1 września
(wtorek)
'Dzisiaj początek kolejnego roku szkolnego, a tym samym zmiana mnie. Zacznę już chodzić do szkoły, przestanę unikać przyjaciół, zacznę wierzyć w lepsze jutro, albo przynajmniej pokarzę innym, że tak właśnie jest, koniec użalania się innych nade mną. Będę się uśmiechać i powtarzać, że wszystko jest w porządku. Czas wyjść do ludzi.'
Zamknęłam zeszyt, w którym zapisuję moje przemyślenia, inni nazywają to pamiętnikiem. Dla mnie to po prostu zeszyt, gdzie mogę wyrzucić wszystkie rzeczy, o których nie mogę powiedzieć moim przyjaciołom. Nie dlatego, że im nie ufam, ale dlatego, że boję się ich reakcji. Kiedy w drugim semestrze ubiegłego roku szkolnego przestałam chodzić do szkoły, zaczęłam ćpać. Nie potrafiłam sobie poradzić z tymi wszystkimi emocjami. Wiedziałam, że przyjaciółki będą mnie odwiedzać, więc musiałam zachowywać czasem umiar, żeby nic się nie wydało. Ale w wakacje, kiedy one wraz z rodzinami powyjeżdżały zaczęłam to robić częściej. Kiedy wróciły odmawiałam im spotkań, nie chciałam wychodzić z domu. Mimo sprzeciwów pojawiały się u mnie w drzwiach, wtedy starałam się ogarnąć i posiedziałam z nimi koło godziny. Spławiałam ich mówiąc, że chce iść spać, że muszę porozmawiać z Lucą bo mnie prosił, że obiecałam dzisiaj pomóc cioci. Zawsze znajdowałam jakąś wymówkę. Nie chcę, żeby wiedziały o moim ćpaniu. Po co mają się niepotrzebnie martwić?
-Viola, Lucas! Chodźcie jeść! – Z przemyśleń wyrwał mnie głos cioci z dołu. Angie zajęła się nami po wydarzeniach z przed kilku miesięcy. Zostawiła wszystko, dom, znajomych, studia i wprowadziła się do nas, od prawie roku jest naszym opiekunem. Kobieta ma włosy w kolorze ciemnego odcienia blond, jest niedużo wyższa ode mnie oraz niewiele starsza, więc razem z bratem mówimy jej po imieniu.
We wszystkim staramy się pomagać sobie wzajemnie, być dla siebie wsparciem. My straciliśmy rodziców, ona siostrę, która była jej ostatnią rodziną pomijają nas. Musimy się wspierać.
-Idę Angie! - Odkrzyknęłam, zabrałam torebkę, zaciągnęłam rękawy, a po wyjściu z pokoju wstąpiłam do łazienki. Włożyłam do oczu soczewki i wodą zwilżyłam twarz, żeby tylko nikt nie zauważył, że znowu zaćpałam tej nocy. Jeszcze zajrzałam do Lucasa, aby uświadomić mu, że ma zdjąć słuchawki i w tym momencie zejść na dół. Przytaknął, a po kwadransie wspólnie jedliśmy śniadanie.
'Dzisiaj początek kolejnego roku szkolnego, a tym samym zmiana mnie. Zacznę już chodzić do szkoły, przestanę unikać przyjaciół, zacznę wierzyć w lepsze jutro, albo przynajmniej pokarzę innym, że tak właśnie jest, koniec użalania się innych nade mną. Będę się uśmiechać i powtarzać, że wszystko jest w porządku. Czas wyjść do ludzi.'
Zamknęłam zeszyt, w którym zapisuję moje przemyślenia, inni nazywają to pamiętnikiem. Dla mnie to po prostu zeszyt, gdzie mogę wyrzucić wszystkie rzeczy, o których nie mogę powiedzieć moim przyjaciołom. Nie dlatego, że im nie ufam, ale dlatego, że boję się ich reakcji. Kiedy w drugim semestrze ubiegłego roku szkolnego przestałam chodzić do szkoły, zaczęłam ćpać. Nie potrafiłam sobie poradzić z tymi wszystkimi emocjami. Wiedziałam, że przyjaciółki będą mnie odwiedzać, więc musiałam zachowywać czasem umiar, żeby nic się nie wydało. Ale w wakacje, kiedy one wraz z rodzinami powyjeżdżały zaczęłam to robić częściej. Kiedy wróciły odmawiałam im spotkań, nie chciałam wychodzić z domu. Mimo sprzeciwów pojawiały się u mnie w drzwiach, wtedy starałam się ogarnąć i posiedziałam z nimi koło godziny. Spławiałam ich mówiąc, że chce iść spać, że muszę porozmawiać z Lucą bo mnie prosił, że obiecałam dzisiaj pomóc cioci. Zawsze znajdowałam jakąś wymówkę. Nie chcę, żeby wiedziały o moim ćpaniu. Po co mają się niepotrzebnie martwić?
-Viola, Lucas! Chodźcie jeść! – Z przemyśleń wyrwał mnie głos cioci z dołu. Angie zajęła się nami po wydarzeniach z przed kilku miesięcy. Zostawiła wszystko, dom, znajomych, studia i wprowadziła się do nas, od prawie roku jest naszym opiekunem. Kobieta ma włosy w kolorze ciemnego odcienia blond, jest niedużo wyższa ode mnie oraz niewiele starsza, więc razem z bratem mówimy jej po imieniu.
We wszystkim staramy się pomagać sobie wzajemnie, być dla siebie wsparciem. My straciliśmy rodziców, ona siostrę, która była jej ostatnią rodziną pomijają nas. Musimy się wspierać.
-Idę Angie! - Odkrzyknęłam, zabrałam torebkę, zaciągnęłam rękawy, a po wyjściu z pokoju wstąpiłam do łazienki. Włożyłam do oczu soczewki i wodą zwilżyłam twarz, żeby tylko nikt nie zauważył, że znowu zaćpałam tej nocy. Jeszcze zajrzałam do Lucasa, aby uświadomić mu, że ma zdjąć słuchawki i w tym momencie zejść na dół. Przytaknął, a po kwadransie wspólnie jedliśmy śniadanie.
Los Angeles
City College, ogromna szkoła, z wielkim placem, gdzie wychodzimy na lunch. Na
placu ustawione są stoliki i krzesełka więc jest dużo miejsca. Na około nie ma
cudownych krajobrazów, zaledwie kilka drzewek, a dalej same ulice. Co chwilę
słychać przejeżdżający samochód. Takie uroki życia w mieście. Szkoła jak każda,
nie wszyscy się uwielbiają, ale starają się żyć ze sobą w zgodzie. Czasem to
się nie udaje, ale tak już jest, nic na to nie poradzimy. Tutaj każdy zna
każdego, wszystko wiemy o sobie nawzajem. Rzadko udaję się coś ukryć, dlatego
wątpię, żeby wieści z moją przygodą z narkotykami jeszcze tutaj nie dotarły.
Chociaż najbardziej na świecie chciałabym, żeby nikt o tym nie wiedział. Mimo
tylu wad nie chciałabym chyba mieszkać w żadnym innym miejscu na świecie, tutaj
jest mój dom. Może kiedyś moim marzeniem będzie wyprowadzenie się stąd i
zostawienie wszystkiego za sobą. Może, ale to jeszcze nie teraz.
Weszłam do szkoły, każdy spojrzał na mnie pełnym współczucia wzrokiem. Posłałam im uśmiech i udałam się do szafki. Dobrze, że wstrzyknęłam sobie trochę morfiny przed wyjściem z domu bo raczej bym nie wytrzymała w tym miejscu na samym starcie. Otworzyłam szafkę, a po chwili pojawiły się obok mnie moje dwie najlepsze przyjaciółki: Ludmiła oraz Fran.
Ta pierwsza, Ferro, to wysoka blondynka, dobrze zorganizowana i zawsze szczera, bardzo pomogła nam wraz z matką, która jest na jednym z najwyższych stanowisk w tutejszej policji, w trudnych dla mnie chwilach. Liz, zajęła się nami przez pierwsze tygodnie po śmierci moich, cudownych rodziców. Trochę żal mi rodziny Ferro, mieli idealną rodzinę, co najważniejsze szczęśliwą, a dodatkowo niczego im nie brakowało. Niestety jednak trzy lata temu ojciec Ludmi oznajmił jej matce, że zakochał się w innym mężczyźnie. To był ogromny wstrząs dla tej rodziny.
Druga, Resto, to czarnowłosa włoszka, która od najmłodszych lat wychowywana była przez babcię. Od czasu do czasu odwiedzał ją podróżujący ojciec, a matka zostawiła ją u tej starszej kobiety kiedy Fran była bardzo mała i wyjechała. Nikt z nas nie pamięta jak wyglądała. Oprócz babci Fran - Shanon, jednak ona niechętnie chce o niej mówić. W tym mieście każdy robi co chce, tutaj może się zdarzyć wszystko. Ale co się dziwić, w końcu mieszkamy w Los Angeles, w stanie Kalifornia, w Stanach Zjednoczonych.
- Jak tam Violu? - Zapytała Francesca, po przytuleniu mnie. Gest powtórzyła po niej blondyna.
-Wszystko jest w porządku.- Odpowiedziałam. Po majce zawsze wszytko jest dobrze, więc tak naprawdę jej nie okłamałam. Wszystkie problemy odeszły wraz z porannym zastrzykiem. Dziewczyny spojrzały po sobie, ale na szczęście o nic nie pytały. Jestem im za to niezmiernie wdzięczna, nie chce, aby zadawały pytania, ponieważ nie chce ich okłamywać, a przecież nie powiem im, że ćpam od jakichś 5 miesięcy. Nie mogę im powiedzieć, że niedawno wpadłam w ciąg, że co wieczór zwiększam dawkę, bo ta wcześniejsza jest za słaba. Nie mogę im powiedzieć, że nie umiem przestać. Po prostu nie mogę. Wykończę się, gdyby nie Lucas zrobiłabym to już dawno. Poszłabym na złoty strzał i zasnęła na zawsze. Ale on jest dla mnie najważniejszy, dla niego poszłabym na odwyk. Gdyby tylko byłaby taka potrzeba. Ale to jeszcze nie teraz, przeżyję. Jeszcze nie umieram.
Weszłam do szkoły, każdy spojrzał na mnie pełnym współczucia wzrokiem. Posłałam im uśmiech i udałam się do szafki. Dobrze, że wstrzyknęłam sobie trochę morfiny przed wyjściem z domu bo raczej bym nie wytrzymała w tym miejscu na samym starcie. Otworzyłam szafkę, a po chwili pojawiły się obok mnie moje dwie najlepsze przyjaciółki: Ludmiła oraz Fran.
Ta pierwsza, Ferro, to wysoka blondynka, dobrze zorganizowana i zawsze szczera, bardzo pomogła nam wraz z matką, która jest na jednym z najwyższych stanowisk w tutejszej policji, w trudnych dla mnie chwilach. Liz, zajęła się nami przez pierwsze tygodnie po śmierci moich, cudownych rodziców. Trochę żal mi rodziny Ferro, mieli idealną rodzinę, co najważniejsze szczęśliwą, a dodatkowo niczego im nie brakowało. Niestety jednak trzy lata temu ojciec Ludmi oznajmił jej matce, że zakochał się w innym mężczyźnie. To był ogromny wstrząs dla tej rodziny.
Druga, Resto, to czarnowłosa włoszka, która od najmłodszych lat wychowywana była przez babcię. Od czasu do czasu odwiedzał ją podróżujący ojciec, a matka zostawiła ją u tej starszej kobiety kiedy Fran była bardzo mała i wyjechała. Nikt z nas nie pamięta jak wyglądała. Oprócz babci Fran - Shanon, jednak ona niechętnie chce o niej mówić. W tym mieście każdy robi co chce, tutaj może się zdarzyć wszystko. Ale co się dziwić, w końcu mieszkamy w Los Angeles, w stanie Kalifornia, w Stanach Zjednoczonych.
- Jak tam Violu? - Zapytała Francesca, po przytuleniu mnie. Gest powtórzyła po niej blondyna.
-Wszystko jest w porządku.- Odpowiedziałam. Po majce zawsze wszytko jest dobrze, więc tak naprawdę jej nie okłamałam. Wszystkie problemy odeszły wraz z porannym zastrzykiem. Dziewczyny spojrzały po sobie, ale na szczęście o nic nie pytały. Jestem im za to niezmiernie wdzięczna, nie chce, aby zadawały pytania, ponieważ nie chce ich okłamywać, a przecież nie powiem im, że ćpam od jakichś 5 miesięcy. Nie mogę im powiedzieć, że niedawno wpadłam w ciąg, że co wieczór zwiększam dawkę, bo ta wcześniejsza jest za słaba. Nie mogę im powiedzieć, że nie umiem przestać. Po prostu nie mogę. Wykończę się, gdyby nie Lucas zrobiłabym to już dawno. Poszłabym na złoty strzał i zasnęła na zawsze. Ale on jest dla mnie najważniejszy, dla niego poszłabym na odwyk. Gdyby tylko byłaby taka potrzeba. Ale to jeszcze nie teraz, przeżyję. Jeszcze nie umieram.
Przetrwałam
połowę lekcji. Ale nie mogę już dłużej. Wchodzę do łazienki i zamykam się w
kabinie, muszę wejść sobie w kanał jak najszybciej. To okropne, jak można być
zależnym od czegoś. Ale co się dziwić, w ciągu potrzebuję majki, nie potrafię
bez niej funkcjonować. I tak jestem z siebie dumna, że wytrzymałam cztery godziny
lekcyjne bez ćpania. Nie zostało mi już dużo towaru. Muszę dzisiaj zadzwonić do
dostawcy, potrzebuję więcej.
Wstrzyknęłam sobie to gówno. Czuję się już o wiele lepiej. Wychodzę z kabiny i podchodzę do lustra. Nie jestem już taka jak wcześniej. Jestem zaćpanym człowiekiem, który nie potrafi żyć bez pierdolonego zastrzyku. Wchodzą jakieś dwie laski. Jestem przekonana, że ćpają. Ćpun ćpuna zawsze pozna.
-Violetta? – Mówi do mnie jedna. – To naprawdę ty?
-Nie, duch. – Odpowiadam z ironią.
-Jestem Suzy. A to Nicka. Zawsze chciałyśmy Cię poznać. – Ignoruje mój ton.
-Ta, cześć. – Odparłam i zwilżyłam twarz wodą.
-Idziemy na strzał? – Pyta mnie. Na oko jest w pierwszej klasie. Skąd takie gówniarze mnie w ogóle znają?
-Nie dzięki. A tak poza tym. – Podchodzę bliżej. – Nigdy więcej nie pytaj mnie o takie rzeczy. Chcesz żeby ktoś usłyszał? Chcesz mieć przejebane? Spoko. Ale mnie w to nie wciągaj. Ostrzegam, tutaj każdy wszystko widzi i słyszy. Lepiej uważajcie. Trzymajcie się. – Odchodzę kilka kroków. – A co do pytania, to może następnym razem. Hej. - Mówię i wychodzę. Jejku jak mnie takie dzieci wkurzają. Ja nie wiem czym tu się szczycić? Tym, że po każdym strzale jesteś coraz bliżej śmierci? Że po kilku strzałach nie potrafisz funkcjonować tak jak wcześniej, bo musisz sobie coś wstrzyknąć? Ludzie są dziwni. Pragną śmierci, a kiedy już jest blisko chcą zrobić wszystko, aby tylko ją opóźnić. Nienawidzę ludzi. Do siebie czuję jeszcze większą nienawiść. Ale te wszystkie odczucia są przez majkę. To przez nią nienawidzi się świata, kolejna wada narkomańskiego życia. Właściwie w tym życiu są same wady. Zaleta? Może jest jedna, jak weźmiesz to zapominasz o całym źle, którego kiedykolwiek cię doświadczyło. Jest się wtedy na to wszystko obojętnym, nie czuję się tego tak bardzo, coś w stylu wyłączenia człowieczeństwa. Ale to najgorsze co można zrobić. Bo tak naprawdę nie da się uciec od bólu, smutku, cierpienia, tęsknoty. Trzeba się w to zagłębić, dopuścić do siebie cały ból, dać się temu pochłonąć całkowicie. Nie można z tym walczyć, to jest większe od nas. Należy się w tym zatopić, ale potem w końcu zacznie się pływać, każdy oddech, o który walczymy wzmocni nas i wtedy damy radę to pokonać. Ale my narkomani wpieprzamy się w błędne koło. Zapominamy kiedy jesteśmy pod wpływem, a kiedy całe działanie z nas schodzi, te uczucia przychodzą do nas z powrotem ze zwiększoną siłą. Wszystko boli bardziej i wtedy pozostaje tylko zwiększyć dawkę i iść ku śmierci.
Moje przemyślenia przerwał upadek na podłogę. Chyba nie umiem chodzić, ale to najprawdopodobniej po ćpaniu. Podnoszę wzrok i stoi nade mną chłopak, przepełnione szczęściem oczy, nienagannie ułożona grzywka, idealna figura, a jego twarz wprost zniewalająca. Podaje mi rękę, którą chwytam bez zastanowienia. Wstaję.
-Przepraszam. Niezdara ze mnie, zamyśliłam się. – Och Violka, skąd w tobie tyle emocji? Niesamowicie grasz, a może to wcale nie gra? Samo mi to przyszło kiedy spojrzałam w te anielskie oczy.
-Nic się nie stało. Właściwie, to moja wina, nie patrzyłem gdzie idę. Zwiedzam szkołę, wprowadziłem się tu niedawno i chyba tu będę chodzić, mają tu śliczne dziewczyny. Ach, gdzie moje maniery? Jestem Jayden. – Głos też ma cudowny.
-Violetta, miło mi Cię poznać. – Powiedziałam zgodnie z prawdą. – Oprowadziłabym Cię z wielką chęcią, ale właśnie zaczynam matmę, materiał trudny, więc sam rozumiesz. Lecę, do zobaczenia. – Odeszłam, nie mogłam tam dłużej stać. Nie po majce, przecież mógłby zobaczyć, że jestem naćpana, co byłoby wtedy? Nie ufam ludziom. Chociaż czuję, że jemu mogłabym zaufać.
-Mam nadzieję. – Usłyszałam za plecami. Uśmiechnęłam się, pomachałam i poszłam na lekcje matematyki.
_____________________
Z lekkim opóźnieniem ale jest :)
Jak widzicie jest Jayden, ale spokojnie opowiadanie o Leonettcie więc Leonek też niedługo się pewnie pojawi :D
Nie za szybko pewnie ale będzie xD
tralalalala xd Koniec zanudzania :D
Miłego czytania i jeszcze raz Wesołych Świąt wszystkim ;**
Andzii xx ;*
Wstrzyknęłam sobie to gówno. Czuję się już o wiele lepiej. Wychodzę z kabiny i podchodzę do lustra. Nie jestem już taka jak wcześniej. Jestem zaćpanym człowiekiem, który nie potrafi żyć bez pierdolonego zastrzyku. Wchodzą jakieś dwie laski. Jestem przekonana, że ćpają. Ćpun ćpuna zawsze pozna.
-Violetta? – Mówi do mnie jedna. – To naprawdę ty?
-Nie, duch. – Odpowiadam z ironią.
-Jestem Suzy. A to Nicka. Zawsze chciałyśmy Cię poznać. – Ignoruje mój ton.
-Ta, cześć. – Odparłam i zwilżyłam twarz wodą.
-Idziemy na strzał? – Pyta mnie. Na oko jest w pierwszej klasie. Skąd takie gówniarze mnie w ogóle znają?
-Nie dzięki. A tak poza tym. – Podchodzę bliżej. – Nigdy więcej nie pytaj mnie o takie rzeczy. Chcesz żeby ktoś usłyszał? Chcesz mieć przejebane? Spoko. Ale mnie w to nie wciągaj. Ostrzegam, tutaj każdy wszystko widzi i słyszy. Lepiej uważajcie. Trzymajcie się. – Odchodzę kilka kroków. – A co do pytania, to może następnym razem. Hej. - Mówię i wychodzę. Jejku jak mnie takie dzieci wkurzają. Ja nie wiem czym tu się szczycić? Tym, że po każdym strzale jesteś coraz bliżej śmierci? Że po kilku strzałach nie potrafisz funkcjonować tak jak wcześniej, bo musisz sobie coś wstrzyknąć? Ludzie są dziwni. Pragną śmierci, a kiedy już jest blisko chcą zrobić wszystko, aby tylko ją opóźnić. Nienawidzę ludzi. Do siebie czuję jeszcze większą nienawiść. Ale te wszystkie odczucia są przez majkę. To przez nią nienawidzi się świata, kolejna wada narkomańskiego życia. Właściwie w tym życiu są same wady. Zaleta? Może jest jedna, jak weźmiesz to zapominasz o całym źle, którego kiedykolwiek cię doświadczyło. Jest się wtedy na to wszystko obojętnym, nie czuję się tego tak bardzo, coś w stylu wyłączenia człowieczeństwa. Ale to najgorsze co można zrobić. Bo tak naprawdę nie da się uciec od bólu, smutku, cierpienia, tęsknoty. Trzeba się w to zagłębić, dopuścić do siebie cały ból, dać się temu pochłonąć całkowicie. Nie można z tym walczyć, to jest większe od nas. Należy się w tym zatopić, ale potem w końcu zacznie się pływać, każdy oddech, o który walczymy wzmocni nas i wtedy damy radę to pokonać. Ale my narkomani wpieprzamy się w błędne koło. Zapominamy kiedy jesteśmy pod wpływem, a kiedy całe działanie z nas schodzi, te uczucia przychodzą do nas z powrotem ze zwiększoną siłą. Wszystko boli bardziej i wtedy pozostaje tylko zwiększyć dawkę i iść ku śmierci.
Moje przemyślenia przerwał upadek na podłogę. Chyba nie umiem chodzić, ale to najprawdopodobniej po ćpaniu. Podnoszę wzrok i stoi nade mną chłopak, przepełnione szczęściem oczy, nienagannie ułożona grzywka, idealna figura, a jego twarz wprost zniewalająca. Podaje mi rękę, którą chwytam bez zastanowienia. Wstaję.
-Przepraszam. Niezdara ze mnie, zamyśliłam się. – Och Violka, skąd w tobie tyle emocji? Niesamowicie grasz, a może to wcale nie gra? Samo mi to przyszło kiedy spojrzałam w te anielskie oczy.
-Nic się nie stało. Właściwie, to moja wina, nie patrzyłem gdzie idę. Zwiedzam szkołę, wprowadziłem się tu niedawno i chyba tu będę chodzić, mają tu śliczne dziewczyny. Ach, gdzie moje maniery? Jestem Jayden. – Głos też ma cudowny.
-Violetta, miło mi Cię poznać. – Powiedziałam zgodnie z prawdą. – Oprowadziłabym Cię z wielką chęcią, ale właśnie zaczynam matmę, materiał trudny, więc sam rozumiesz. Lecę, do zobaczenia. – Odeszłam, nie mogłam tam dłużej stać. Nie po majce, przecież mógłby zobaczyć, że jestem naćpana, co byłoby wtedy? Nie ufam ludziom. Chociaż czuję, że jemu mogłabym zaufać.
-Mam nadzieję. – Usłyszałam za plecami. Uśmiechnęłam się, pomachałam i poszłam na lekcje matematyki.
_____________________
Z lekkim opóźnieniem ale jest :)
Jak widzicie jest Jayden, ale spokojnie opowiadanie o Leonettcie więc Leonek też niedługo się pewnie pojawi :D
Nie za szybko pewnie ale będzie xD
tralalalala xd Koniec zanudzania :D
Miłego czytania i jeszcze raz Wesołych Świąt wszystkim ;**
Andzii xx ;*
Zajebisty rozdział.
OdpowiedzUsuńVioletta ćpa?! Serio?!
Coś czuje, że ktoś pomoże jej z tego wyjść. Tylko kto? Może Lajon?
Najpierw sir musi pojawić heh :)
Jayden. Zauroczył Vils?
Coś z tego będzie?
Czekam na next :*
Buziaczki :* ❤
Maddy ❤
Hej
OdpowiedzUsuńStrasznie podoba mi się wątek z ćpunką violetta.
Historia mega ciekawa i zachęcająca do dalszego czytania!
Szczerze mówiąc to myślałam że wpadła na Leona ...a ty Jayden...
Hmn
.
Czekam na dalszy ciąg zdarzeń
Twoja
Violetta Vilu
Zapraszam też do mnie :*
Cudo ♡♡♡
OdpowiedzUsuńCzekam na next'a :*
Cudowny :*
OdpowiedzUsuńAle masz śliczny szablon!! <3
Kto robił?
Hope?
Bo nei moge dojrzec na szzablonie..
Jak coś sorry za reklamę
Ale zapraszam wszystkich:
http://lovingcanmendyoursoul.blogspot.com/
Pozdrawiam i całuję :*
Wow! Co za opis jestem pod ogromnym wrazeniem :-D Ta historia jest swietna czekam na nastepny rozdzial :-) Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;-) Nie pisze tak dobrze jak Ty ale moze Ci sie spodoba :-)
OdpowiedzUsuńŚwietny .
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny a w mięcy czasie zapraszam do siebie
leonettarodziceiprzyjaciele.blogspot.com
Ćpunka? :O
OdpowiedzUsuńCzekam <3