piątek, 18 marca 2016

Rozdział 7~"To prosta układanka..."


Rozdział dedykowany dla Natasha Comello, za to że komentuje każdy rozdział i daje swoje wskazówki <3 ♥
Dziękuję :) 


Kolejny tydzień szkoły. Pięć dni monotonii. Szkoła, dom, szkoła, dom i tak ciągle. Mam nadzieję, że ten rok szkolny będzie wyglądał całkiem inaczej. Zwlekłam się z łóżka i wykonałam poranne czynności. Zeszłam na dół, siadłam do stołu razem z bratem i ciocią. Jedliśmy przygotowane przez Angie śniadanie. Kiedy już kończyłam usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Otworzę. - Powiedziałam przerywając ciszę, wstałam z miejsca i ruszyłam do drzwi. Kiedy je otworzyłam moim oczom ukazał się Jayden.
-Hej. - Rzucił. Złapałam go za kurtkę i wciągnęłam do środka. Przywitałam go pocałunkiem, który oczywiście odwzajemnił.
-Hej. - Odpowiedziałam mu od razu po oderwaniu się od niego.
-Idziemy na zajęcia? - Zapytał.
-Jasne, wezmę tylko torbę. - Oznajmiłam i ruszyłam po nią. - Może pojedziemy moim samochodem? - Zaproponowałam kiedy wróciłam z wcześniej wymienionym przedmiotem.
-Możemy. - Zgodził się.
-Lucas. - Krzyknęłam do brata. - Jedziesz z nami?
-Samochodem? - Odkrzyknął.
-Tak. - Rzuciłam.
-Okey, idę. - Odpowiedział, a po kwadransie siedzieliśmy razem w samochodzie. Może jednak ten tydzień nie będzie taki zły.

Niedługo potem byliśmy pod szkołą.
-Dzięki. - Rzucił Lucas i wyszedł z samochodu.
-Poczekaj chwilę. - Zwróciłam się do Jaydena, kiedy brat opuścił pojazd.
-Tak? - Spojrzał na mnie pytająco.
- Amm.. Chodzi o to, że w przyszłą niedzielę jest bal rodzinny, robią go dwa razy w roku, a że w tamtym nie byłam wcale pomyślałam, że może mógłbyś mi towarzyszyć. Może pomyślisz, że to nudne ale..
-Będę zaszczycony towarzyszyć pani, panno Castillo. - Przerwał mi i uśmiechnął się tak pięknie jak tylko bracia Verdas potrafią.
-Cała przyjemność po mojej stronie, panie Verdas. - Zaśmialiśmy się. Pocałował mnie w policzek i chwilę później szliśmy już do budynku szkoły.

*niedziela*
To dzisiaj, dzień przyjęcia rodzinnego. Boję się tego bardzo, będzie tam dużo moich przyjaciół oraz rodziny, a co za tym idzie? Dużo wspomnień. Chwil z rodzicami. Tak bardzo się boję, że nie dam sobie rady udawać, że pogodziłam się z ich śmiercią. W takiej chwili poradziłabym sobie tak jak to robiłam dotychczasowych, ale nie mogę. Jestem odtruta, wiem, że teraz najmniejsza dawka sprawi, że znowu będę ćpać. Mimo, że tak bardzo tego potrzebuję nie zrobię tego.

Jestem już gotowa, ostatnie poprawki i czekam na Jaydena. Dogadaliśmy się tak, że razem z Angie i Lucasem jedziemy jednym samochodem. Wszyscy zebraliśmy się na dole i czekaliśmy na mojego chłopaka. Chyba mogę go tak nazwać. Dzwonek do drzwi, Angie otwiera. Jayden jest taki przystojny w garniturze. Przywitaliśmy się wszyscy i ruszyliśmy do samochodu.

Około trzydziestu minut później byliśmy już na miejscu. Staliśmy w dość długiej kolejce do wejścia.
-Pamiętaj, poczekaj ze mną przed progiem do czasu, aż nas zaproszą. - Wyszeptał do mojego ucha Jay.
-Dobrze, pamiętam. - Posłałam mu uśmiech i zrobiliśmy tak jak mówił. Weszliśmy do budynku, momentalnie w moich oczach pojawiły się łzy. Ile tu wspomnień.
-Wszystko w porządku? - Zapytał Verdas.
-Tak po prostu.. - Urwałam.
-Wspomnienia? - Zgadł.
-Dokładnie.
-Rozumiem Cię, powiem Ci coś w sekrecie. - Uśmiechną się i zbliżył do mojego ucha. - Też już tutaj byłem. - Szepnął. To wszytko jest takie dziwne i jeszcze niezrozumiałe. Ale chyba muszę się do tego przyzwyczaić. Kiedy byliśmy w środku zauważyliśmy moich przyjaciół, z którymi stał Leon. Co on tutaj robi? No dobra, chciał mnie pocałować, okey. Ale tak naprawdę nie jest taki zły, w sumie to nawet mi się podoba. Chodzi mi o to, że jest przystojny. Ja mam przecież Jaydena. Jejku dlaczego tłumaczę się sama przed sobą. Ogarnij się Violka! Podeszliśmy do nich i przywitaliśmy się ze wszystkimi. Niedługo po tym wszyscy poszli tańczyć, Jay poszedł po szampana, a ja zostałam sama przy rzeczach należących do mojej zmarłej rodziny.
-Hej. - Usłyszałam. - Nie bądź smutna. - Powiedział mój chłopak, podając mi kieliszek. Stałam i patrzyłam na obrączki moich rodziców. Nie mogłam uwierzyć w to, że po raz pierwszy jestem tu bez nich. Wszystko jest takie same, a jednak inne. Nie ma ich ze mną. Tęsknie za nimi tak bardzo jak za nikim innym.
-Należały do..
-Tak. - Przerwałam mu, wiedziałam co chciał powiedzieć. Złapał mnie za rękę, aby dodać mi otuchy, uśmiechnęłam się i ruszyliśmy dalej oglądać pamiątki.
-Spójrz. Pierwsza księga gości. - Powiedziałam stojąc na przeciwko ponad wiecznej książki. - Spójrz na te wpisy. - Zaczęłam czytać nazwiska zapisanych, łącznie z nim i jego bratem. Jay mówił mi, że już tutaj byli, nie sądziłam, że na pierwszym takim przyjęciu.
-Pierwsi bracia Verdas. - Usłyszałam za nami głos starszego brata Jaydena, który szedł w naszą stronę wraz z Ludmiłą. Puściłam mojemu chłopakowi oczko na znak, aby nie mówił nic o tym, że znam prawdę. Uśmiechnął się. - Nasi przodkowie. - Kontynuował Leon. - Tragiczna historia.
-Tak, ale raczej dziewczyny nie chcą tego słuchać. Może ich nie zanudzajmy. - Odezwał się Jayden.
-Przestań Jay. To może być ciekawe. - Chciałam zobaczyć co wymyśli Leon. A może opowie mi historię ich śmierci, a tym samym przemienienia. Jay mówił mi, że aby stać się wampirem, trzeba umrzeć mając wampirzą krew w sobie. Chciałam dowiedzieć się jak to było z nimi, ale nie wiedząc czemu nie chciałam pytać o to Jaydena. - Chętnie posłucham tej historii. - Dokończyłam.
-Ja wolę zatańczyć. Stefan mogę Cię prosić? - Wtrąciła się blondynka.
-Nie umiem tańczyć. - Odparł mój towarzysz.
-Kłamie. Jest w tym świetny. Tańczy lepiej niż ktokolwiek tutaj. - Dodał od siebie Leon.
-Pozwolisz Violetta? - Lu zwróciła się do mnie.
-Niech Jayden zdecyduje. - Odpowiedziałam jej.
-No chodź. - Złapała go za rękę i zaprowadziła na parkiet. Biedny Jay. Ciekawe gdzie Federico. Nie chce tańczyć ze swoją dziewczyną? I dlaczego obok niej tak często widzę Leona? To jest dziwne. Zostałam sama ze starszym Verdasem.
-Przepraszam. - Odezwał się chwilę po tym jak o nim pomyślałam. - Zachowałem się jak rasowy pajac próbując Cię pocałować. - Zdziwiłam się. Przecież próbował mnie zahipnotyzować. Gdyby nie naszyjnik od Jaydena nie wiem co by było. Patrzyłam na niego nie odzywając się. - Mój terapeuta twierdzi, że próbuję ukarać brata za przeszłość. - Dobra wymówka z tym terapeutą, serio.
-Za co? - Zapytałam go.
-Szkoda gadać, powiedzmy, że na mężczyznach w mojej rodzinie ciąży klątwa  rywalizacji, która trwa od pierwszych braci Verdas. - Czyli od was? Jeszcze chwila, a wybuchnę i powiem mu, ze znam prawdę. Ale muszę jeszcze poczekać i dowiedzieć się co mi opowie. - Nasze nazwisko wiele tu znaczyło. - Nie no on sobie chyba robi jaja, żyję w tym mieście praktycznie od narodzin i dopiero dwa tygodnie temu usłyszałam o nich pierwszy raz. - Na wojnie. - Dokończył. Teraz rozumiem. Nie w mieście. Głupia ja. - Była taka bitwa.
-Wiem, uczyłam się o niej. Spalono kościół, w którym byli ludzie. - Przerwałam mu, aby trochę przyśpieszyć.
-Przemilczono fakt, że nie zrobili tego nieumyślnie. - Mówił.
-Twierdzisz, że spalono go celowo? - Zapytałam.
-Dokładnie. Spalili ich tam żywcem. - Straszne. - Jayden i Leon stracili tam kogoś bardzo drogiego. Kiedy spieszyli na ratunek zostali zastrzeleni. - Czyli to tak stali się tym, kim są?
-Kto był w tym kościele? - Ciągle go o coś pytałam. Czy to nie dziwne?
-Zapewne kobieta. Za wszystkim zawsze stoi jakaś kobieta. - Odparł. Zrobiło mi się smutno, ale musiałam dowiedzieć się prawdy, nawet jeśli znaczyłoby to ujawnienie tego, że wiem kim jest.
-Sophie? - Wydobyło się z moich ust. Patrzył na mnie bez słowa.
-To było ponad sto lat temu. - Próbował się jakoś wykręcić. - Jak to jest możliwe, że bylibyśmy tam my.
-Dobrze wiesz jak, Leon. - Szepnęłam do niego. - Powiedziałeś mi, że Sophie zginęła w pożarze. Teraz też mówisz o pożarze. To prosta układanka jeżeli wliczymy w nią to - ściszyłam głos - kim jesteście. - Zdziwił się i patrzył na mnie tymi swoimi pięknymi oczami. - Jeżeli chciałeś zepsuć mój związek ze swoim bratem historią o niej to przykro mi ale Ci się to nie uda. Żyła tyle lat temu, że jestem prawie pewna, że nic już dla niego nie znaczy. Jesteś skłócony z bratem, rozumiem, ale nie chce w tym uczestniczyć. Więc proszę nie mieszaj mnie w to. Mam nadzieję, że po tych wszystkich latach rozwiążecie ten cholerny problem. - Uśmiechnęłam się. - I jeszcze jedno, przestań w końcu kłamać i nigdy więcej nie waż się mnie znowu próbować hipnotyzować. Dziękuję. - Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał.
-Mówisz to wszystko ze spokojem? - Zapytał w końcu.
-Tak. - Odparłam. - Czy jest w tym coś złego? - Pokiwał przecząco głową. - To świetnie. Idziemy?
-Jasne. - Rzucił i udaliśmy się w stronę Jaydena i Ludmiły. - Coś nas ominęło? - Zapytał starszy Verdas, kiedy staliśmy obok nich.
-Nie, tylko rozmawiamy. - Odpowiedział mu młodszy brat. - Napijesz się? - Zapytał Leona podsuwając w jego stronę kieliszek z szampanem.
-Nie dziękuję. - Odparł i patrzył na niego z lekką złością. Ciekawe czy chodziło mu o fakt, że znam prawdę?
-Jayden. - Zwróciłam się do mojego chłopaka przerywając niezręczną ciszę. - Zatańczysz?
-Chętnie. - Odpowiedział z uśmiechem i odstawił kieliszek na stół. Złapałam go za rękę i poszliśmy na parkiet.
-Patrz jak ślicznie razem wyglądają. - Usłyszałam głos Ludmiły.
-Zamilcz. - Odpowiedział zdenerwowany Leon. Patrzyłam na niego kątem oka, sama nie wiem dlaczego. Widziałam jak na nas patrzył, na mnie. Zaczęłam się zastanawiać o czym myśli. To dziwne. Ale za chwilę otrząsnęłam się i wróciłam na ziemię, tam gdzie byłam ja, młodszy Verdas i muzyka. Chyba się zakochałam. Jay jest idealny, mimo tego kim jest. Naprawdę czuję się przy nim bezpieczna i jestem naprawdę szczęśliwa.
______________________________
Każdy z was czeka aż coś się w końcu zmieni, mogę wam zdradzić, że już za kilka rozdziałów (bliżej niż dalej) coś się wydarzy i zmieni :) Czekajcie :)
Na razie musicie jeszcze wytrzymać :)
Tymczasem macie 7 :) miłej lektury ^^
Andzi ;*

piątek, 4 marca 2016

Rozdział 6 ~"Zgłupiałeś?"




Rozmawiałem z Ludmiłą, kiedy do salonu wszedł mój brat.
-Ej Blondi, idź zapytaj Violetty, czy mogłabyś w czymś pomóc. - Powiedział do dziewczyny.
-Zwariowałeś? Mam zmywać gary? - Zaśmiała się.
-Sprawdź czy dziewczyną trzeba pomóc. - Powiedział patrząc w jej oczy.
-Sprawdzę, czy dziewczyną trzeba pomóc. - Powiedziała z uśmiechem i poszła do kuchni.
-Dotarłeś tu, poznałeś Violettę, a teraz odjedź. - Rzuciłem w jego stronę kiedy tylko znikła za progiem.
-Nie. - Odparł. - Zostałem zaproszony, mogę tu wrócić kiedy tylko zechcę, rozumiesz? Mogę tu wrócić jutro, po jutrze, co dziennie. Mogę tu być. I zrobić z Violettą co tylko będę chciał, bo dla mnie to jest normalne. - Zaszydził ze mnie. Nie wytrzymuje z tym człowiekiem. Mam go już naprawdę dość. Chwilę później przyszły dziewczyny, nasi goście zabrali swoje rzeczy, pożegnali się, a kilka minut później byłem już sam z Violettą.
-Dzięki za ten wieczór. - Powiedziałem do dziewczyny.
-Ja też Ci dziękuję. - Posłałem jej uśmiech, który odwazajemniła.
-Dobra, na mnie też już chyba czas. - Odezwałem się po jakimś czasie.
-Nie musisz..
-Muszę. - Przerwałem jej. - Dobranoc Violu. Pocałowałem ją w policzek, wziąłem moją skórzaną kurtkę i wyszedłem z domu dziewczyny.  Mimo obecności mojego brata, ten wieczór był naprawdę udany.  Zakochuję się w niej z dnia na dzień coraz bardziej.


*****

Obudziłam się rano i jak zwykle chciałam sięgnąć pod poduszkę ale kiedy nic tam nie znalazłam przypomniało mi się, że dostałam nową szansę. To jest jak nowe życie, bez ćpania, bez smutku, łez. Mogę zacząć w końcu cieszyć się życiem. Z Jaydenem też się układa, mimo faktu, że jest kim jest, wiem że jestem z nim bezpieczna. Wstałam z łóżka i poszłam wziąć prysznic. Cieszyłam się każdym szczegółem życia jak dziecko. Wyszłam z pod prysznica, po czym wróciłam do pokoju i stanęłam przed lustrem. Moje podkrążone oczy były podkrążone mniej niż zazwyczaj. Moja twarz nie była tą samą twarzą ćpunki sprzed kilku dni. Spojrzałam na siebie, jestem piękna. Tylko te ślady na ręce, chciałabym, żeby nigdy ich tam nie było. Ale są i każdego dnia będą przypominać mi o tym kim byłam, co robiłam i w jakie gówno się wpiepszyłam.
Ubrałam się i zadzwoniłam do Francescy. Zapytałam jej czy ma ochotę na zakupy, ale niestety dzisiaj nie mogła. Kiedy skończyłam rozmowę z włoszką, wybrałam numer do Ludmiły. Jednak i tu usłyszałam odmowę. Musiałam kupić sobie kilka nowych rzeczy, tak dawno nie byłam na zakupach, zdesperowana zadzwoniłam do Jaydena.
-Słucham? - Odebrał po dwóch sygnałach.
-Cześć, co robisz?- Zapytałam bez zastanowienia.
-A coś się stało? - Odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Chciałam iść na zakupy nie miałbyś ochoty iść ze mną? Wiem, to głupie ale dziewczyny są zajęte.
-Jasne, za chwilę będę u Ciebie. - Zaśmiał się.
-No tak to twoje wampirze tempo. - Również się zaśmiałam.
-Do zobaczenia. - Rzucił i się rozłączył.

Od dobrych trzech godzin chodzimy po sklepach, mam już tyle torb z ubraniami, że Jayden musi mi je pomóc nosić. Dostałam od niego przepiękny łańcuszek, powiedział mi, że trzymał go bardzo długo, dla specjalnej osoby. Powiedział mi też że jest w nim specjalna roślina, dzięki której żaden wampir nie będzie mógł mnie zahipnotyzować. Tak, zahipnotyzować. Niedawno się o tym dowiedziałam. Zastanawiam się czy Sofie też go nosiła. Ehh to głupie. Czemu ciągle jakaś część mnie o niej myśli. Od czasu odtrucia wszystkie uczucia odczuwam silniej, czasem zbyt mocno. Są dni kiedy mam wielką ochotę do tego wrócić. Jeyden załatwił mi odwyk. Ale czy tam pójdę? Nie wiem. Zacznę tam ćpać, wiem o tym. Powiedzieli mu, że będą trzymać dla mnie miejsce. Nie mam pojęcia co zrobić.
-Idziemy siąść do tej kawiarni? Nogi mi odpadają. - Zwróciłam się do mojego towarzysza. Robi się ciemno, niedługo trzeba wracać do domu.
-Jasne, chodź. - Weszliśmy do środka i zajęliśmy wolny stolik przy oknie. Chwilę po tym przyszedł do nas kelner i zamówiliśmy sobie po jednej kawie z mlekiem. Jay ciągle patrzył w jeden punkt za oknem.
-Co ty tam widzisz? - Zaśmiałam się do niego.
-Mam wrażenie, że o czymś zapomniałem. - Spojrzał na mnie.
-Hmm.. Czego mógłbyś zapomnieć? - Zapytałam go.
-Nie mam pojęcia. - Zaśmiał się razem ze mną. Siedzieliśmy i patrzyliśmy na siebie w ciszy. Przeszkodził nam w tym tylko kelner z naszym zamówieniem. Wtedy powiedzieliśmy ciche 'dziękuję' i dalej patrzyliśmy na siebie. Jest taki przystojny. - Już wiem. - Odezwał się kończąc swój napój. - Mleko. - Zaśmiałam się.
-Dobrze to idź do supermarketu, ja dopiję kawę i będę na Ciebie czekać przed kawiarnią. - Zaproponowałam.
-Na pewno? - Skinęłam na znak potwierdzenia. - Dobrze, w takim razie do zobaczenia.
-Leć. - Zaśmiałam się. Jeyden wstał, położył pięniądze za nasze zamówienie na stolik i wyszedł, a ja patrzyłam na jego sylwetkę oddalającą się z każdą chwilą coraz bardziej, niedługo po tym znikł za budynkami. Dokończyłam swoją kawę, podziękowałam i wyszła przed kawiarnię. Zapadł już zmrok, a ja czekałam na Jaya już około dziesięciu minut.
-Cześć. - Usłyszałam za sobą, na co się szybko odwróciłam.
-O hej Leon. - Uśmiechnęłam się trochę niepewnie. - Co tu robisz?
-Ja - zaśmiał się.- Ukrywam się przed taką jedną.
-Dlaczego? - Zapytałam śmiejąc się.
-Nie daje mi spokoju. Muszę odsapnąć. Już nie mogę jej słuchać, ciągle mówi i mówi. Czasem nawet nie wiem o co jej chodzi. - Wyznał.
-Tak, chyba rozumiem. - Odparłam. - Może to znak? - Zaśmiał się.
-Jest bardzo młoda. - Spojrzałam pytająco na niego. - Znaczy no, niewiele młodsza ode mnie. - Ciekawe czy on wie o tym, że znam jego tajemnicę? - Jakoś nie widzę perspektyw. Doprowadzałaby mnie ciągle do szału.
-Nie znam jej, więc nie mogę tego oceniać. - Byłam lekko zakłopotana.
-Jasne, rozumiem. Chyba zaczynam również gadać tak dużo jak ona. Widzę że wprawiłem Cię w zakłopotanie. Przepraszam. Nie chciałem. - Pokiwałam na to głową. Gdzie jest Jeyden?
-Dobrze. - Odpowiedziałam, spojrzałam w jego piękne oczy. I znowu poczułam to dziwne uczucie, które mówi mi, że widziałam jej już wcześniej. To dla mnie niezrozumiałe.
-Tak. - Również patrzył w moje oczy. - Mam inne intencje, ty też. Widzę to, w Twoich oczach. Pragniesz mnie.
-Przepraszam, co? - Pogubiłam się. Ten człowiek umie szybko zmieniać temat. O co mu chodzi?
-Działam na Ciebie. Pociągam Cię. Myślisz o mnie nawet kiedy nie chcesz. Pewnie Ci się śniłem. - Ejej, skąd on to wie? To było raz, a ten sen był dziwny, przerażający. - A teraz. - Patrzył mi głebiej w oczy, tak jakby wzrokiem potrafił przeszyć mnie na wylot i odczytać każdą moją myśl. - Chcesz mnie pocałować. - Czy on mnie właśnie próbował zahipnotyzować? Zbliżał się do moich ust. Serio? Naprawdę chce mnie pocałować. Co za idiota. Nie mogę w to uwierzyć. Walnęłam go w policzek z otwartej ręki. Przecież spotykam się z jego bratem. Palant.
-Zgłupiałeś? Nigdy więcej nie próbuj na mnie tych sztuczek. Nie wiem co sobie myślałeś i nie wiem w co się bawisz, ale nie będę brać w tym udziału. Cokolwiek zdarzyło się w przeszłości zrozum jedno. Nie jestem Sophie. - Powiedziałam, po czym wyminęłam go i poszłam w stronę, z której po chwili zaczął wyłaniać się Jayden. Dziękuję, w końcu. Chce już wracać do domu.


*****

Kiedy już razem z Violettą wracałem do domu opowiadała mi co wydarzyło się między nią i Leonem. Nie mogę nadal w to uwierzyć. W co on gra? Z każdą chwilą coraz bardziej boję się o Violę. Dobrze, że dałem jej ten naszyjnik z werbeną. Będzie ją chronił oczywiście muszę wymyślić coś lepszego. A najlepiej pozbyć się mojego brata z Los Angeles. Ale czy to wykonalne?
Odprowadziłem dziewczynę pod drzwi, pożegnałem się z nią, przekazałam wszystkie torby i ruszyłem w dalszą drogę do domu. Ciągle zastanawiając się nad tym co mogę zrobić z bratem, wszedłem do budynku.
-Cześć braciszku. - Przywitał mnie Leon kiedy tylko przekroczyłem próg. Jak zwykle siedział przy kominku i pił swój ukochany bourbon. Wszedłem do salonu i bez słowa nalałem sobie alkoholu do szklanki. - Niezła sztuczka z Violettą. - Usiadłem w fotelu. - Niech zgadnę. Werbena w wisiorku. - Brawo. Nawet jesteś mądry. - Byłem zaskoczony. Dawno nikt mi się nie oparł. - Pokiwałem zadowolony głową. - Skąd ją miałeś?
-To ważne? - Odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Irytuje mnie ten człowiek.
-Nie, wcale. - Rzucił z ironią. Dopiłem wisky, wstałem i odstawiłem pustą szklankę na stolik z różnymi trunkami. Ruszyłem powoli w stronę wyjścia z tego pomieszczenia. - Trudno, uwiodę ją w staromodny sposób. Albo od razu zjem. - Zatrzymałem się. Wiem, że powiedział to specjalnie, ale przesadził.
-Nie. - Odwróciłem się. - Nie zrobisz jej krzywdy. Dlaczego? Bo w głębi serca jej współczujesz. Przypomnij sobie jak ją uratowałeś. Patrzyłeś na nią inaczej. Martwiłem się, że nie pozostało w tobie ani krzty człowieczeństwa. Że stałeś się potworem, którego udajesz. Ale wtedy zobaczyłem w Tobie uczucia, zobaczyłem starego Leona. Tego, którym byłeś przed...tym. - Pokazałem ręką na niego.
-Nie udaję. - Odpowiedział szybko.
-To mnie zabij. - Rzuciłem pewnie.
-Kuszące. - Uśmiechnął się.
-Nie, mogłeś, a jednak istnieję, żyję. Ty też. Wciąż mnie prześladujesz. Po ponad 140 latach. Sophie nie ma, uciekła, zostawiła Cię. Nienawidzisz mnie bo ją kochałeś i dręczysz mnie, bo nadal ją kochasz. A to bracie są uczucia, człowieczeństwo.
-Człowieczeństwo? - Zadrwił. - Daj mi dzień, a obiecuję, że wybiję pół tego miasta.
-I po co to robisz? - Zapytałem. - Chcesz mi udowodnić, że w stu procentach wyłączyłeś uczucia? Czy może jednak chcesz przekonać samego siebie. Leon daj sobie spokój z udawaniem i zacznij w końcu, żyć tak jak wszyscy.
-Oj Jeyden. - Zaczął.
-Skończyłem. - Przerwałem mu.- Dobranoc. - Odwróciłem się i poszedłem do swojego pokoju. Może chociaż trochę przemówiłem mu do tej tępej głowy.
____________________________________________________________
Nie wiem czy podoba wam się to co piszę :/
Mam wrażenie że sporo was nie czyta bo myśli że wszystko potoczy się tak jak w serialu. Ale mogę zapewnić was, że tak wyglądają tylko pierwsze rozdziały. Później zmienię całą historię, wywrócę to wszystko do góry nogami :)
Chciałabym wiedzieć że w ogóle ktoś to czyta. :)
Wystarczy mi zwykła kropka w komentarzu, a będę wiedziała że tu jesteś :)
Dziękuję  <3
Miłej lektury :)
żegnam się z wami na dzień dzisiejszy ^^ Do zobaczenia za dwa tygodnie :)
Dobranoc xD
Pa ;*
Andzi xx ;*