. - Sama się uśmiechnęłam. - Była wesoła. Umiała się bawić. Ale była też niecierpliwa, samolubna i impulsywna. Nie była jakąś tam dziewczyną. Patrzyłam na niego z zaciekawieniem, a on mówił. Wsłuchiwałam się w każde jego słowo. - A później pojawił się Leon, twierdził, że był z nią pierwszy. - Zaczął się lekko denerwować. - Nawet o tym nie wiedziałem. - Posmutniał. - Ale też nie obchodziło mnie, że dostałem coś, czego pragnął mój brat. Wtedy obchodziła mnie tylko ona. Pragnąłem tylko jej.  Ale to ona zawsze bierze to czego chce, wtedy jeszcze tego do końca nie wiedziałem. Każdej nocy, kiedy myślałem, że jest tylko ze mną, była również z nim.
-To on Ci ją odebrał? Nie na odwrót?
-Jej się nie dało odebrać. Sterowała naszymi umysłami.
-Hipnoza. - Szepnęłam.
-Tak. Ukrywaliśmy to przed sobą. Pragnęła byśmy zawsze byli razem. Nie wyszło, ale Leon i ja jesteśmy na siebie skazani i już. Zrobiłem parę rzeczy, których się wstydzę. Najbardziej żałuje tego, ze ich nie naprawiłem dopóki nie odeszła. Brakuje mi jej. Ale pogodziłem się ze stratą, w końcu to było ponad sto lat temu. Dokładniej w 84. Leon wmawiał Ci, że nadal boli mnie strata, ale to nie prawda. Nie mógł znieść tego jaki jestem z Tobą szczęśliwy.
-Leon mówił, że Sophie zginęła w tym pożarze. - Wyznałam. Nie mówiłam mu nigdy, że mówił o niej dość dużo.
-Nie zginęła w pożarze. Ona jest wampirem, tak jak my, tak ogień nas spala, ale ona upozorowała swoją śmierć wtedy i uciekła. - Wyrzucił z siebie.
-Dlaczego Leon tak powiedział? - Byłam ciekawa.
-Bo widzisz, czasem ludzie odchodzą, a my udajemy, że po prostu umarli. Tak jest nam łatwiej. Lepiej myśleć, że dana osoba nie żyje niż codziennie wspominać, że odeszła zostawiając nas samych zupełnie bez powodu. - Wyjaśnił.
-Rozumiem, ale ja nie potrafiłabym kogoś uśmiercić tylko i wyłącznie w mojej podświadomości. - Wyznałam.
-Wampiry czują bardziej, każde ludzkie uczucie odczuwamy tysiąc razy bardziej. Ale mamy taki guzik, jeżeli go przestawimy wszystkie nasze uczucia znikają. Nazywamy to wyłączeniem człowieczeństwa.
-Sugerujesz, że Leon je wyłączył? - Co on musiał przechodzić skoro tak postąpił.
-Tak, ale da się to włączyć. Kiedy widzę jak na Ciebie patrzy zaczynam od nowa dostrzegać to, że jest dla niego szansa.
-Jak na mnie patrzy? - Nie rozumiem.
-Tak. Dlatego reaguję na niego dość źle. Boję się, że mogę Cię stracić. - Jego oczy były pełne bólu.
-Nie stracisz mnie Jay. - Podeszłam do niego i pocałowałam, oczywiście odwzajemnił buziaka. - Dziękuję. - Szepnęłam kiedy się od siebie oderwaliśmy.
-To jeszcze nie koniec. - Zaśmiał się.
-Więc kontynuuj. - Powtórzyłam czynność po moim chłopaku.
-Lubię czytać książki. Oglądam seriale. Filmy, w kółko oglądałbym taksówkarza. Muzyki słucham jak leci, rocka, popu, czasem rap, a nawet zdarza się, że piosenki disco-polo trafiają do mojego serca. Lubię nawet Miley Cyrus.
-Serio? - Zaśmiałam się.
-Tak. - On też się zaśmiał.
- A co z tym pierścieniem. - Wskazałam na jego dłoń. - Nigdy go nie zdejmujesz. - Zapytałam chłopaka.
-Nie mogę. - Zaśmiał się. - Chroni mnie przed słońcem. - Powiedział ciszej.
-Chroni? Kolejna wampirza ciekawostka? - Pokiwał głową z uśmiechem. - Błyszczysz się na słońcu jak Edward? - Zaśmiałam się.
-Nie. Płonę. - Odpowiedział spokojnie.
-Okey, w takim razie go noś. - Przeraziłam się trochę, jeżeli wyjdzie na słońce, spłonie. To straszne. Minęło już sporo czasu, a ja nadal nie mogę uwierzyć w to, że mój chłopak jest istotą nadnaturalną.  Zanim się obejrzeliśmy wszystko było zjedzone. - Chyba czas na mnie. - Wstał od stołu. - Odprowadzisz mnie do drzwi?
-Jasne. - Tak zrobiliśmy. Pożegnaliśmy się namiętnym pocałunkiem, potem posprzątałam ze stołu i poszłam wziąć kąpiel. Ten chłopak coraz bardziej mnie zadziwia, a z dnia na dzień zakochuje się w nim coraz bardziej.

Następnego wieczoru siedziałam na werandzie przed domem. Jay miał iść coś zjeść i zaraz po tym przyjść do mnie. Nie ma go dłużej niż zwykle, spóźnia się. Znowu? Dlaczego to tak długo trwa?
-Jestem. - Stanął przede mną w zakrwawionej koszuli.
-Co się stało? - Spytałam zaniepokojona i jak na zawołanie pojawił się Leon. - To Twoja sprawka? - Swoje słowa skierowałam do starszego Verdasa.
-Wiedzą o nas. - Powiedział Jayden. Kto? Dotknęłam jego brzucha. - To nic, rana sama się zagoi, trzeba chwilę poczekać, piję krew zwierzęcą, nie ludzką. To potrwa jeszcze pare minut zanim rana całkiem zniknie. - Czyli taka dieta mu nie służy. Boże Jay jak mogę Ci pomóc? Ty cierpisz.
-Co mamy teraz zrobić? - Zadawałam pytania, a brat mojego chłopaka stał obok nas bez słowa. - Jesteście w niebezpieczeństwie.
-Coś wymyślimy. - Próbował pocieszyć mnie Jayden, ale miałam wrażenie, że on sam w to nie wierzył.
-Idę zaraz do Station. - W końcu odezwał się Leon. Znajdują się w poważnej sytuacji ale ten idzie się bawić. - Jestem umówiony z panią burmistrz. Pogadam z nią i pokaże, że jesteśmy po stronie dobra. - Ufff masz szczęście, chciałam już wybuchnąć i zacząć go opierdzielać.
-Twierdzisz, że Ci się uda? - Wycedziłam. Jayden spojrzał na mnie i pokiwał głową na znak, że wszystko będzie ok. -Dobra. Idź i rób swoje. - Posłałam uśmiech Leonowi, a chwilę później już go nie było. -Można mu ufać? - Zapytałam mojego chłopaka, kiedy tylko Leon znikł.
-Jeżeli chodzi o te sprawy to tak. - Chłopak zaśmiał się lekko i usiadł na ławce. Powtórzyłam czynność po nim i oboje siedzieliśmy pod kocem. Zastanawiałam się co może się stać w najbliższym czasie. Bałam się o Jaydena, a nawet o Leona. Nie mogłam znieść myśli, że coś może im się stać.
-Jay? - Zwróciłam się do chłopaka.
-Tak? - Odezwał się, a w jego głosie słychać było ogromy ból.
-Mogę  Ci pomóc, prawda? - Zapytałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi. - Jayden. - Podniosłam trochę głos. - Wiem że mogę. - Spojrzałam na niego. W pewnej chwili wyciągnęłam w jego stronę rękę. - Proszę. Napij się.
-Nie Violetta. - Zaprzeczył stanowczo.
-Wiem, że zwierzęca krew Ci nie służy. - Szepnęłam. - Proszę.
-Nie. - Spojrzałam na niego.
-Kocham Cię i chce tego. - Wyznałam i z przekonaniem patrzyłam w jego cudowne oczy. Po dłuższej chwili zawahania ujął moją rękę i przyłożył do niej usta, a raczej zęby. Jego kły wydłużyły się i zaostrzyły. Poczułam lekkie, niemal bezbolesne ukłucie. Pił moją krew. Jego twarz zmieniła się. Ta zmiana nie była znacząca ale dało się zauważyć że wygląda nieco inaczej. Oczy mu ściemniały, a pod nimi pojawiły się cienkie żyłki. To było nawet przyjemne doznanie. Kiedy zaspokoił swoją potrzebę uwolnił moją rękę.
-Dziękuję. - Wyszeptał. Posłałam mu uśmiech. Podniosłam jego koszulę. Po ranach nie było śladu. Wtuliłam się w niego, a niedługo potem zasnęłam w jego objęciach. Jestem szczęśliwa. W końcu.

Obudziłam się w swoim łóżku, przecież usnęłam na werandzie. Nie było nigdzie Jaydena. Spojrzałam na stolik przy łóżku. Nie była żadnej kartki z wyjaśnieniem. Wzięłam z niego telefon. Na nim też nic. Wybrałam numer mojego chłopaka. Nie odebrał. Zadzwoniłam drugi raz. Potem trzeci. Zaczęłam się martwić. Zadzwoniłam do Leona. Chłopak odebrał po drugim sygnale.
-Hej. - Powiedziałam nieśmiało do słuchawki. - Nie wiem nawet skąd mam Twój numer. Ale czy Jayden jest w domu? - Mówiłam bez ładu i składu, jednak chłopak zrozumiał.
-Hej. Jest, śpi. - Spojrzałam na zegarek, który pokazywał 6:30.
-Dlatego nie odbiera. - Odetchnęłam z ulgą. - Nie idzie na zajęcia?
-Wiesz myślę, że nie ma na nie siły. Nie pije ludzkiej krwi, więc teraz musi zebrać siły, aby normalnie funkcjonować. - Wyjaśnił.
-Dałam mu wczoraj trochę mojej. - Szepnęłam najciszej jak się dało, tak, aby nikt z domowników nie usłyszał. A Leon przecież ma ten swój wyostrzony słuch. Kiedy zakończyłam zdanie usłyszałam jak Verdas wciąga powietrze, a za chwilę je wypuszcza.
-Co? - Powiedział jakby do siebie. - To i tak nie wystarczająco. - Mówił już do mnie. - Czym dłużej piję się krew tym silniejsza jest moc. Jay prawie nigdy nie pija krwi człowieka. Uważa to za jakiś rodzaj grzechu. Nie rozumiem o co mu chodzi.
-W takim razie za godzinę będę u was. Nie pójdę do szkoły, nie mogę zostawić go samego. - Nie wiedziałam czy mówiłam do niego czy do siebie.
-Okey. - Wydawało mi się, że usłyszałam lekką radość zmieszaną z niechęcią w jego głosie. Rozłączyłam się i poszłam do łazienki, aby wykonać poranne czynności.

Jakieś dwie godziny później siedziałam w fotelu niedaleko kominka w posiadłości Verdasów.
-Violu, przecież wiesz, że nie musiałaś przychodzić. - Uśmiechnął się do mnie Jayden siedzący na kanapie.
-Wiem. - Uśmiechnęłam się. - Ale chciałam. Dobra, a teraz. - Spojrzałam na Leona siedzącego po drugiej stronie kapy ze szklanką w ręku. - Opowiadaj, jak rozmowa?
-Wszystko załatwione. - Uśmiechnął się do nas, tym swoim ironicznym uśmiechem. - Jeżeli będziemy ostrożni i nie będziemy napadać często ludzi wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
-Chyba jak ty przestaniesz jeść ludzi. - Odezwał się Jayden.
-Okey, okey. - Zaśmiał się starszy z braci. - Mam już swój zapas krwi w woreczkach na dole.
-Okradłeś szpital? - Zapytał mój chłopak lekko zszokowany.
-A co mam zabijać. To nie to samo co z żył ale jednak krew. - Wyjaśnił.
-Jak dla mnie dobre rozwiązanie. - Wtrąciłam się. - I ty mógłbyś z tego skorzystać. Miałbyś więcej siły.  - Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Może masz rację. - Powiedział, ale nie wyglądał na przekonanego do tej sytuacji. - A tak właściwie to jak ją przekonałeś? - Miałam wrażenie, że mój chłopak usiłuje zmienić temat. Dobra nie będę tego drążyć.
-Dałem jej wampira, zabitego. - Odpowiedział spokojnie Leon.
-Co? - Zdziwiłam się. - Skąd wziąłeś wampira?
-Znalazłam człowieka, przemieniłem i dałem go zabić, żebyśmy mieli spokój. Przynajmniej na jakiś czas to wystarczy. - Byłam zszokowana. Westchnęłam i opadłam na oparcie fotela.
-Wlej mi. - Rzuciłam i pokazałam na szklankę, którą trzymał chłopak. Wstał i zrobił to o co prosiłam. - Dziękuję, Leon. - To dla mnie za dużo, naprawdę. Zanurzyłam usta w napoju. Chłodny bourbon, mocny ale dobry.
______________________________________
Przepraszam za opóźnienie.
Nie miałam możliwości dodania rozdziału wcześniej.
Bardzo przepraszam :/
Ale mam dla was dobrą wiadomość :D
Od następnego rozdziału trochę rzeczy ulegnie zmianie :)
Co się wydarzy?
Wszystkiego dowiecie się w 10 :)

Andzi :*

piątek, 1 kwietnia 2016

Rozdział 8~"Daj mu trochę czasu."





Tańczyłam z Jaydenem, było tak cudownie. Niebo pełne gwiazd, w koło nas pełno ludzi, a ja czułam się tak, jakbyśmy byli tu sami. Patrzyliśmy na siebie nic nie mówiąc. To piękne mieć kogoś i darzyć  go uczuciem.
-Leon Cię nie wkurzał? - Jay przerwał tą wspaniałą chwilę.
-Zachowywał się nienagannie. - Odparłam. - Nawet przeprosił i wyjaśnił swoje zachowanie. Wszystko ma związek z Sophie. - Kiwnął głową na znak, że rozumie. - A kiedy powiedziałam co wiem zrobił się dziwnie milczący.
- Powiedziałaś mu? - Zapytał mój chłopak. Myślałam, że go tym zdenerwuje, ale na szczęście był bardzo spokojny.
-Tak. - Odpowiedziałam.
-No dobrze. - Uśmiechnął się do mnie. Uwielbiam ten uśmiech, chcę go widywać codziennie.
-Opowiedz co się stało. - Jego uśmiech zanikł. Violka coś Ty narobiła?
-O niej? - Pokiwałam twierdząco głową. - Nie lubię o tym mówić.
-Rozumiem. - Posłałam mu uśmiech. - Ale wiedz, że możesz. Zrzucam na Ciebie wszystkie zmartwienia. Chcę żebyś wiedział, że możesz zrobić to samo. Możesz mi mówić o wszystkim, jeżeli tylko chcesz. Ja zawszę Cię wysłucham. - Chciałam dodać mu otuchy.
-Amm.. Dziękuję Ci. - Tylko tyle? Czyli od niego nie wyciągnę raczej nic.
-Nie wiele o Tobie wiem, Jayden. Chciałabym, żebyś się bardziej otworzył. - Wyznałam.
-Violu, wiesz o mnie więcej niż ktokolwiek. - Ehh.. Jayden nie o to mi chodzi.
-Nie, nie rozumiesz. Chciałabym wiedzieć kim jest, co lubisz, jaki byłeś. Kiedy normalni ludzie się poznają właśnie takich wiadomości od siebie oczekują. - Starałam się mu to wyjaśnić. - Próbuje Cię poznać. Jesteś nieprzenikniony i to mi się podoba, ale tajemnice i sprawa z Sophie.
-Odpuść. - Lekko się zdenerwował. - Nie chce o tym mówić.
-Ale opowiedz o sobie. Żebym wiedziała coś więcej, chciałabym w końcu się dowiedzieć o Tobie rzeczy normalnych. -Wyrzuciłam z siebie.
-Twierdzisz, że nie jestem normalny? - Spojrzał na mnie.
-Dobrze wiesz, że tak nie myślę Jayden.
-Nie widzisz co robi Leon? On lubi mącić. - Chłopak próbował ratować sytuację.
-Odczep się od Leona. Tu nie chodzi o niego. Chcę poznać Ciebie, a nie Twojego brata. - Mówiłam.
-Usiłuje nas poróżnić. - Szepnął.
-Skutecznie. - Zgodziłam się z nim i odeszłam zostawiając go samego. Weszłam do domu cioci i na kanapie zauważyłam samotnie siedzącą Francesce. Przysiadłam się do niej.
-O Viola. - Uśmiechnęła się na mój widok.
-Czemu siedzisz tutaj sama? - Zapytałam ją.
-Odpoczywam i trochę myślę. Zastanawiam się też gdzie Marco. A Tobie co się stało? - Jak zwykle od razu musi zobaczyć, że coś jest nie tak.
-Stałam się wścibska. Obiecałam, że nie będę się wtrącać,a to przed chwilą zrobiłam. Jestem głupia. - Wyznałam, chyba trochę bezsensownie.
-Ej nie jesteś głupia. A nie oszukujmy się zawsze musiałaś wszystko dokładnie wiedzieć. Jesteś Violetta Castillo, królowa szkoły, nie należy się temu dziwić. Daj mu trochę czasu.
-Jesteś kochana. Zawsze mnie wspierasz. - Przytuliłam przyjaciółkę. - Kocham Cię.
-Ja Ciebie też. - Odpowiedziała i wstała. - Idę poszukać Marco. Gdzieś tu musi być.
-Pomóc Ci? - Zaproponowałam.
-Nie dam radę sama.
-Okey, jakby co to napisz. - Pokazałam jej telefon. - Ja też lecę poszukać poszukać Jaya. Hej - Powiedziałam i poszłam tam gdzie mówiłam.

Zauważyłam go stojącego obok małego jeziorka i szybko skierowałam się w jego stronę.
-Przepraszam. - Odezwałam się kiedy stanęłam obok niego. - Miałeś rację. Nie chcę wywierać na Tobie presji. Chcę żeby było między nami dobrze. Powiesz kiedy będziesz na to gotowy.
-Zaufaj mi. - Szepnął w moją stronę.
-Zaufanie się zdobywa, nie pojawia się w magiczny sposób. - Zawsze za dużo gadam. Dlaczego nie potrafię czasem zamknąć swoich ust. - Przepraszam. Powiedziałeś mi o tym kim jesteś. Ufam Ci.
-Bardzo się z tego cieszę. - Przytulił mnie. - Przepraszam. Kiedyś Ci wszystko opowiem. Obiecuję.
-Wracamy? - Zapytałam go próbując zmienić tym samym temat. Mam wrażenie, że Sophie jest dla nas takim tematem tabu. Nie wolno go poruszać. - Nie, no przecież jesteśmy jednym samochodem z ciocią i Lucasem. - Przypomniałam sobie.
-Chcesz to za chwilę możesz być w domu. - No tak jego szybkie tempo. Zaśmiałam się.
-Tak proszę. - Wziął mnie na ręce i tak jak mówił niedługo po tym byliśmy przed moim domem. - Wejdziesz? - Zapytałam go.
- Nie dzisiaj. - Uśmiechnął się. - Oboje jesteśmy zmęczeni. - Podszedł do mnie. - Śpij dobrze. W końcu jutro trzeba wstać do szkoły. - Pocałował mnie w czoło i ruszył dalej ulicą, w kierunku ich posiadłości. Jest idealny. Weszłam do domu, wykąpałam się i poszłam spać.

Obudziłam się i tego dnia nie sięgnęłam odruchowo pod poduszkę, wiedziałam, że nic tam nie znajdę. Sięgnęłam po pamiętnik oraz długopis. Siadłam na łóżku, otworzyłam zeszyt i patrzyłam się w czystą kartkę, pierwszy raz nie wiedziałam od czego mam zacząć. Zamknęłam zeszyt, odłożyłam go na szafkę, a długopis położyłam na nim, po czym wstałam z łóżka. Skierowałam się w stronę łazienki, gdzie wykonałam wszystkie poranne czynności. Ubrałam się i powoli szłam na dół. Kalkulując ostatnie wydarzenia doszłam do wniosku, że moje życie od pewnego czasu jest wywracane do góry nogami. A ja czuję, że nie mogę nic na to poradzić.
-Hej, Angie. - Zwróciłam się do cioci siedzącej przy stole. - O której wczoraj wróciliście?
- Wiesz nie pamiętam dokładnie. - Uśmiechnęła się do mnie. - A ty jak dotarłaś do domu? - Ouu i co ja jej teraz powiem?
-Głowa mnie bolała i Jay zamówił taksówkę. Odwieźli mnie do domu i zaraz poszłam spać. - Wymyśliłam na poczekaniu. Ciocia przytaknęła. Od początku tego roku szkolnego zaczęłam mniej mówić o tym co się dzieje w moim życiu. Zaczęłam nawet kłamać. Ale co innego mogę robić? Mam powiedzieć Angie, że mój chłopak jest półtorawiecznym wampirem? Że ma brata, który też jest wampirem i ostatnio nawet chciał mnie zahipnotyzować? Przemieniła ich w te istoty 500-letnia dziewczyna, którą spalono w kościele za czasów wojny? Nie no bez jaj. Przecież by mi w to nie uwierzyła, a jak by uwierzyła to wolę nie myśleć co by się działo.
- Za pamięci, nie będzie mnie na kolacji.
-Hmm.. randka? - Zapytałam ją, nie wiem kiedy ostatnio była taka szczęśliwa.
-Tak. - Odpowiedziała, a jej uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.
-Dobrze, jadę do szkoły. - Zaśmiałam się, wzięłam torbę i wyszłam z domu. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam w stronę szkoły.

Lekcję w szkole minęły jak zwykle. Bez jakichś nadzwyczajnych sytuacji. Z Jaydenem umówiliśmy się na szesnastą w knajpie, do której rozdaje ulotki. Po szkole od razu wróciłam do domu, ogarnęłam się i ponieważ mieliśmy spotkać się na miejscu pojechałam do 'Station up'. Dziwna nazwa ale ta knajpka naprawdę jest fenomenalna.

Rozejrzałam się dookoła ale mojego chłopaka nigdzie nie było, za to spotkałam Diego. Byłam z nim kiedyś, niestety nam nie wyszło. Chociaż...może to i lepiej.
-Hej. - Podszedł do mnie i jak zwykle przywitał się buziakiem w policzek.
-Hej. Co tu robisz? - Zapytałam.
-Zabawne, przecież to mój drugi dom. - No tak, Viola jesteś tempa. - A Ty?
-Czekam na Jaydena. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Może zagramy partyjkę. - Wskazał na stół od bilarda. - Dawno razem nie graliśmy. Dam Ci fory. - Zaśmialiśmy się.
-Pewnie. - Zgodziłam się i ruszyliśmy w kierunku stołu. Lubię Diego, mimo to co między nami było jest naprawdę świetnym przyjacielem.
-Co tam u Ciebie? - Zapytał mnie.
-Jest dobrze. Naprawdę. - Spojrzał na mnie pytająco. - W końcu od długiego czasu jest naprawdę dobrze. - Uśmiechnęłam się. - A jak u Ciebie?
-No wiesz, bywało lepiej. Mama znowu wyjechała. Roxi jak to Roxi. Nie ma jej od wczoraj. Irytuje mnie ta dziewczyna. - Jego życie było dość ciężkie. Jego matka, szkoda gadać. Obchodził ją tylko własny czubek nosa, nic więcej. Siostra. jej ulubionym zajęciem było picie, prochy i dobry seks. Można było z nią czasem normalnie porozmawiać, ale większość swojego czasu spędzała imprezując. Była przeciwieństwem brata. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Lucas był w niej zabujany i to właściwie przez nią ma wszystkie problemy. Nie mogę tylko zrozumieć co on w niej widzi, naprawdę. Ale Diego on był normalny. Miał swoje gorsze dni, ale był jedną z osób, które pragnęły jakiejś stabilizacji. Był człowiekiem, który lubił być codziennie w tym samym miejscu, codziennie robić to samo. Wolał wpaść w monotonność, niż bać się, że któregoś dnia straci wszystko. Uwielbiałam go za to, zawsze kiedy potrzebowałam z nim porozmawiać mogłam po prostu iść tam, gdzie zawsze i mieć pewność, że go tam znajdę. Czasem denerwował ludzi, niekiedy nawet i mnie. Nie chciał zmian, zdaniem większości to była jego wada. Ale ja myślę, że to była zaleta. Spojrzałam na zegarek. Gdzie jest Jayden?
-Ile się spóźnia? - Spytał Diego. On umiał zawsze rozgryźć co czuję w danej chwili. Świetny z niego przyjaciel. Prawie jak Fran i Lu.
-Godzinę, ale to nie ważne. - Skłamałam, zaczynałam martwić się tym, że jeszcze się tu nie pojawił. On nigdy nie łamie słowa.
-Jak chcesz. Kiedyś się przyjaźniliśmy. - Próbował wywrzeć na mnie poczucie winy, że z nim nie rozmawiam tak często jak kiedyś.
-I nadal się przyjaźnimy Diego. - Walnęłam go lekko w plecy. - Okey. Pytanie. - Spojrzał na mnie i czekał. - Co myślisz o Jaydenie?
-Więc coś zrobił? - Odpowiedział pytaniem na pytanie,
-Nie, nic. Pytam poważnie Diego.
- Wiesz, jestem o niego zazdrosny, ale muszę z przykrością stwierdzić, że jest sympatyczny. Daj mu trochę czasu. To samotnik, musi się chyba oswoić. - Skoro Diego tak mówi, to chyba tak musi być. - Porozmawiaj z nim.
-Z kim? - Zapytał Jay stając za nami. Spojrzałam na niego. Czy słyszał o czym rozmawiamy? - Przepraszam za spóźnienie.
-Okey. - Wtrącił się Diego. - Pójdę już. Pa, pocałował mnie w policzek. Fajnie było znowu pogadać jak kiedyś. - Posłałam mu uśmiech. - Bawcie się dobrze. - Rzucił i odszedł.
-Coś się stało? - Zapytałam chłopaka.
-Byłem głodny. - Zaczęłam rozumieć. - Musiałem złapać króliczka. - Szepnął.
-Jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłam. - Westchnęłam. - Teraz ja jestem głodna, chodźmy coś zamówić.
-Mam dla Ciebie niespodziankę. Chodź. - Złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić do mojego samochodu. Musiałam siedzieć na miejscu pasażera i mieć zawiązane oczy, a on prowadził. Jechaliśmy, a ja zupełnie nie wiedziałam gdzie.
____________________________________________________
Przepraszam :*
Musicie jeszcze trochę wytrzymać, do zmian jesteśmy już dużo bliżej :)
Miłego czytania i do następnego ;*

Jak wam minęły święta?
Andzi ;*