piątek, 19 lutego 2016

Rozdział 5 ~ „Mój organizm potrzebuje tego gówna.”




Niedługo po tym byłam już w domu, siadłam na łóżku i jak najszybciej sięgnęłam po strzykawkę. Nie patrzyłam jaką ma zawartość. Bez zastanowienia wbiłam ją w żyłę i szybkim ruchem opróżniłam ją do swojego organizmu. Włożyłam pustą strzykawkę pod poduszkę.
-Violetta. – Usłyszałam jego głos, chciałam uciekać ale zatrzymał ręką drzwi. Wstrzymałam powietrze. – Nigdy bym Cię nie skrzywdził. – Powiedział. – Ze mną jesteś bezpieczna.
-A ataki zwierząt? – Zapytałam, po czym się odwróciłam.
-Sprawki Leona. – Wiedziałam, że mówi szczerze. Nie wiem jak i dlaczego ale to wiedziałam. – Jestem wampirem, ale nie piję ludzkiej krwi, on tak. Wszystko Ci wytłumaczę, tylko proszę nie mów nic nikomu.
-Jak możesz o to prosić? – Zapytałam go.
-Zrozum Violu ta wiedza jest groźna. – Mówił. – Możesz mnie znienawidzić, ale proszę żebyś mi zaufała.
-Odejdź. – Wyszeptałam. Zaczynałam czuć działanie morfiny, za bardzo, za dużo. – Proszę idź. – Musiałam coś wymyślić, aby mnie zostawił w tym momencie. – Jeżeli chcesz mnie chronić to odejdź. – Miałam łzy w oczach, nie chciałam tego naprawdę. Zaczęłam się do niego przywiązywać.
-Nigdy tego nie chciałem. – Widziałam w jego oczach ból. – Nigdy nie chciałem Cię skrzywdzić Violetto. – Odwrócił się i zrobił krok do tyłu, a ja zaczynałam tracić świadomość, organizm dostał za mało bądź za dużo ćpania, teraz już sama nie wiem. W co ja się wjebałam? Osunęłam się po drzwiach. – Co się dzieje? – Odwrócił się i chwilę później był przy mnie.
-Muszę na łóżko. – Tak bardzo nie chciałam, żeby o tym wiedział. Posadził mnie na wcześniej wymieniony przedmiot, z pod poduszki wyjęłam strzykawkę a z pod łóżka morfinę. Przyglądał mi się uważnie. Napełniłam strzykawkę i podałam sobie zawartość.
-Co ty robisz?! – Krzyknął, a dalej film mi się urwał.

Sobota, w końcu. Obudziłam się przed południem, uwielbiam spać. Spałabym dłużej ale nie mogłam, mój organizm domagał się morfiny. Sięgnęłam po strzykawkę z zamkniętymi oczami, poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę. Otworzyłam oczy, co on tutaj robi? Pytałam siebie w myślach, ale dopiero po chwili przypomniałam sobie o wczorajszych wydarzeniach.
-Przepraszam za wczoraj. – Odezwałam się pierwsza, byłam trochę speszona. Wiedział, że ćpam, widział to wczoraj.
-Ja też. – Odparł. – Tego szukasz? – Zapytał pokazując mi strzykawkę. – Patrzyłam na niego zmieszana. – Ćpasz? – Nie odpowiedziałam. – Musisz coś z tym zrobić, nie możesz się w ten sposób wykańczać. Potrzebujesz odwyku.
-Nie. – Rzuciłam.
-Tak i nawet Ci go załatwiłem. – Odparł.
-Co? – Nie mogłam w to uwierzyć.
-Nie pozwolę, żeby to gówno Cię niszczyło. Zależy mi na Tobie. – Zależy mu na mnie? Nie mogę w to uwierzyć.
-Naprawdę? – Zapytałam go słabym głosem. Mój organizm naprawdę potrzebował tego w tej chwili. Chyba wczoraj przedobrzyłam, a teraz potrzebuję tego gówna więcej i więcej.
-Tak. – Odpowiedział. Uśmiechnęłam się, a moje oczy zaczęły się zamykać. – Co się dzieję? – Zapytał.
-Mój organizm potrzebuje tego gówna. – Wyszeptałam. Wziął mnie na ręce, a po chwili staliśmy przed szpitalem.
-Za chwilę wszystko będzie w porządku. – Szepnął, po czym pocałował mnie w czoło i wszedł do budynku.

W szpitalu zrobili mi odtrucie, byłam czysta. To dziwne uczucie. Nie pamiętałam go. Właśnie przypominam sobie jak to jest kiedy nie mam w sobie majki. Kiedy nie ciągnie mnie ona do następnej dawki. Jeżeli będę silna wyjdę ze ćpania i wszystko będzie tak jak kiedyś. Tylko jak ja mam do tego nie wrócić? Przecież to się stało częścią mojego życia. Za kilka godzin będę mogła stąd wyjść. Jayden siedzi przy mnie. Jest zły.
-Dlaczego? – Zapytał mnie.
-Nie rozumiem. – Odparłam zgodnie z prawdą.
-Dlaczego nie powiedziałaś mi, że ćpasz? Nie wyglądałaś na taką, naprawdę. – Był chyba załamany.
-Przepraszam. – Szepnęłam.
-Patrzę na Ciebie teraz i nie wiem. Nie wiem co powiedzieć. Boli mnie to, tylko nie wiem dlaczego tak naprawdę. Znam Cię kilka dni, czuję jakbym znał Cię całe moje życie. -Wyznał.
-Chodź. – Siadłam i przytuliłam go do siebie. – Mi też na Tobie zależy.
-Mogę Cię o coś zapytać? – Odezwał się po chwili Jayden.
-Tak? – Oderwałam się od niego.
-Skąd wiedziałaś o tym.. – Urwał, rozejrzał się dookoła. – O tym czym jestem? – Zapytał niemal niesłyszalnie.
-Emm.. Francesca. – Odparłam.
-Czyli jest prawdziwą czarownicą z Salen? – Zapytał mnie.
-Co? – Byłam zdezorientowana. – Czyli to co mówiła Shanon to prawda?
-Mówiła wam o tym już wcześniej, tak?
-Tak, ale braliśmy to sobie zawsze na żarty. – Wyznałam. – Nigdy nie przypuszczałam, że jakieś nadnaturalne istoty żyją wśród nas.
-Ty jesteś jedną z nich. – Wybełkotał.
-Słucham? – Co? Nie rozumiem, jak to?
-Jesteś jednym z sobowtórów. – Patrzyłam na niego zdziwiona. – Kiedyś Ci wytłumaczę. Mam pomysł.
-Jaki? - On to potrafi zmienić temat.
-Zróbmy dzisiaj kolację, powiemy Fran o tym wszystkim. Wiem, że to byłoby dla Ciebie trudnym mieć sekret przed najlepszą przyjaciółką. – Jest taki kochany.
-Czytasz w myślach? – Zapytałam szczęśliwa.
-Naoglądałaś się za dużo Sagi Zmierzch. – Zaśmialiśmy się. Uwielbiam go, naprawdę.

Wieczorem szykowaliśmy u mnie kolację razem z Jaydenem i bawiliśmy się przy tym wspaniale. Zaprosiliśmy Fran oraz Ludmi. Blondynka ma przyjść na późniejszą godzinę, uznaliśmy, że o wszystkim powiemy jej nieco później.
Kiedy już wszystko było przygotowane usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, spojrzałam na zegarek, punktualnie. Jak nigdy. Razem z Jayem poszliśmy otworzyć.
Czekając na Ludmiłę powiedzieliśmy o wszystkim Fran. Na początku była zdezorientowana, ale wszystko dobrze zrozumiała. Zostało jeszcze o wszystkim powiedzieć Lu, ale z tym jeszcze trochę poczekamy. Niedługo po naszej rozmowie przyszła blondynka i zasiedliśmy razem do kolacji. Kiedy skończyliśmy jeść, zadzwonił dzwonek do drzwi. Zdziwiona poszłam otworzyć, przecież nikogo się nie spodziewałam. Otworzyłam drzwi, w których ujrzałam Leona.
-Hej. - Uśmiechnęłam się, nie rozumiejąc sytuacji.
-Hej Leon, chodź. - Pojawiła się przy mnie Ludmi. - Kiedy tu szłam spotkałam brata Jaydena. Pomyślałam, że należałoby się z nim lepiej zapoznać, mam nadzieję, że nie jesteś zła. W końcu to brat twojego Romeo. Dlaczego stoisz przed domem? Wejdź. - Mówiła blondyna. Jak zwykle buzia jej się nie zamykała.
-Wolałbym, aby właścicielka tego pięknego domu mnie zaprosiła, nie chciałbym się napraszać. - Odezwał się w końcu zielonooki chłopak.
-Wejdź. - Powiedziałam, Jayden mówił mi, że wampir może wejść do danego domu tylko po zaproszeniu przez właściciela. Czy to dobry pomysł zapraszać go? Przecież jest krwiopijczym wampirem.
-Dziękuję. - Odparł i wolno przełożył nogę przez próg, dostawił drugą i rozejrzał się.
-Tam, prosto, do jadalni. - Nakierowałam go i poszłam za nim oraz moją przyjaciółką do reszty. - Patrzcie kto wpadł. - Rzekłam stając obok krzesła Jaya, spojrzałam na niego znacząco, chociaż sama nie wiedziałam o co mi chodzi.
-Leon, co tu robisz? - Zapytał Jayden z uśmiechem.
-Tak wpadłem, Barbie mnie zaprosiła. - Spojrzał na Ludmiłę. Barbie? Okey. Nie wiedziałam jak się zachować.
-Jesteś głodny? - Zapytałam Leona.
-Nie dziękuję, niedawno jadłem. - Odpowiedział.
-Dobrze, może w takim razie chodźmy do salonu, włączymy jakiś film, zrobię popcorn. Co wy na to? -Zaproponowałam, a każdy się ze mną zgodził. Wszyscy ruszyli do pokoju, a chłopaki zostali.
-Po co tutaj przyszedłeś? - Zapytał Leona Jay.
-Tak sobie, z nudów. - Uśmiechnął się starszy z braci.
-Tak sobie, z nudów, to mogłeś iść do baru i poznać nową laskę. - Zdenerwował się młodszy Verdas.
-Ej chłopaki spokojnie, okey? - Wtrąciłam się. - Idźcie do reszty. Chociaż, Jayden, mógłbyś mi pomóc?
-Okey. - Leon poszedł do salonu.
-O co chodzi? - Szepnęłam do Jaya.
-Nie wiem, jak tu jest to lekko boję się, że coś się stanie. - Wyznał.
-Wszystko będzie okey, niedługo i tak wszyscy pójdą. - Próbowałam go pocieszyć.
-Ale zrozum, zaprosiłaś go, teraz może w każdej chwili wejść do tego domu, rozumiesz? - No tak, zapomniałam. Ale zielonooki nie wydaje się wcale taki zły. Chciałabym poznać go bliżej. Westchnęłam, wzięłam popcorn i razem poszliśmy do reszty.
Kiedy skończył się film rozmawialiśmy w salonie, o wszystkim i o niczym, ogólnie była fajna i luźna atmosfera. Nawinął się temat o wypadku moich rodziców, śmierci rodziców Verdasów oraz Sophie. W sumie dobrze nam się razem rozmawiało. Leon nie jest taki zły.
-Dobra idę zmywać naczynia. - Odezwałam się i wstałam.
-Może Ci pomogę? - Zapytał Jayden.
-Nie spokojnie, jest tego mało. Dam radę. - Powiedziałam i poszłam do kuchni, a po kilku minutach pojawił się w kuchni Leon.
-Jeszcze jedna. - Pokazał mi szklankę.
-O dzięki. - Odparłam, podał mi ją ale wypadła z mojej ręki. Jednak on szybko ją złapał, wiedziałam już o co w tym chodzi, wampirze tempo. Zastanawiam się czy starszy Verdas zdaje sobie sprawę z tego, że wiem czym jest. - Brawo. - Zaśmiałam się. Postanowiłam go zmylić i wzięłam od niego przedmiot.
-Lubię cię. - Wyznał chłopak. - Jesteś wesoła. Przy Tobie Jayden znów się uśmiecha. - O co mu chodzi? Zowu będzie mówił o Sophie? Może ja zacznę, może czegoś się o niej dowiem.
-Wcześniej mówiłeś mi o.. - Udałam, że zapomniałam już o niej. - Sophie. - Dokończyłam na co on przytaknął dając mi do zrozumienia, abym mówiła dalej. -Jak umarła?
-W pożarze. - Oznajmił.
-Kiedy? - Zapytałam. Wiem, ze Jay przeżył już półtora wieku, zastanawiam się kiedy Sophie żyła, ale od Leona raczej się tego nie dowiem.
-Mam wrażenie jakby to było wczoraj. - Wyznał, na co ja westchnęłam.
-Jaka była? - Musiałam zapytać, nie wytrzymałam.
-Piękna, podobna do Ciebie. - Mówił. - A czasem skomplikowana, samolubna, nie miła ale seksowna i uwodzicielska.
-Który z was spotykał się z nią pierwszy? - Zapytałam bez zastanowienia, na co on się zaśmiał.
-Domyśliłaś się. - Jest taki przystojny. - Spytaj Jaydena, jego odpowiedź będzie się różnić od mojej. - Nie odpowiedziałam. - Dobra idę do reszty, nie chce przeszkadzać. - Ruszył w stronę salonu.
-Przykro mi. - Wypaliłam, zatrzymał się i odwrócił. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. - Z powodu Sophie. Ty też ją straciłeś. - Patrzyliśmy na siebie nie odzywając się. Po chwili do kuchni weszła Francesca.
-Pomóc? - Przerwała niezręczną ciszę.
-Jasne. - Opowiedział Leon, a ja przytaknęłam. - Idę do Jaya i Ludmiły. - Rzucił chłopak i wyszedł, a my z Fran zajęłyśmy się sprzątaniem

_______________________________________________________
I oto już 5 :)
Nie wiem dlaczego nie komentujecie, ale trudno.
Ja was do tego zmuszać nie mogę :)
Życzę wszystkim miłego czytania ;*

Andzi xx ;*

niedziela, 7 lutego 2016

Rozdział 4 ~„ Wzeszło słońce i wróciła rzeczywistość.”




Nie poszłam do szkoły, dlaczego? Nie mam pojęcia, chyba za dużo zaćpałam wczoraj. Powiedziałam Angie, że się źle czuję. Do południa leżałam w łóżku, później wykąpałam się, zjadłam małe śniadanie i wyszłam do Francescy.
Razem z przyjaciółką chodziłyśmy po parku i jak co piątek rozdawałyśmy ulotki do knajpy, dostawałyśmy za to jakieś pieniądze. Oczywiście nie było ich zbyt wiele, robiłyśmy to tylko trzy razy w tygodniu, ale zawsze miałyśmy jakieś swoje oszczędności. Właściwie nie wiem po co to robiłyśmy, chyba z nudów. Nasze rodziny są okropnie bogate, ale taka praca jest dla nas idealna, lekka, spędzamy razem czas i chodzimy sobie w tą i z powrotem.
-Nie zadzwonił? – Zapytała Fran bo krótkiej chwili ciszy. Opowiedziałam jej historię z wczorajszego wieczoru. Nadal nie wiem co mam myśleć o tym wszystkim.
-Nie zadzwonił, nie napisał. Nie odezwał się od wczoraj. – Odpowiedziałam lekko załamana.
-Widzisz? – Moja towarzyszka się zatrzymała.
-Co? – Zdziwiłam się i odwróciłam się do niej.
-Stoi tam. – Szepnęła. Odwróciłam się i zobaczyłam Jaydena po drugiej stronie trawnika oddzielającego od siebie chodniki. – Idź do niego.
-Jesteś pewna? – Zapytałam, na co ona kiwnęła głową. Dobra, raz kozie śmierć, trzeba sobie coś wytłumaczyć. Ruszyłam w jego stronę, posłał mi uśmiech i zaczął iść w moją.
-Hej. – Powiedziałam nieśmiało kiedy spotkaliśmy się w połowie drogi.
-Hej. – Powtórzył po mnie. – Przepraszam za wczoraj. Nie byłem sobą. – Odezwał się po chwili.
-Często przepraszasz. – Zaśmiał się.
-Przepraszam, że na Ciebie wtedy wpadłem. – Teraz i ja się zaśmiałam.
-Właśnie. – Posłał mi uśmiech.
–Chcę żebyś wiedziała, że nie byłem na Ciebie zły, bardziej na Leona. – Wyznał.
-Jayden Verdas? – Zapytał mężczyzna w podeszłym wieku podchodząc do nas. – Ja Cię znam, nic się nie postarzałeś. – Nie odrywał od niego wzroku, a ja stałam i patrzyłam na nich jak na coś do tej pory mi nie znanego.
-Musiał mnie pan z kimś pomylić. – Chłopak odpowiedział starcowi.
-To nie możliwe, pamiętam Cię, w latach 60. byliśmy przyjaciółmi, nigdy nie zapomniałbym tej twarzy. – Spojrzał na mnie speszony i jeszcze raz na Jaydena. – Porozmawiamy później, miło Cię widzieć. – Odszedł.
-O co tu chodzi? – Zapytałam nie rozumiejąc.
-Jest stary, możliwe, że coś sobie po prostu uroił. – Przytaknęłam. – Wróćmy do rozmowy.
-Tak, masz rację. Dlaczego go nie poznałam lepiej? – Zapytałam chłopaka.
-Leona? Nasze relacje są zbyt skomplikowane.
-Jak w rodzeństwie, wiem jak to jest mieć brata. – Nie odpowiedział, wciągnęłam głośno powietrze. –Powiedział mi o twojej byłej. – Zrobiłam przerwę. – Sophie.
-Co mówił? – Zapytał po krótkiej chwili.
-Że złamała Ci serce. – Patrzył na mnie ale ja starałam się uniknąć jego wzroku.
-To było długi czas temu. – Próbował się wytłumaczyć.
-Strata pozostaje w człowieku na zawsze, ból jedynie się zaciera. – Nie chciałam na niego patrzeć. Złapał mnie za rękę.
-Hej. – Szepnął. – Spójrz na mnie.
-W porządku, rozumiem. Nawet nie wiesz jak bardzo. Trudny brat – znam. Skomplikowana była – też znam. Myślę, że w takiej sytuacji nie da się rozważać nas. Mam to samo, naprawdę. Trudno, poznaliśmy się, pogadaliśmy. Znamy się krótko, ale było pięknie. Teraz wzeszło słońce i wróciła rzeczywistość. – Patrzyliśmy na siebie przez pewien czas, nikt się nie odezwał. – Więc.. – Spojrzałam na niego, posłałam mu trochę zawiedziony uśmiech i odeszłam. Wróciłam do przyjaciółki siedzącej na ławce.
-I? – Odezwała się kiedy stanęłam przed nią.
-I nic. – Rzuciłam. – Chodź rozdać to wszystko i lecimy do domu. – O nic więcej nie pytała i za to ją uwielbiałam. Zrobiłyśmy tak jak mówiłam, a po trzech godzinach byłam już w domu.

Zrobiłam sobie kanapkę i siedząc przy stole ciągle zastanawiałam się nad tym dzisiejszym mężczyzną, który do nas podszedł. Nie wierzę w życie wieczne, ale to jest bardzo skomplikowane. Wizja Francescy, a dodatkowo jeszcze ten starzec. Nie wiem co o tym myśleć, czym on może być, chciałam z nim o tym przecież porozmawiać, ale nie było mi dane. A teraz już chyba z nim nie porozmawiam w ogóle, przecież dałam sobie spokój z tym wszystkim. Tylko dlaczego? Prawda jest taka, że chce tego cholernie. Zjadłam kanapkę i zaczęłam wchodzić po schodach na górę. Jakoś zachciało mi się jeść. Może jeszcze nie jestem wpiepszona całkiem w to ćpanie.
Kiedy szłam do swojego królestwa zobaczyłam kogoś w pokoju mojego brata szperającego w biurku.
-Lucas? – Zapytałam.
-Nie, ja. – Odezwała się moja ciocia.
-Co robisz? – Zdziwiłam się.
-Zmieniam się w monstrum. – Powiedziała, wyglądała na złą. – Pogwałcam prywatność piętnastolatka. – Trochę się zdziwiłam. Przeszła przez pokój i zatrzymała się przy jego butach, dokładniej glanach. Wyjęła bongo, w którym pali się marihuanę. Czy mój brat też się już wpiepszył? – Mam. Od lat te same kryjówki. Kiedy byłam w jego wieku też się tak robiło. – Wyznała.
-Jak do tego doszło? – Nie mogłam zrozumieć. Niby każdy wszystko wie w tym mieście, to dlaczego ja dowiaduje się o tym, że mój brat ćpa praktycznie na końcu?
-Byłam dzisiaj na wywiadówce u Lucasa. Jego wychowawca lekko mnie zgnębił. Powiedział mi o nim trochę i zarzucił mi, że nie umiem się nim zająć. Rozumiesz? – Naprawdę była zła.
-Dallas? To do niego podobne. – Westchnęłam. Nikt nie lubił nauczyciela geografii.
-Wiedziałam, że nie dam rady. – Powiedziała wyjmując kolejny dziwny przedmiot z jego szuflady.
-Nie. Przestań. Dobrze Ci idzie ciociu, naprawdę. – Próbowałam ją trochę uspokoić.
-Nie Violu, fatalnie. – Nie dawała za wygraną. – Dlaczego? Bo nie jestem nią. Nie jestem waszą matką. Dla niej wszystko było prostsze, nauka, studia, praca, a co najważniejsze rodzina, małżeństwo, wy. – Patrzyłam na nią w ciszy. – Ja tak nie umiem. Wszystko tak łatwo jej przychodziło, nie dlatego, że miała szczęście. Dlatego, że we wszystkim dawała sobie radę sama, bez niczyjej pomocy. To wszystko było dla niej, uwielbiała rozwiązywać problemy i była idealną matką. Nie daje rady wam jej zastąpić Violetto. Staram się, ale ciągle coś mi nie wychodzi. Popełniam kolejne błędy, a z nim jest coraz gorzej. Przeze mnie, nie potrafię mu pomóc. – W tej chwili pomyślałam o sobie, przecież ze mną jest jeszcze gorzej, wciągnęłam się w majkę. W narkotyki twarde, ciężkie. Ale przecież to nie jest jej wina, po prostu nie mogłam sobie poradzić, z tym, że straciłam ich, rodziców. – Nie dam rady, to jest niemożliwe, żeby mi się udało.
-Angie, przemawia przez Ciebie strach. Ty się po prostu boisz, tak samo jak my wszyscy. – Mówiłam do niej. – Damy sobie radę, jak zawsze. – Pomyślałam o Jaydenie, ja się boje związku z nim. Jeżeli nie spróbujemy wszyscy, jeżeli nie damy sobie szansy, będziemy cierpieć. – Przepraszam, ale muszę wyjść. – Pokiwała głową. – A ty przestaniesz się gryźć? – Przytknęła. Wyszłam z domu, wsiadłam do mojego samochodu a po chwili już byłam w drodze.

Kwadrans później stałam przed drzwiami posiadłości Verdasów. Zadzwonić czy nie? Jezu przecież po to tu przyszłam. Nacisnęłam dzwonek do drzwi, chwilę później otworzyły się, a w nich stanął Jayden. Nie mogłam wydusić z siebie słowa.
-Wejdź. – Na szczęście odezwał się pierwszy.
-Ładne gwiazdy widać. – Powiedziałam i wróciłam na werandę. Przyszedł za mną. – Przepraszam za najście i za te dzisiejsze głupie teksty.
-Dobrze, że jesteś. Szukałem Cię. Głupio wyszło. – Patrzył na mnie tymi swoimi cudownymi oczami.
-Wróciłam do domu i miałam zrobić to co zawsze. Zamknąć się w pokoju i pisać w pamiętniku, ale kiedy go otworzyłam zdałam sobie z sprawę, że to co chciałam napisać powinnam powiedzieć. – Wyznałam.
-Co chciałaś napisać? – Zapytał.
-Na przykład.. – Westchnęłam. – Kochany pamiętniku. Wmawiałam sobie, że można się poddać. Nie ryzykować. Pozostawić wszystko bez zmian myśląc, że to jeszcze nie czas na nie. Ale zrozumiałam, że usiłuję uciec od prawdy, a ona jest taka, że się po prostu boję. Jeśli dam sobie prawo do chociaż chwilowego szczęścia, to cały świat runie, dlatego później je od siebie odpycham.
-Wiesz co ja chciałem napisać? – Przytaknęłam dając mu znak, aby mówił. – Poznałem dziewczynę. Gadaliśmy, było wspaniale, a potem wzeszło słońce i wróciła rzeczywistość. To jest rzeczywistość, tutaj. – Patrzyliśmy na siebie i po chwili zaczął się do mnie zbliżać. Był coraz bliżej, aż w końcu nasze usta się zetknęły. Pocałował mnie, a ja oczywiście to odwzajemniłam. Ten facet jest naprawdę idealny. -Chcę żeby było między nami dobrze. – Powiedział kiedy się od siebie oderwaliśmy.
-Ja też. – Odparłam zgodnie z prawdę. – Przepraszam, że psuję tą chwilę. Ale przyszłam wczoraj do Ciebie, żeby porozmawiać.
-W takim razie słucham? – Patrzył na mnie z ogromnym zainteresowaniem.
-Chciałam zadać Ci dość dziwne pytanie. – Lekko się speszyłam.
-Mów Violetto. – Dodawał mi otuchy.
-Jayden.. - Urwałam. - Czym Ty jesteś? – Zdziwił się. Patrzył na mnie i nie drgnął. – Czym jesteś? – Czekałam jak idiotka aż w końcu odpowie.
-Wiesz. – Oznajmił po dłuższej chwili.
-Nie, nie wiem. – Powiedziałam.
-Tak, wiesz. – Czyli co? Moje myśli jednak się sprawdziły? – Inaczej by Cię tu nie było. – Pokręciłam szybko głową.
-Niemożliwe. Nie. – Zaczęłam się bać. Zrobił krok w moją stronę, na co ja zdenerwowana zrobiłam krok w tył.
-Wszystko co wiesz i w co wierzysz zmieni się. Jesteś na to gotowa? – Nie wiem już o co tu chodzi, nie odpowiedział na moje pytanie, a tak bardzo chce usłyszeć to z jego ust.
-Czym jesteś? – Ponowiłam pytanie. Zacisnął usta w cienką linię.
-Jestem wampirem. – W końcu to usłyszałam, nie, nie, nie.. Głowa mi już od tego wszystkiego pęka. Co dalej? Mam zostać czy odejść? Patrzyłam na niego, był tym samym chłopakiem, którego poznałam we wtorek, a jednak zupełnie kimś innym. Jezu..
-Nie potrzebnie przyszłam. – Wydukałam i zaczęłam iść w tył.
-Zaczekaj. – Powiedział.
-Nie. – Zaczęłam biec do auta ale w mgnieniu oka Jay pojawił się przede mną.
-Jak Ty? Jak Ty to zrobiłeś? – Byłam zdziwiona i chyba coraz bardziej przerażona.
-Nie bój się Violetto. – Chciałam już być w domu, spać otulona w ramionach majki. – Są sprawy, o których musisz się dowiedzieć, które muszę Ci wyjaśnić, musisz je poznać i zrozumieć. – Mówił do mnie. Nie chciałam już nic wiedzieć, nie dzisiaj, na tą chwilę już mam tych informacji za dużo. Ominęłam go, wsiadłam do mojego samochodu i odjechałam.

_______________________________________________________________
No to jest czwórka.
Jak widzicie dzieję się coś złego.
Co wydarzy się dalej?
Jayden odpuści? Czy jednak ją zatrzyma?
A może Leon zainterweniuje, żeby tylko świat się nie dowiedział?
Co z Jeydenem i Violettą? Jak ich losy potoczą się dalej?
Kiedy w końcu między Leonem, a Violettą pojawi się chemia?
A może już się coś pojawiło kiedy rozmawiali?
Wszystkiego dowiedziecie się w kolejnych rozdziałach.

Pytanie do wszystkich. BARDZO WAŻNE.
Czy odpowiada wam wątek z wampirami?
Czy wolelibyście normalne opowiadanie o normalnych ludziach?
Na te pytania proszę odpowiedzieć w komentarzach. Byłabym bardzo wdzięczna.


Do zobaczenia w następny piątek.
Dziękuję, że to czytacie.
Milutkiej niedzieli :)
Andzi xx :*