niedziela, 7 lutego 2016

Rozdział 4 ~„ Wzeszło słońce i wróciła rzeczywistość.”




Nie poszłam do szkoły, dlaczego? Nie mam pojęcia, chyba za dużo zaćpałam wczoraj. Powiedziałam Angie, że się źle czuję. Do południa leżałam w łóżku, później wykąpałam się, zjadłam małe śniadanie i wyszłam do Francescy.
Razem z przyjaciółką chodziłyśmy po parku i jak co piątek rozdawałyśmy ulotki do knajpy, dostawałyśmy za to jakieś pieniądze. Oczywiście nie było ich zbyt wiele, robiłyśmy to tylko trzy razy w tygodniu, ale zawsze miałyśmy jakieś swoje oszczędności. Właściwie nie wiem po co to robiłyśmy, chyba z nudów. Nasze rodziny są okropnie bogate, ale taka praca jest dla nas idealna, lekka, spędzamy razem czas i chodzimy sobie w tą i z powrotem.
-Nie zadzwonił? – Zapytała Fran bo krótkiej chwili ciszy. Opowiedziałam jej historię z wczorajszego wieczoru. Nadal nie wiem co mam myśleć o tym wszystkim.
-Nie zadzwonił, nie napisał. Nie odezwał się od wczoraj. – Odpowiedziałam lekko załamana.
-Widzisz? – Moja towarzyszka się zatrzymała.
-Co? – Zdziwiłam się i odwróciłam się do niej.
-Stoi tam. – Szepnęła. Odwróciłam się i zobaczyłam Jaydena po drugiej stronie trawnika oddzielającego od siebie chodniki. – Idź do niego.
-Jesteś pewna? – Zapytałam, na co ona kiwnęła głową. Dobra, raz kozie śmierć, trzeba sobie coś wytłumaczyć. Ruszyłam w jego stronę, posłał mi uśmiech i zaczął iść w moją.
-Hej. – Powiedziałam nieśmiało kiedy spotkaliśmy się w połowie drogi.
-Hej. – Powtórzył po mnie. – Przepraszam za wczoraj. Nie byłem sobą. – Odezwał się po chwili.
-Często przepraszasz. – Zaśmiał się.
-Przepraszam, że na Ciebie wtedy wpadłem. – Teraz i ja się zaśmiałam.
-Właśnie. – Posłał mi uśmiech.
–Chcę żebyś wiedziała, że nie byłem na Ciebie zły, bardziej na Leona. – Wyznał.
-Jayden Verdas? – Zapytał mężczyzna w podeszłym wieku podchodząc do nas. – Ja Cię znam, nic się nie postarzałeś. – Nie odrywał od niego wzroku, a ja stałam i patrzyłam na nich jak na coś do tej pory mi nie znanego.
-Musiał mnie pan z kimś pomylić. – Chłopak odpowiedział starcowi.
-To nie możliwe, pamiętam Cię, w latach 60. byliśmy przyjaciółmi, nigdy nie zapomniałbym tej twarzy. – Spojrzał na mnie speszony i jeszcze raz na Jaydena. – Porozmawiamy później, miło Cię widzieć. – Odszedł.
-O co tu chodzi? – Zapytałam nie rozumiejąc.
-Jest stary, możliwe, że coś sobie po prostu uroił. – Przytaknęłam. – Wróćmy do rozmowy.
-Tak, masz rację. Dlaczego go nie poznałam lepiej? – Zapytałam chłopaka.
-Leona? Nasze relacje są zbyt skomplikowane.
-Jak w rodzeństwie, wiem jak to jest mieć brata. – Nie odpowiedział, wciągnęłam głośno powietrze. –Powiedział mi o twojej byłej. – Zrobiłam przerwę. – Sophie.
-Co mówił? – Zapytał po krótkiej chwili.
-Że złamała Ci serce. – Patrzył na mnie ale ja starałam się uniknąć jego wzroku.
-To było długi czas temu. – Próbował się wytłumaczyć.
-Strata pozostaje w człowieku na zawsze, ból jedynie się zaciera. – Nie chciałam na niego patrzeć. Złapał mnie za rękę.
-Hej. – Szepnął. – Spójrz na mnie.
-W porządku, rozumiem. Nawet nie wiesz jak bardzo. Trudny brat – znam. Skomplikowana była – też znam. Myślę, że w takiej sytuacji nie da się rozważać nas. Mam to samo, naprawdę. Trudno, poznaliśmy się, pogadaliśmy. Znamy się krótko, ale było pięknie. Teraz wzeszło słońce i wróciła rzeczywistość. – Patrzyliśmy na siebie przez pewien czas, nikt się nie odezwał. – Więc.. – Spojrzałam na niego, posłałam mu trochę zawiedziony uśmiech i odeszłam. Wróciłam do przyjaciółki siedzącej na ławce.
-I? – Odezwała się kiedy stanęłam przed nią.
-I nic. – Rzuciłam. – Chodź rozdać to wszystko i lecimy do domu. – O nic więcej nie pytała i za to ją uwielbiałam. Zrobiłyśmy tak jak mówiłam, a po trzech godzinach byłam już w domu.

Zrobiłam sobie kanapkę i siedząc przy stole ciągle zastanawiałam się nad tym dzisiejszym mężczyzną, który do nas podszedł. Nie wierzę w życie wieczne, ale to jest bardzo skomplikowane. Wizja Francescy, a dodatkowo jeszcze ten starzec. Nie wiem co o tym myśleć, czym on może być, chciałam z nim o tym przecież porozmawiać, ale nie było mi dane. A teraz już chyba z nim nie porozmawiam w ogóle, przecież dałam sobie spokój z tym wszystkim. Tylko dlaczego? Prawda jest taka, że chce tego cholernie. Zjadłam kanapkę i zaczęłam wchodzić po schodach na górę. Jakoś zachciało mi się jeść. Może jeszcze nie jestem wpiepszona całkiem w to ćpanie.
Kiedy szłam do swojego królestwa zobaczyłam kogoś w pokoju mojego brata szperającego w biurku.
-Lucas? – Zapytałam.
-Nie, ja. – Odezwała się moja ciocia.
-Co robisz? – Zdziwiłam się.
-Zmieniam się w monstrum. – Powiedziała, wyglądała na złą. – Pogwałcam prywatność piętnastolatka. – Trochę się zdziwiłam. Przeszła przez pokój i zatrzymała się przy jego butach, dokładniej glanach. Wyjęła bongo, w którym pali się marihuanę. Czy mój brat też się już wpiepszył? – Mam. Od lat te same kryjówki. Kiedy byłam w jego wieku też się tak robiło. – Wyznała.
-Jak do tego doszło? – Nie mogłam zrozumieć. Niby każdy wszystko wie w tym mieście, to dlaczego ja dowiaduje się o tym, że mój brat ćpa praktycznie na końcu?
-Byłam dzisiaj na wywiadówce u Lucasa. Jego wychowawca lekko mnie zgnębił. Powiedział mi o nim trochę i zarzucił mi, że nie umiem się nim zająć. Rozumiesz? – Naprawdę była zła.
-Dallas? To do niego podobne. – Westchnęłam. Nikt nie lubił nauczyciela geografii.
-Wiedziałam, że nie dam rady. – Powiedziała wyjmując kolejny dziwny przedmiot z jego szuflady.
-Nie. Przestań. Dobrze Ci idzie ciociu, naprawdę. – Próbowałam ją trochę uspokoić.
-Nie Violu, fatalnie. – Nie dawała za wygraną. – Dlaczego? Bo nie jestem nią. Nie jestem waszą matką. Dla niej wszystko było prostsze, nauka, studia, praca, a co najważniejsze rodzina, małżeństwo, wy. – Patrzyłam na nią w ciszy. – Ja tak nie umiem. Wszystko tak łatwo jej przychodziło, nie dlatego, że miała szczęście. Dlatego, że we wszystkim dawała sobie radę sama, bez niczyjej pomocy. To wszystko było dla niej, uwielbiała rozwiązywać problemy i była idealną matką. Nie daje rady wam jej zastąpić Violetto. Staram się, ale ciągle coś mi nie wychodzi. Popełniam kolejne błędy, a z nim jest coraz gorzej. Przeze mnie, nie potrafię mu pomóc. – W tej chwili pomyślałam o sobie, przecież ze mną jest jeszcze gorzej, wciągnęłam się w majkę. W narkotyki twarde, ciężkie. Ale przecież to nie jest jej wina, po prostu nie mogłam sobie poradzić, z tym, że straciłam ich, rodziców. – Nie dam rady, to jest niemożliwe, żeby mi się udało.
-Angie, przemawia przez Ciebie strach. Ty się po prostu boisz, tak samo jak my wszyscy. – Mówiłam do niej. – Damy sobie radę, jak zawsze. – Pomyślałam o Jaydenie, ja się boje związku z nim. Jeżeli nie spróbujemy wszyscy, jeżeli nie damy sobie szansy, będziemy cierpieć. – Przepraszam, ale muszę wyjść. – Pokiwała głową. – A ty przestaniesz się gryźć? – Przytknęła. Wyszłam z domu, wsiadłam do mojego samochodu a po chwili już byłam w drodze.

Kwadrans później stałam przed drzwiami posiadłości Verdasów. Zadzwonić czy nie? Jezu przecież po to tu przyszłam. Nacisnęłam dzwonek do drzwi, chwilę później otworzyły się, a w nich stanął Jayden. Nie mogłam wydusić z siebie słowa.
-Wejdź. – Na szczęście odezwał się pierwszy.
-Ładne gwiazdy widać. – Powiedziałam i wróciłam na werandę. Przyszedł za mną. – Przepraszam za najście i za te dzisiejsze głupie teksty.
-Dobrze, że jesteś. Szukałem Cię. Głupio wyszło. – Patrzył na mnie tymi swoimi cudownymi oczami.
-Wróciłam do domu i miałam zrobić to co zawsze. Zamknąć się w pokoju i pisać w pamiętniku, ale kiedy go otworzyłam zdałam sobie z sprawę, że to co chciałam napisać powinnam powiedzieć. – Wyznałam.
-Co chciałaś napisać? – Zapytał.
-Na przykład.. – Westchnęłam. – Kochany pamiętniku. Wmawiałam sobie, że można się poddać. Nie ryzykować. Pozostawić wszystko bez zmian myśląc, że to jeszcze nie czas na nie. Ale zrozumiałam, że usiłuję uciec od prawdy, a ona jest taka, że się po prostu boję. Jeśli dam sobie prawo do chociaż chwilowego szczęścia, to cały świat runie, dlatego później je od siebie odpycham.
-Wiesz co ja chciałem napisać? – Przytaknęłam dając mu znak, aby mówił. – Poznałem dziewczynę. Gadaliśmy, było wspaniale, a potem wzeszło słońce i wróciła rzeczywistość. To jest rzeczywistość, tutaj. – Patrzyliśmy na siebie i po chwili zaczął się do mnie zbliżać. Był coraz bliżej, aż w końcu nasze usta się zetknęły. Pocałował mnie, a ja oczywiście to odwzajemniłam. Ten facet jest naprawdę idealny. -Chcę żeby było między nami dobrze. – Powiedział kiedy się od siebie oderwaliśmy.
-Ja też. – Odparłam zgodnie z prawdę. – Przepraszam, że psuję tą chwilę. Ale przyszłam wczoraj do Ciebie, żeby porozmawiać.
-W takim razie słucham? – Patrzył na mnie z ogromnym zainteresowaniem.
-Chciałam zadać Ci dość dziwne pytanie. – Lekko się speszyłam.
-Mów Violetto. – Dodawał mi otuchy.
-Jayden.. - Urwałam. - Czym Ty jesteś? – Zdziwił się. Patrzył na mnie i nie drgnął. – Czym jesteś? – Czekałam jak idiotka aż w końcu odpowie.
-Wiesz. – Oznajmił po dłuższej chwili.
-Nie, nie wiem. – Powiedziałam.
-Tak, wiesz. – Czyli co? Moje myśli jednak się sprawdziły? – Inaczej by Cię tu nie było. – Pokręciłam szybko głową.
-Niemożliwe. Nie. – Zaczęłam się bać. Zrobił krok w moją stronę, na co ja zdenerwowana zrobiłam krok w tył.
-Wszystko co wiesz i w co wierzysz zmieni się. Jesteś na to gotowa? – Nie wiem już o co tu chodzi, nie odpowiedział na moje pytanie, a tak bardzo chce usłyszeć to z jego ust.
-Czym jesteś? – Ponowiłam pytanie. Zacisnął usta w cienką linię.
-Jestem wampirem. – W końcu to usłyszałam, nie, nie, nie.. Głowa mi już od tego wszystkiego pęka. Co dalej? Mam zostać czy odejść? Patrzyłam na niego, był tym samym chłopakiem, którego poznałam we wtorek, a jednak zupełnie kimś innym. Jezu..
-Nie potrzebnie przyszłam. – Wydukałam i zaczęłam iść w tył.
-Zaczekaj. – Powiedział.
-Nie. – Zaczęłam biec do auta ale w mgnieniu oka Jay pojawił się przede mną.
-Jak Ty? Jak Ty to zrobiłeś? – Byłam zdziwiona i chyba coraz bardziej przerażona.
-Nie bój się Violetto. – Chciałam już być w domu, spać otulona w ramionach majki. – Są sprawy, o których musisz się dowiedzieć, które muszę Ci wyjaśnić, musisz je poznać i zrozumieć. – Mówił do mnie. Nie chciałam już nic wiedzieć, nie dzisiaj, na tą chwilę już mam tych informacji za dużo. Ominęłam go, wsiadłam do mojego samochodu i odjechałam.

_______________________________________________________________
No to jest czwórka.
Jak widzicie dzieję się coś złego.
Co wydarzy się dalej?
Jayden odpuści? Czy jednak ją zatrzyma?
A może Leon zainterweniuje, żeby tylko świat się nie dowiedział?
Co z Jeydenem i Violettą? Jak ich losy potoczą się dalej?
Kiedy w końcu między Leonem, a Violettą pojawi się chemia?
A może już się coś pojawiło kiedy rozmawiali?
Wszystkiego dowiedziecie się w kolejnych rozdziałach.

Pytanie do wszystkich. BARDZO WAŻNE.
Czy odpowiada wam wątek z wampirami?
Czy wolelibyście normalne opowiadanie o normalnych ludziach?
Na te pytania proszę odpowiedzieć w komentarzach. Byłabym bardzo wdzięczna.


Do zobaczenia w następny piątek.
Dziękuję, że to czytacie.
Milutkiej niedzieli :)
Andzi xx :*

5 komentarzy:

  1. Roział Cudowny nie mógł być lepszy .
    Viola się dowiedziała prawdy o Jaydenie niesamowity kiedy Leonetta chce leonettae . !!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :D
    Czekam na Leonettę XD :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Super opowiadanie czekam na nastepny rozdzial

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za każdy komentarz, który daje mi motywacje do dalszego pisania ;)