piątek, 29 kwietnia 2016

Rozdział 10~"Dawno Cię tu nie było."






W końcu weekend. Nie chce mi się uczyć, a to już ostatni rok. Przecież muszę jak najlepiej napisać maturę. Dla rodziców. Siedzę w swoim pokoju, piątkowy wieczór, a ja jestem sama. Dlaczego? Nie wiem, ale przyda mi się taki odpoczynek od wszystkiego. W ostatnim czasie dzieje się tak wiele. Nie mam czasu dla siebie. Spacer! To idealny pomysł. Zarzuciłam kurtkę, wsunęłam buty i bez słowa wyszłam z domu. Muszę uciec na trochę od tego wszystkiego co mnie otacza. Dawno tego nie robiłam.
Ostatni raz spacerowałam jeszcze w wakacje. Byłam spizgana, wyszłam z domu w kapciach około godziny 22 i szłam przed siebie. Patrzyłam na ludzi, na to jak spieszą się, wracają z pracy do swoich domów i nie zwracają uwagi na to wszystko co dzieje się dookoła nich.
Wyglądało to dokładnie tak jak teraz. Ja szłam i patrzyłam na każdy szczegół otaczający mnie. Miasto jest piękne wieczorem, oświetlone, nastrojowe i doskonałe do rozmyśleń. Nieświadomie nogi poniosły mnie pod blok, w którym mieszka Philip. Chłopak jest starszy ode mnie o dwa lat, mieszka tu sam. To właśnie z nim zaćpałam pierwszy raz. Wspomnienia wróciły i przelatywały mi przed oczami jakby były kilkusekundowymi filmami.

Siedzę w kawiarni czy restauracji, jak kto woli to nazwać, na rogu N Ardmore Ave i Malrose Ave. W Prael Thai Restaurant niedaleko szkoły, do której przestałam chodzić po tej katastrofie. Kiedy siedziałam patrząc przed siebie nic nie widzącym wzrokiem i pijąc kawę, dosiadł się do mnie chłopak. Na oko w moim wieku może ciut starszy. 
-Coś się stało? - Zapytał mnie ze słyszalną w głosie troską. Lekko się zdziwiłam, chciałam mu powiedzieć, żeby się odwalił i sobie poszedł. Tak jak zrobiłaby to dawno Violetta Castillo. Tyle słów przebiegło mi przez myśl. Ale ostatecznie nie powiedziałam nic. - Ej. Może mógłbym Ci jakoś pomóc? - Byłam wtedy jeszcze w szoku po wypadku. Nie wiedziałam dlaczego, ale pierwszy raz nie umiałam wypowiedzieć słowa. Patrzyłam na niego ze łzami w oczach. - Nazywam się Philip. - Uśmiechnął się. Kiedy ujrzałam ten cudowny uśmiech, wiedziałam, że ten chłopak zmieni coś w moim życiu. 
-Jestem Violetta. - W końcu się odezwałam. 
-Chcesz pogadać? 
-Zazwyczaj nie rozmawiam z nieznajomymi o problemach. - Odparłam. - Zwykle nie mam problemów. - Dodałam ciszej, a łza pociekła po moim policzku.
-Już się znamy. - Posłał mi lekki uśmiech. - Chodź. - Wstał i wyciągnął do mnie rękę. Zdziwiłam się i spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. - Chodź. - Powtórzył. Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć ale po chwili zamknęłam je i podałam rękę chłopakowi. Złapał mnie za nią i prowadził. Po kwadransie staliśmy pod blokiem. - Tu mieszkam, zapamiętaj drogę. - Rzekł i weszliśmy do środka.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, po co mam ją zapamiętać. Nawet nie pomyślałam o tym, że mieszkanie w tym bloku będzie moim drugim domem.

W środku było pełno ludzi. Oblegali kanapy, fotele i duże parapet pod oknami w trzech pokojach. Ominęliśmy je. Podeszliśmy do czwartego pokoju, do którego drzwi były zamknięte. Philip nacisnął na klamkę i otworzył je. Pokój był pusty, weszliśmy do niego. Nie wiedziałam co robić. Bałam się. Nawet w pewnym momencie chciałam uciec, ale się uspokoiłam. Chłopak pokazał mi strzykawkę, którą napełnił jakąś substancją. Wbił mi ją w rękę, a właściwie w żyłę i opróżnił ją do niej. Nie bolało, a po chwili czułam się inaczej. Lepiej, bez problemów. Opowiedziałam chłopakowi całą moją historię. Później poszliśmy do jednego z pokoi i przedstawił mnie wszystkim. Mówili, że teraz jestem z nimi, że powinnam się zachowywać jak oni, że od dziś jestem hipiską. Tam było miło i dobrze, a co najważniejsze problemy nie istniały.

Teraz wiem, że są dwa rodzaje hipisów. Ci prawdziwi i my - ćpuny. Od tamtej pory przychodziłam tam codziennie.

Zawsze jeden z nich zachowywał się dziwnie kiedy wchodziłam do pokoju, w którym się znajdował. Trzymał mnie na dystans. Nie lubił mnie i dobrze, ja też go nie lubiłam. Miał na imię Mattew i często mówił, że pewnie dnia odejdę i wybiorę tamtych.

Nie umiałam wtedy pojąć jego gadania. Teraz już rozumiem. Wybrałam normalnych ludzi, przynajmniej w pewnym sensie. Przestałam tam przychodzić zupełnie z dnia na dzień, a teraz nawet już nie ćpam. Byłam na odtruciu, jestem czysta. Mattew miał rację.

Spędzałam tam całe dnie, czasem nawet noce. Dowiedziałam się, że to co lubię najbardziej to morfina. Jeden z najgorszych i najdroższych narkotyków. Najlepiej czułam się kiedy to Philip robił mi zastrzyk, spędzałam z nim całe dnie. Oprócz niego była tam też taka Melka. Ona nie brała zastrzyków. Wolała prochy, zawsze po nich kiwała się na fotelu, w którym siedziała od pierwszej mojej wizyty w bloku. Każdy wiedział, że to jej miejsce i nikt go jej nie zajmował. Opowiadała mi kim była i kim chce być. Czasem te jej opowieść nie były w najmniejszym calu prawdziwe ale uwielbiałam jej słuchać. Czytałam z nią książki, wyłapywałyśmy najlepsze cytaty. Później szłyśmy spać. Kiedy się budziłam, jej nie było. Philip mówił, że poszła do domu. Wtedy ja też wracałam, albo szłam do pokoju chłopaka, w którym pierwszy raz wszedł mi w żyłę. Kładłam się na łóżku obok niego, przytulałam go i usypiałam w jego ramionach. To było najbezpieczniejsze miejsce na ziemi.

Wtedy tak myślałam.

To musi wyglądać dość dziwnie, a dla niektórych nawet śmiesznie. Stojąca na chodniku dziewczyna ze łzami w oczach, patrząca na znajdujący się po drugiej drugiej stronie ulicy blok. Trzymająca się za rękę, na której nadal jest mnóstwo blizn, o których nie wie nikt oprócz Jaydena i chłopaka z bloku.
-Cześć. - Usłyszałam smutny, znajomy głos, który wyrwał mnie z rozmyśleń. Bałam się spojrzeć. - Odwiedziłaś nas w końcu. - Spojrzałam w prawo i zobaczyła go, stał obok mnie, Philip. Patrzyłam na niego i widziałam jak bardzo się zmienił od chwili kiedy widziałam go po raz ostatni. Oj Philip, coś ty z sobą zrobił? Czy widzisz do jakiego stanu się doprowadziłeś? Philip! Ty umierasz. Musisz coś z tym zrobić.
-Cześć. - Szepnęłam. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Tak długo o nim nie myślałam, starałam się wyrzucić go ze wspomnień. Chciałam przestać pamiętać tych wszystkich ludzi, którzy całe dnie spędzali w tym jego cholernym mieszkaniu. Niech każdy myśli, że Mattew miał rację, nie obchodzi mnie to. Ale podświadomość przyprowadziła mnie tutaj, dlaczego?
-Długo Cię nie widziałem. - Posłał mi uśmiech. Nie taki co kiedyś, ten był inny, smutny, zmęczony, nie wiem jaki, na pewno inny.. Philip, gdzie ten uśmiech, którym zarażałeś innych? Ten, który uwielbiałam kiedyś oglądać. - Dawno Cię tu nie było.
-Tak. - Patrzyłam na niego nadal. Mimo zaćpanej twarzy widziałam w nim starego Philipa. Chłopaka, w którym się kiedyś zakochałam. Kiedy go spotkałam po raz pierwszy, byłam nim oczarowana. Później pokazał mi coś wspaniałego dającego ukojenie, ulgę i spokój. Dawał mi wsparcie i był zawsze przy mnie kiedy potrzebowałam. To nie była miłość, później to po prostu przyzwyczajenie, wdzięczność, przyjaźń. Był dla mnie jak brat, z którym się robi rzeczy, których nie powinno. Kochałam go, i nadal kocham. Nie jak partnera czy chłopaka, bardziej jak właśnie takiego starszego brata.
-Wejdziesz? - Zapytał. - Ludzie na pewno się ucieszą. - Zobaczyłam na jego twarzy cień uśmiechu.
-Nie wiem czy powinnam. - Odparłam.
-Chodź. - Wyciągnął rękę ja patrzyłam na niego. - No chodź. - Powtórzył. Robił tak zawsze. Od pierwszego dnia naszej znajomości. Nie uznawał sprzeciwu. Chwyciłam jego rękę i w ciszy przeszliśmy na drugą stronę ulicy. Weszliśmy do bloku, a tam po schodach na trzecie piętro. Weszliśmy do mieszkania. Wystrój nie uległ zmianę, ale mieszkanie już nie tętniło życiem. Byli ludzie, zaćpani. Przywitali mnie, nie sądziłam, że naprawdę się ucieszą na mój widok. Mattew patrzył na mnie, wydawało mi się, że nawet się uśmiechnął. Usiedliśmy z Philipem tam gdzie zawsze. Na przeciwko fotela Melki ale fotel był pusty. Nie było tam dziewczyny. Patrzyłam na niego przez chwilę. Nie mogłam nigdy sobie wyobrazić jakby to było, gdybym kiedyś przyszła, a przedmiot stałby pusty. Już wiem jak.
-Gdzie jest Melka? - Spytałam cicho, tak jakbym pytała o to siebie.
-Ona.. - Philip urwał, tak jakby nie wiedział co ma powiedzieć.
-Nie. - Łzy stanęły w moich oczach. - Nie.
-Uspokój się. - On też miał łzy w oczach. Mówił do mnie spokojnie.
-Nie! - Krzyknęłam, a wszyscy ucichli.
-Viola, proszę.
-Gdzie jest Melka? - Ponowiłam pytanie, a łzy po policzkach płynęły strumieniami. Philip pokręcił głową.
-Nie żyje. - Szepnął.
-Nie. Proszę, nie! To nie może być prawda. - Schowałam twarz w dłonie i rozpłakałam się na dobre.
-Sądziłem, że wiesz. - Mówił cicho. - Myślałem, że dlatego tu przyszłaś.
-Kiedy to się stało? - Spojrzałam na niego. Po jego policzku spłynęła łza.
-W czwartek. - Dwa dni temu. Nie mogę w to uwierzyć. Przytuliłam się do niego i płakałam. Takie jest narkomańskie życie. Z dnia na dzień umierasz. Zostają po Tobie wspomnienia.
-Nawet się z nią nie pożegnałam. - Szlochałam.
-Chcesz? - Zapytał. Wiedziałam o co mu chodzi. Pokiwałam głową. Wstał i odszedł, po chwili wrócił ze strzykawką. - Majka. - Rzucił, a chwilę po tym już wchodził mi w kanał. Kilka minut później poczułam spokój, taki, jakiego dawno nie czułam. Usiadłam w fotelu Melki. - Od dzisiaj jest Twój. - Skinęłam na znak zgody, mogło to oznaczać też ponowne wpiepszanie w to gówno i znowu bywanie tutaj. A co z Jaydenem? Szkołą? Ludmiłą? Francescą? A nawet Leonem? Nie wiem, nie obchodzi mnie to. Mam majkę. Nie mam Melki.
-Tak bardzo za tobą tęskniłam. A kiedy przyszłam nawet nie mam okazji Cię zobaczyć. - Szepnęłam sama do siebie słowa kierowane do przyjaciółki. Siedziałam w ciszy obserwując resztę i trzymając Philipa za rękę. Dawno nie byłam w takim stanie.
-Nie wierzyłem w to, że wrócisz. - Usłyszałam obok siebie głos, którego właścicielem był nie kto inny jak Mattew. - Ale wróciłaś. Jestem pod wrażeniem. - Uśmiechnął się do mnie. - Witaj w domu. - W życiu nie spodziewałam się, że kiedykolwiek usłyszę takie słowa od tego osoby. Cud. - Mi też jej brakuję. - Powiedział już ciszej.
-Nawet się z nią nie pożegnałam. - Szepnęłam i znowu zalałam się łzami.
-Csii. Wiem. - Przytulił mnie, to najdziwniejsza chwila w całym moim życiu. Melka nawet ty, optymistka, nie uwierzyłabyś w to. Melka gdzie jesteś? Dlaczego mnie zostawiłaś? Dlaczego odeszłaś? A może tam jest Ci lepiej? Beze mnie? Bez nas? Bez prochów? Jak mogłaś nas tak zostawić? Chociaż nie mam do Ciebie pretensji. Mam nadzieję, że jestem tam szczęśliwa.

Zostałam tam do rana, siedziałam w fotelu Melki i wspominałam. Jak to wszystko będzie wyglądało bez niej? Nie mam pojęcia. Koło 5 wróciłam do domu. Wzięłam prysznic i poszłam do pokoju, siadłam na łóżku i wpatrywałam się przed siebie nic niewidzącym wzrokiem.
O 9 zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, to Jayden. Co zrobić? Wzięłam telefon do ręki, popatrzyłam na imię mojego chłopaka i odłożyłam go na miejsce, na którym wcześniej leżał. Odzywał się jeszcze kilka razy ale już nie zwracałam na niego uwagi.

Wieczorem poszłam do "chaty" , tak nazywaliśmy mieszkanie Philipa. Zaćpałam i siedziałam w fotelu Melki, a właściwie już w moim fotelu. Nie wiem co robić dalej. Kolejna osoba odeszła. Dlaczego wszyscy ode mnie odchodzą? Tak bardzo chcę Melkę z powrotem. Philip znowu mnie przytulił, kiedy zaczęłam płakać. Wróciłam do domu po północy. Mnóstwo nieodebranych połączeń. Nie mam pojęcia jak przetrwać następny dzień. A to już poniedziałek..

4 komentarze:

  1. Jezuu, ale Violetta jesy glupia...
    Nie lubie jej... -_-
    Cudenko rozdzial :3
    Czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za każdy komentarz, który daje mi motywacje do dalszego pisania ;)