czwartek, 21 kwietnia 2016

Rozdział 9~"Kocham Cię i chce tego."




Kiedy samochód się zatrzymał, usłyszałam jak Jay z niego wychodzi. Przeszło mi przez myśl, że zostawił mnie samą, ale chwilę potem otworzyły się drzwi z mojej strony. Jayden niósł mnie na rękach, a kiedy moje nogi poczuły grunt i mogłam już patrzeć zdałam sobie sprawę, że znajdujemy się w jadalni, a co było najciekawsze w moim domu. Teraz zrozumiałam dlaczego musiałam czekać na niego w Station. Przeszło mi przez głowę, że Diego był w to zamieszany, a nawet Angie.
-Jak ty to? - Zapytałam.
-Niespodzianka. - Uśmiechnął się. - Chcesz mnie poznać? To usiądź. - Zrobiłam co powiedział. Siedziałam w ciszy i czekałam, aż zacznie mówić. - Zacznijmy od Sophie. - Nie mogę w to uwierzyć. Opowie mi. - Była najpiękniejszą dziewczyną jaką widziałem. -Patrzył na mnie. I obserwował każdy mój ruch, gest, mimikę. - Miała przepiękne, ciemne oczy. I śmiech. - Sam się uśmiechnął na to wspomnienie. - Niezwykły, zaraźliwy. - Sama się uśmiechnęłam. - Była wesoła. Umiała się bawić. Ale była też niecierpliwa, samolubna i impulsywna. Nie była jakąś tam dziewczyną. Patrzyłam na niego z zaciekawieniem, a on mówił. Wsłuchiwałam się w każde jego słowo. - A później pojawił się Leon, twierdził, że był z nią pierwszy. - Zaczął się lekko denerwować. - Nawet o tym nie wiedziałem. - Posmutniał. - Ale też nie obchodziło mnie, że dostałem coś, czego pragnął mój brat. Wtedy obchodziła mnie tylko ona. Pragnąłem tylko jej.  Ale to ona zawsze bierze to czego chce, wtedy jeszcze tego do końca nie wiedziałem. Każdej nocy, kiedy myślałem, że jest tylko ze mną, była również z nim.
-To on Ci ją odebrał? Nie na odwrót?
-Jej się nie dało odebrać. Sterowała naszymi umysłami.
-Hipnoza. - Szepnęłam.
-Tak. Ukrywaliśmy to przed sobą. Pragnęła byśmy zawsze byli razem. Nie wyszło, ale Leon i ja jesteśmy na siebie skazani i już. Zrobiłem parę rzeczy, których się wstydzę. Najbardziej żałuje tego, ze ich nie naprawiłem dopóki nie odeszła. Brakuje mi jej. Ale pogodziłem się ze stratą, w końcu to było ponad sto lat temu. Dokładniej w 84. Leon wmawiał Ci, że nadal boli mnie strata, ale to nie prawda. Nie mógł znieść tego jaki jestem z Tobą szczęśliwy.
-Leon mówił, że Sophie zginęła w tym pożarze. - Wyznałam. Nie mówiłam mu nigdy, że mówił o niej dość dużo.
-Nie zginęła w pożarze. Ona jest wampirem, tak jak my, tak ogień nas spala, ale ona upozorowała swoją śmierć wtedy i uciekła. - Wyrzucił z siebie.
-Dlaczego Leon tak powiedział? - Byłam ciekawa.
-Bo widzisz, czasem ludzie odchodzą, a my udajemy, że po prostu umarli. Tak jest nam łatwiej. Lepiej myśleć, że dana osoba nie żyje niż codziennie wspominać, że odeszła zostawiając nas samych zupełnie bez powodu. - Wyjaśnił.
-Rozumiem, ale ja nie potrafiłabym kogoś uśmiercić tylko i wyłącznie w mojej podświadomości. - Wyznałam.
-Wampiry czują bardziej, każde ludzkie uczucie odczuwamy tysiąc razy bardziej. Ale mamy taki guzik, jeżeli go przestawimy wszystkie nasze uczucia znikają. Nazywamy to wyłączeniem człowieczeństwa.
-Sugerujesz, że Leon je wyłączył? - Co on musiał przechodzić skoro tak postąpił.
-Tak, ale da się to włączyć. Kiedy widzę jak na Ciebie patrzy zaczynam od nowa dostrzegać to, że jest dla niego szansa.
-Jak na mnie patrzy? - Nie rozumiem.
-Tak. Dlatego reaguję na niego dość źle. Boję się, że mogę Cię stracić. - Jego oczy były pełne bólu.
-Nie stracisz mnie Jay. - Podeszłam do niego i pocałowałam, oczywiście odwzajemnił buziaka. - Dziękuję. - Szepnęłam kiedy się od siebie oderwaliśmy.
-To jeszcze nie koniec. - Zaśmiał się.
-Więc kontynuuj. - Powtórzyłam czynność po moim chłopaku.
-Lubię czytać książki. Oglądam seriale. Filmy, w kółko oglądałbym taksówkarza. Muzyki słucham jak leci, rocka, popu, czasem rap, a nawet zdarza się, że piosenki disco-polo trafiają do mojego serca. Lubię nawet Miley Cyrus.
-Serio? - Zaśmiałam się.
-Tak. - On też się zaśmiał.
- A co z tym pierścieniem. - Wskazałam na jego dłoń. - Nigdy go nie zdejmujesz. - Zapytałam chłopaka.
-Nie mogę. - Zaśmiał się. - Chroni mnie przed słońcem. - Powiedział ciszej.
-Chroni? Kolejna wampirza ciekawostka? - Pokiwał głową z uśmiechem. - Błyszczysz się na słońcu jak Edward? - Zaśmiałam się.
-Nie. Płonę. - Odpowiedział spokojnie.
-Okey, w takim razie go noś. - Przeraziłam się trochę, jeżeli wyjdzie na słońce, spłonie. To straszne. Minęło już sporo czasu, a ja nadal nie mogę uwierzyć w to, że mój chłopak jest istotą nadnaturalną.  Zanim się obejrzeliśmy wszystko było zjedzone. - Chyba czas na mnie. - Wstał od stołu. - Odprowadzisz mnie do drzwi?
-Jasne. - Tak zrobiliśmy. Pożegnaliśmy się namiętnym pocałunkiem, potem posprzątałam ze stołu i poszłam wziąć kąpiel. Ten chłopak coraz bardziej mnie zadziwia, a z dnia na dzień zakochuje się w nim coraz bardziej.

Następnego wieczoru siedziałam na werandzie przed domem. Jay miał iść coś zjeść i zaraz po tym przyjść do mnie. Nie ma go dłużej niż zwykle, spóźnia się. Znowu? Dlaczego to tak długo trwa?
-Jestem. - Stanął przede mną w zakrwawionej koszuli.
-Co się stało? - Spytałam zaniepokojona i jak na zawołanie pojawił się Leon. - To Twoja sprawka? - Swoje słowa skierowałam do starszego Verdasa.
-Wiedzą o nas. - Powiedział Jayden. Kto? Dotknęłam jego brzucha. - To nic, rana sama się zagoi, trzeba chwilę poczekać, piję krew zwierzęcą, nie ludzką. To potrwa jeszcze pare minut zanim rana całkiem zniknie. - Czyli taka dieta mu nie służy. Boże Jay jak mogę Ci pomóc? Ty cierpisz.
-Co mamy teraz zrobić? - Zadawałam pytania, a brat mojego chłopaka stał obok nas bez słowa. - Jesteście w niebezpieczeństwie.
-Coś wymyślimy. - Próbował pocieszyć mnie Jayden, ale miałam wrażenie, że on sam w to nie wierzył.
-Idę zaraz do Station. - W końcu odezwał się Leon. Znajdują się w poważnej sytuacji ale ten idzie się bawić. - Jestem umówiony z panią burmistrz. Pogadam z nią i pokaże, że jesteśmy po stronie dobra. - Ufff masz szczęście, chciałam już wybuchnąć i zacząć go opierdzielać.
-Twierdzisz, że Ci się uda? - Wycedziłam. Jayden spojrzał na mnie i pokiwał głową na znak, że wszystko będzie ok. -Dobra. Idź i rób swoje. - Posłałam uśmiech Leonowi, a chwilę później już go nie było. -Można mu ufać? - Zapytałam mojego chłopaka, kiedy tylko Leon znikł.
-Jeżeli chodzi o te sprawy to tak. - Chłopak zaśmiał się lekko i usiadł na ławce. Powtórzyłam czynność po nim i oboje siedzieliśmy pod kocem. Zastanawiałam się co może się stać w najbliższym czasie. Bałam się o Jaydena, a nawet o Leona. Nie mogłam znieść myśli, że coś może im się stać.
-Jay? - Zwróciłam się do chłopaka.
-Tak? - Odezwał się, a w jego głosie słychać było ogromy ból.
-Mogę  Ci pomóc, prawda? - Zapytałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi. - Jayden. - Podniosłam trochę głos. - Wiem że mogę. - Spojrzałam na niego. W pewnej chwili wyciągnęłam w jego stronę rękę. - Proszę. Napij się.
-Nie Violetta. - Zaprzeczył stanowczo.
-Wiem, że zwierzęca krew Ci nie służy. - Szepnęłam. - Proszę.
-Nie. - Spojrzałam na niego.
-Kocham Cię i chce tego. - Wyznałam i z przekonaniem patrzyłam w jego cudowne oczy. Po dłuższej chwili zawahania ujął moją rękę i przyłożył do niej usta, a raczej zęby. Jego kły wydłużyły się i zaostrzyły. Poczułam lekkie, niemal bezbolesne ukłucie. Pił moją krew. Jego twarz zmieniła się. Ta zmiana nie była znacząca ale dało się zauważyć że wygląda nieco inaczej. Oczy mu ściemniały, a pod nimi pojawiły się cienkie żyłki. To było nawet przyjemne doznanie. Kiedy zaspokoił swoją potrzebę uwolnił moją rękę.
-Dziękuję. - Wyszeptał. Posłałam mu uśmiech. Podniosłam jego koszulę. Po ranach nie było śladu. Wtuliłam się w niego, a niedługo potem zasnęłam w jego objęciach. Jestem szczęśliwa. W końcu.

Obudziłam się w swoim łóżku, przecież usnęłam na werandzie. Nie było nigdzie Jaydena. Spojrzałam na stolik przy łóżku. Nie była żadnej kartki z wyjaśnieniem. Wzięłam z niego telefon. Na nim też nic. Wybrałam numer mojego chłopaka. Nie odebrał. Zadzwoniłam drugi raz. Potem trzeci. Zaczęłam się martwić. Zadzwoniłam do Leona. Chłopak odebrał po drugim sygnale.
-Hej. - Powiedziałam nieśmiało do słuchawki. - Nie wiem nawet skąd mam Twój numer. Ale czy Jayden jest w domu? - Mówiłam bez ładu i składu, jednak chłopak zrozumiał.
-Hej. Jest, śpi. - Spojrzałam na zegarek, który pokazywał 6:30.
-Dlatego nie odbiera. - Odetchnęłam z ulgą. - Nie idzie na zajęcia?
-Wiesz myślę, że nie ma na nie siły. Nie pije ludzkiej krwi, więc teraz musi zebrać siły, aby normalnie funkcjonować. - Wyjaśnił.
-Dałam mu wczoraj trochę mojej. - Szepnęłam najciszej jak się dało, tak, aby nikt z domowników nie usłyszał. A Leon przecież ma ten swój wyostrzony słuch. Kiedy zakończyłam zdanie usłyszałam jak Verdas wciąga powietrze, a za chwilę je wypuszcza.
-Co? - Powiedział jakby do siebie. - To i tak nie wystarczająco. - Mówił już do mnie. - Czym dłużej piję się krew tym silniejsza jest moc. Jay prawie nigdy nie pija krwi człowieka. Uważa to za jakiś rodzaj grzechu. Nie rozumiem o co mu chodzi.
-W takim razie za godzinę będę u was. Nie pójdę do szkoły, nie mogę zostawić go samego. - Nie wiedziałam czy mówiłam do niego czy do siebie.
-Okey. - Wydawało mi się, że usłyszałam lekką radość zmieszaną z niechęcią w jego głosie. Rozłączyłam się i poszłam do łazienki, aby wykonać poranne czynności.

Jakieś dwie godziny później siedziałam w fotelu niedaleko kominka w posiadłości Verdasów.
-Violu, przecież wiesz, że nie musiałaś przychodzić. - Uśmiechnął się do mnie Jayden siedzący na kanapie.
-Wiem. - Uśmiechnęłam się. - Ale chciałam. Dobra, a teraz. - Spojrzałam na Leona siedzącego po drugiej stronie kapy ze szklanką w ręku. - Opowiadaj, jak rozmowa?
-Wszystko załatwione. - Uśmiechnął się do nas, tym swoim ironicznym uśmiechem. - Jeżeli będziemy ostrożni i nie będziemy napadać często ludzi wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
-Chyba jak ty przestaniesz jeść ludzi. - Odezwał się Jayden.
-Okey, okey. - Zaśmiał się starszy z braci. - Mam już swój zapas krwi w woreczkach na dole.
-Okradłeś szpital? - Zapytał mój chłopak lekko zszokowany.
-A co mam zabijać. To nie to samo co z żył ale jednak krew. - Wyjaśnił.
-Jak dla mnie dobre rozwiązanie. - Wtrąciłam się. - I ty mógłbyś z tego skorzystać. Miałbyś więcej siły.  - Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Może masz rację. - Powiedział, ale nie wyglądał na przekonanego do tej sytuacji. - A tak właściwie to jak ją przekonałeś? - Miałam wrażenie, że mój chłopak usiłuje zmienić temat. Dobra nie będę tego drążyć.
-Dałem jej wampira, zabitego. - Odpowiedział spokojnie Leon.
-Co? - Zdziwiłam się. - Skąd wziąłeś wampira?
-Znalazłam człowieka, przemieniłem i dałem go zabić, żebyśmy mieli spokój. Przynajmniej na jakiś czas to wystarczy. - Byłam zszokowana. Westchnęłam i opadłam na oparcie fotela.
-Wlej mi. - Rzuciłam i pokazałam na szklankę, którą trzymał chłopak. Wstał i zrobił to o co prosiłam. - Dziękuję, Leon. - To dla mnie za dużo, naprawdę. Zanurzyłam usta w napoju. Chłodny bourbon, mocny ale dobry.
______________________________________
Przepraszam za opóźnienie.
Nie miałam możliwości dodania rozdziału wcześniej.
Bardzo przepraszam :/
Ale mam dla was dobrą wiadomość :D
Od następnego rozdziału trochę rzeczy ulegnie zmianie :)
Co się wydarzy?
Wszystkiego dowiecie się w 10 :)

Andzi :*

4 komentarze:

  1. Cudny♡♡♡
    Czekam na next'a :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział cudowny
    Nie mogę się doczekać next
    pozdrawiam
    Marzena
    Zapraszam do siebie
    http://nie-oczekiwana-milosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział <3
    Robi się coraz ciekawiej.
    Nie mogę doczekać się nexta ;*

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za każdy komentarz, który daje mi motywacje do dalszego pisania ;)